Naprawdę przepraszam ale dzisiaj wróciłam do mojego masteczka o 10 rano. A wstałam o piątej i o 6 wyjechałam z warszawy, a o jedynastej wyjechałam na spływ. Wróciłam o 22 i jestem padnięta. No, ale dzisiaj się dowiedziałam, że jutro wyjeżdżam z kuzynką na wieś na 3 dni. Wracam w środę, a więc musicie poczekać na rozdział, ale na pewno pojawi się w tygodniu po powrocie. Wybaczcie.. Całuję:*
Weronika Love
sobota, 24 sierpnia 2013
poniedziałek, 19 sierpnia 2013
kolejny wyjazd...
No a więc tak na szybko bo za 30 minut jadę do Warszawy, do mojej rodziny. Nie sądzę, że będę miała czas na pisanie... ale tym razem wracam szybko, bo w piątek. A więc kolejny rozdział w weekend. Całuję :*
Weronika Love
Weronika Love
piątek, 9 sierpnia 2013
rozdział 16- Sory, ale nie widziałam jeszcze osiemnastolatka oglądającego teletubisie.
Laura
Z ulgą pchnęłam, wielkie, szklane drzwi, które odgradzały szpital od świata. Uderzyło mnie znajome ciepłe powietrze, pachnące trawą i spalinami (no tak- L.A.). Zauważyłam, że Ross trzyma mnie za rękę. Idziemy przez ulicę, trzymamy się za ręce, a obok nas podąża mały chłopiec, ciekawe co sobie o nas pomyślą przechodnie. To naprawdę interesujący widok, wyglądamy jak para, a nią nie jesteśmy.
- Lura, mieliśmy iść teraz do cyrku, pamiętasz?- zapytał chłopak, delikatnie się uśmiechając.
- Musimy? Nie lubię cyrku.- Przewróciłam oczami.
- Kiedyś lubiłaś, zawsze jak przyjeżdżał pierwsza wyganiałaś mnie z domu.
- Ale już nie lubię- stwierdziłam, tylko odrobinę kłamiąc.
- A co ty na to Nelson?- Blondy zwrócił się do chłopca. Wiedziałam, że nie mam z nim szans, tak samo wiedziałam jak odpowie Nelson.
- Tak, do cyrku!- Moje obawy się potwierdziły, chłopczyk trzymał stronę Rossa.
- To co Marano, odpuszczasz? Czy może mam cię tam zanieść?- spojrzał na mnie wzrokiem przewagi i wygranej. Uśmiech miał szatański, który mówił sam za siebie "wygrałem".
- Nie odpuszczam, w życiu.- Uśmiechnęłam się złowieszczo. Staliśmy twarzą w twarz.
- Sama tego chciałaś- Nie zdążyłam zareagować, kiedy blondyn przerzucił mnie sobie przez ramię. "Leżałam" teraz na jego barku, a on tak jakby mój ciężar nie sprawiał żadnego obciążenia, szedł dalej, a za nim uśmiechnięty Nelson.
- Puść mnie! Jestem za ciężka abyś mnie niósł!- krzyknęłam marszcząc brwi. Mimo, że noszenie przez chłopaka nie było najgorsze. To było całkiem przyjemne.
- Zapomnij. Jesteś dziewczyną, nie możesz być cięszka.
- To chodźmy chociaż do mojego domu. Chce się przebrać- mruknęłam, wiedząc, że nic nie zdziałam.
***
- Błagam, pospiesz się tylko- narzekał Ross już od jakiś 15 minut. Ja siedziałam w łazience, poprawiając swój wygląd. Tak, potrzebowałam porządnej metamorfozy. Kiedy Ross, przed moim domem postawił mnie na ziemi, najprościej- wyglądałam strasznie. Ale kto by tak nie wyglądał, po takiej przeprawie? Kiedy moje włosy osiągnęły znośny wygląd, musnęłam usta błyszczykiem i zaczęłam przebierać się w wcześniej wybrane ubrania.
Wyszłam z łazienki. Weszłam do salonu gdzie zastałam blondyna siedzącego na fotelu i Nelsona, spoczywającego na kanapie. Oboje nawet nie zauważyli, że weszłam do pokoju. Siedzieli wpatrzeni w ekran telewizora, z szeroko otwartymi oczami. Wyglądali jak zahipnotyzowani. Zdziwiona, spojrzałam na urządzenie, które tak mocno wciągnęło obu chłopaków. Kiedy zobaczyłam co oglądają, wybuchłam histerycznym śmiechem. Na ekranie telewizora leciały... teletubisie. Dopiero po moim wybuchu śmiechu chłopacy zwrócili na mnie uwagę.
- Z czego się tak śmiejesz?- zapytał zirytowany Ross.
- Sorry, ale nie widziałam jeszcze osiemnastolatka oglądającego teletubisie- mówiłam przez śmiech.
- Haha ale nic innego nie było! Ty postanowiłaś zamieszkać w łazience, a my się nudziliśmy. Nie mieliśmy innego wyboru- albo to, albo czekanie na ciebie w nieskończoność!
- No już dobrze, dobrze. Ale jak jeszcze raz nakryję cię na oglądaniu teletubisiów, nie wykręcisz się tak łatwo!- oznajmiłam, nadal chichocząc miedzy słowami.- Ross-tubiś- zażartowałam.
- Idziemy?- odezwał się jak dotąd milczący Nelson. Nie czekając na odpowiedź złapał mnie i Rossa za rękę i poprowadził w stronę drzwi wyjściowych.
***
Gdy Ross kupił trzy bilety, weszliśmy do wielkiego namiotu. Uderzyła mnie fala powietrza przepełnionego zapachem waty cukrowej i popkornu. W okół było wielu ludzi, przepychających się, aby zająć jak najlepsze miejsca. W około panował chaos i harmider. Większość trybun była już pozajmowana, tylko krzesła z przodu były puste. Nazywają te krzesła lożami. Są odgrodzone taśmą, a żeby móc na nich usiąść trzeba zapłacić o wiele więcej niż za normalne bilety. Jest to też przywilej, gdyż to zawsze z loży wybierają ludzi na scenę.
- Gdzie siadamy?- Starając się przekrzyczeć tłum, próbowałam porozumieć się z Rossem.
- Kupiłem bilety, aby usiąść w loży- krzyczał blondyn.
- Ale po co? Chciało ci się wydawać tyle kasy?
- Skoro udaje mi się gdzieś ciebie wyciągnąć raz na parę lat, to wolę zapamiętać ten dzień.- Uśmiechną się słodko, a ja odpowiedziałam mu tym samym. Muszę przyznać, że chłopak został obdarzony boskim uśmiechem. Zajęliśmy miejsca w loży. Ja siedziałam na środku, a z mojej lewej strony usadowił się Ross, zaś z drugiej Nelson.
- Poczekajcie tu, zaraz przyjdę- odparł blondyn i po chwili znikną w tłumie. Wrócił po pięciu minutach z dwiema cukrowymi watami- jedna duża, druga mniejsza i z dwiema paczkami popkornu.
- Dać tobie pieniądze, to tak jak dać pieniądze dla dziecka- powiedziałam przewracając oczami.
- Nie prawda! Po prostu chcę się dobrze bawić! Było by miło, gdybyś też zaczęła!
- No ok, ok zacznę.
Ross podał Nelsonowi mniejszą watę i jeden popkorn. Między nami postawił jeden kubełek popkornu, a sam jedną ręką trzymał watę, tak abym mogła dosięgnąć.
Przedstawienie trwa już od paru minut. Na scenę wychodzą po kolei: akrobaci, tancerze, iluzjoniści, zwierzęta, treserzy. Aż na arenę swoimi wielkimi czerwonymi butami wszedł, czerwo-nonosy mężczyzna z kolorową peruką na głowie, nazywany klaunem. Zaczął się wygłupiać rozśmieszając tym publiczność. Aż przyszła chwila, kiedy jako pomocników zaczął wybierać osoby z widowni. Jego wzrok zatrzymał się na mnie i Ross' ie. Wezwał nas do siebie, pokazując co mamy robić. Na scenę oprócz nas weszło jeszcze parę osób, które klaun rozstawił w rzędzie. Pokazywał dla każdego po kolei co ma robić. Pierwszy mężczyzna musiał złożyć ręce w pistolet i udawać, że strzela. Druga, kobieta musiała klaskać i tupać. Za to ja byłam trzecia... kazano mi... tańczyć makarenę. Kolejny był Ross, biedaczek miał najgożej... rozkazali mu latać po scenie i powalać innych...super. Każdy swoje zadanie miał wykonywać w tym samym czasie. To co z tego wyszło to była masakra... czysta masakra... zwłaszcza, że Ross najczęściej powalał mnie.
W końcu minęła połowa przedstawienia i ogłoszona została pół godzinna przerwa. Wszyscy, łącznie z nami, wychodzili na dwór. Można tam było pojeździć na kucykach, wielbłądach, czy pogłaskać kozy. Oczywiście przejażdżki były dodatkowo płatne. Niespodziewanie Ross złapał mnie za rękę i pociągną w stronę przejażdżek na wielbłądach.
Zanim się zorientowałam, zostałam posadzona na wielbłąda, wraz z Rossem. Ja siedziałam z przodu, a chłopak z tyłu.
- Ross, a jak spadnę? To będzie twoja wina! To ty mnie tu posadziłeś!
- Nie spadniesz, a jak zaczniesz spadać, to cię złapię, ok?
- To pociągnę ciebie ze mną!
Chłopak nic nie odpowiedział, tylko objął mnie w talli. To było coś niezwykłego. Poczułam dziwne zaciśnienie w brzuchu, tak jakby, ktoś związał mnie ciasną liną.
- Widzisz? Nie spadniesz.- Usłyszałam cichy szept, tuż przy moim uchu...
***
Witajcie po długiej przerwie :) Dzisiejszy rozdział jest dłuższy, niż poprzednie. Jest to taki bonus, że tyle czekaliście. Ale cóż... był wyjazd bez WI-FI. Moja mama powiedziała, że byłam na odwyku... w tym jest odrobina prawdy. Moim zdaniem rozdział jest odrobinę, dziwny? Ale cóż, opinię zostawiam wam :) Do domu dotarłam o 5:30 rano z środy na czwartek. A jeśli chodzi o kolejne 2 blogi, o nie się nie martwcie ponieważ na obu zaczynam coś tworzyć :D Jakoś tak na ten szybciej wstawiam, bo wena mnie naszła :) A no i ostatnia rzecz dotycząca bloga: http://austin-ally-dziwna-historia.blogspot.com/ O tuż muszę się pochwalić, że na wyjeździe przeczytałam książkę! Książka była tak boska, że naprawde polecam Wybrani. Jest to moja ulubiona z ... co ja ściemniać będę, przeczytałam (bez lektur) jedną książkę... A więc, to na niej postanowiłam odwzorować niektóre wydarzenia na blogu. Mam nadzieję, że wam się spodoba :) Całuję:*
Weronika Love
Z ulgą pchnęłam, wielkie, szklane drzwi, które odgradzały szpital od świata. Uderzyło mnie znajome ciepłe powietrze, pachnące trawą i spalinami (no tak- L.A.). Zauważyłam, że Ross trzyma mnie za rękę. Idziemy przez ulicę, trzymamy się za ręce, a obok nas podąża mały chłopiec, ciekawe co sobie o nas pomyślą przechodnie. To naprawdę interesujący widok, wyglądamy jak para, a nią nie jesteśmy.
- Lura, mieliśmy iść teraz do cyrku, pamiętasz?- zapytał chłopak, delikatnie się uśmiechając.
- Musimy? Nie lubię cyrku.- Przewróciłam oczami.
- Kiedyś lubiłaś, zawsze jak przyjeżdżał pierwsza wyganiałaś mnie z domu.
- Ale już nie lubię- stwierdziłam, tylko odrobinę kłamiąc.
- A co ty na to Nelson?- Blondy zwrócił się do chłopca. Wiedziałam, że nie mam z nim szans, tak samo wiedziałam jak odpowie Nelson.
- Tak, do cyrku!- Moje obawy się potwierdziły, chłopczyk trzymał stronę Rossa.
- To co Marano, odpuszczasz? Czy może mam cię tam zanieść?- spojrzał na mnie wzrokiem przewagi i wygranej. Uśmiech miał szatański, który mówił sam za siebie "wygrałem".
- Nie odpuszczam, w życiu.- Uśmiechnęłam się złowieszczo. Staliśmy twarzą w twarz.
- Sama tego chciałaś- Nie zdążyłam zareagować, kiedy blondyn przerzucił mnie sobie przez ramię. "Leżałam" teraz na jego barku, a on tak jakby mój ciężar nie sprawiał żadnego obciążenia, szedł dalej, a za nim uśmiechnięty Nelson.
- Puść mnie! Jestem za ciężka abyś mnie niósł!- krzyknęłam marszcząc brwi. Mimo, że noszenie przez chłopaka nie było najgorsze. To było całkiem przyjemne.
- Zapomnij. Jesteś dziewczyną, nie możesz być cięszka.
- To chodźmy chociaż do mojego domu. Chce się przebrać- mruknęłam, wiedząc, że nic nie zdziałam.
***
- Błagam, pospiesz się tylko- narzekał Ross już od jakiś 15 minut. Ja siedziałam w łazience, poprawiając swój wygląd. Tak, potrzebowałam porządnej metamorfozy. Kiedy Ross, przed moim domem postawił mnie na ziemi, najprościej- wyglądałam strasznie. Ale kto by tak nie wyglądał, po takiej przeprawie? Kiedy moje włosy osiągnęły znośny wygląd, musnęłam usta błyszczykiem i zaczęłam przebierać się w wcześniej wybrane ubrania.
Wyszłam z łazienki. Weszłam do salonu gdzie zastałam blondyna siedzącego na fotelu i Nelsona, spoczywającego na kanapie. Oboje nawet nie zauważyli, że weszłam do pokoju. Siedzieli wpatrzeni w ekran telewizora, z szeroko otwartymi oczami. Wyglądali jak zahipnotyzowani. Zdziwiona, spojrzałam na urządzenie, które tak mocno wciągnęło obu chłopaków. Kiedy zobaczyłam co oglądają, wybuchłam histerycznym śmiechem. Na ekranie telewizora leciały... teletubisie. Dopiero po moim wybuchu śmiechu chłopacy zwrócili na mnie uwagę.
- Z czego się tak śmiejesz?- zapytał zirytowany Ross.
- Sorry, ale nie widziałam jeszcze osiemnastolatka oglądającego teletubisie- mówiłam przez śmiech.
- Haha ale nic innego nie było! Ty postanowiłaś zamieszkać w łazience, a my się nudziliśmy. Nie mieliśmy innego wyboru- albo to, albo czekanie na ciebie w nieskończoność!
- No już dobrze, dobrze. Ale jak jeszcze raz nakryję cię na oglądaniu teletubisiów, nie wykręcisz się tak łatwo!- oznajmiłam, nadal chichocząc miedzy słowami.- Ross-tubiś- zażartowałam.
- Idziemy?- odezwał się jak dotąd milczący Nelson. Nie czekając na odpowiedź złapał mnie i Rossa za rękę i poprowadził w stronę drzwi wyjściowych.
***
Gdy Ross kupił trzy bilety, weszliśmy do wielkiego namiotu. Uderzyła mnie fala powietrza przepełnionego zapachem waty cukrowej i popkornu. W okół było wielu ludzi, przepychających się, aby zająć jak najlepsze miejsca. W około panował chaos i harmider. Większość trybun była już pozajmowana, tylko krzesła z przodu były puste. Nazywają te krzesła lożami. Są odgrodzone taśmą, a żeby móc na nich usiąść trzeba zapłacić o wiele więcej niż za normalne bilety. Jest to też przywilej, gdyż to zawsze z loży wybierają ludzi na scenę.
- Gdzie siadamy?- Starając się przekrzyczeć tłum, próbowałam porozumieć się z Rossem.
- Kupiłem bilety, aby usiąść w loży- krzyczał blondyn.
- Ale po co? Chciało ci się wydawać tyle kasy?
- Skoro udaje mi się gdzieś ciebie wyciągnąć raz na parę lat, to wolę zapamiętać ten dzień.- Uśmiechną się słodko, a ja odpowiedziałam mu tym samym. Muszę przyznać, że chłopak został obdarzony boskim uśmiechem. Zajęliśmy miejsca w loży. Ja siedziałam na środku, a z mojej lewej strony usadowił się Ross, zaś z drugiej Nelson.
- Poczekajcie tu, zaraz przyjdę- odparł blondyn i po chwili znikną w tłumie. Wrócił po pięciu minutach z dwiema cukrowymi watami- jedna duża, druga mniejsza i z dwiema paczkami popkornu.
- Dać tobie pieniądze, to tak jak dać pieniądze dla dziecka- powiedziałam przewracając oczami.
- Nie prawda! Po prostu chcę się dobrze bawić! Było by miło, gdybyś też zaczęła!
- No ok, ok zacznę.
Ross podał Nelsonowi mniejszą watę i jeden popkorn. Między nami postawił jeden kubełek popkornu, a sam jedną ręką trzymał watę, tak abym mogła dosięgnąć.
Przedstawienie trwa już od paru minut. Na scenę wychodzą po kolei: akrobaci, tancerze, iluzjoniści, zwierzęta, treserzy. Aż na arenę swoimi wielkimi czerwonymi butami wszedł, czerwo-nonosy mężczyzna z kolorową peruką na głowie, nazywany klaunem. Zaczął się wygłupiać rozśmieszając tym publiczność. Aż przyszła chwila, kiedy jako pomocników zaczął wybierać osoby z widowni. Jego wzrok zatrzymał się na mnie i Ross' ie. Wezwał nas do siebie, pokazując co mamy robić. Na scenę oprócz nas weszło jeszcze parę osób, które klaun rozstawił w rzędzie. Pokazywał dla każdego po kolei co ma robić. Pierwszy mężczyzna musiał złożyć ręce w pistolet i udawać, że strzela. Druga, kobieta musiała klaskać i tupać. Za to ja byłam trzecia... kazano mi... tańczyć makarenę. Kolejny był Ross, biedaczek miał najgożej... rozkazali mu latać po scenie i powalać innych...super. Każdy swoje zadanie miał wykonywać w tym samym czasie. To co z tego wyszło to była masakra... czysta masakra... zwłaszcza, że Ross najczęściej powalał mnie.
W końcu minęła połowa przedstawienia i ogłoszona została pół godzinna przerwa. Wszyscy, łącznie z nami, wychodzili na dwór. Można tam było pojeździć na kucykach, wielbłądach, czy pogłaskać kozy. Oczywiście przejażdżki były dodatkowo płatne. Niespodziewanie Ross złapał mnie za rękę i pociągną w stronę przejażdżek na wielbłądach.
Zanim się zorientowałam, zostałam posadzona na wielbłąda, wraz z Rossem. Ja siedziałam z przodu, a chłopak z tyłu.
- Ross, a jak spadnę? To będzie twoja wina! To ty mnie tu posadziłeś!
- Nie spadniesz, a jak zaczniesz spadać, to cię złapię, ok?
- To pociągnę ciebie ze mną!
Chłopak nic nie odpowiedział, tylko objął mnie w talli. To było coś niezwykłego. Poczułam dziwne zaciśnienie w brzuchu, tak jakby, ktoś związał mnie ciasną liną.
- Widzisz? Nie spadniesz.- Usłyszałam cichy szept, tuż przy moim uchu...
***
Witajcie po długiej przerwie :) Dzisiejszy rozdział jest dłuższy, niż poprzednie. Jest to taki bonus, że tyle czekaliście. Ale cóż... był wyjazd bez WI-FI. Moja mama powiedziała, że byłam na odwyku... w tym jest odrobina prawdy. Moim zdaniem rozdział jest odrobinę, dziwny? Ale cóż, opinię zostawiam wam :) Do domu dotarłam o 5:30 rano z środy na czwartek. A jeśli chodzi o kolejne 2 blogi, o nie się nie martwcie ponieważ na obu zaczynam coś tworzyć :D Jakoś tak na ten szybciej wstawiam, bo wena mnie naszła :) A no i ostatnia rzecz dotycząca bloga: http://austin-ally-dziwna-historia.blogspot.com/ O tuż muszę się pochwalić, że na wyjeździe przeczytałam książkę! Książka była tak boska, że naprawde polecam Wybrani. Jest to moja ulubiona z ... co ja ściemniać będę, przeczytałam (bez lektur) jedną książkę... A więc, to na niej postanowiłam odwzorować niektóre wydarzenia na blogu. Mam nadzieję, że wam się spodoba :) Całuję:*
Weronika Love
Subskrybuj:
Posty (Atom)