niedziela, 28 kwietnia 2013

rozdział 2- W życiu są rzeczy niespotykane, ale czy to może być prawda?

Laura
Siedziałam na parapecie wpatrując się w nagrzane od słońca chodniki. "Muszę coś ze sobą zrobić" pomyślałam i spojrzałam na swój ubiór. Wyglądałam beznadziejnie. Miałam na sobie rozciągnięty
T- shirt, czarne leginsy i zwisający mi do kolan zapinany sweterek. Podeszłam do szafy i wyjęłam dżinsy oraz bluzkę w kwiaty. Spojrzałam w lustro. "Coraz lepiej Marano" pomyślałam i zeszłam na dół. Zobaczyłam moją babcię śpiącą na fotelu. Cicho otworzyłam drzwi i wyszłam na dwór. Słońce delikatnie raziło, było ciepło, w końcu to wakacje. Udałam się do parku. Usiadłam na ławce i zaczęłam czytać książkę. Minęło dobre 20 minut, kiedy nagle podbiegł do mnie jakiś chłopak. Miał blond włosy i bronzowe oczy.
- Hej, zrobisz coś dla mnie?- zapytał. Spojrzałam na niego. Przypominał mi kogoś, ale nie mogłam sobie przypomnieć kogo. Więc cały czas wpatrywałam się w niego jak w obrazek. Przypuszczam, że nie zrobiłam dobrego wrażenia, ponieważ moje usta były nieco otwarte, a oczy nawet nie mrugały. Ciekawe, co sobie o mnie pomyślał.
- No to jak?- zapytał ponownie, wyraźnie zniecierpliwony.
- Zależy co- wkońcu się ocknęłam, starałam się na niego nie patrzeć, ale znając mnie, po chwili mój wzrok znowu skierował się w stronę blondyna.
- A więc, musisz mnie ukryć, tylko na chwilkę, żeby tamta dziewczyna mnie nie widziała- powiedział wskazując na blondynkę idącą w naszą stronę. Była widocznie zdenerwowana.
- Dobrze- odpowiedziałam podając mu okulary przeciw słoneczne i słomiany kapelusz. Szybko ubrał to co mu dałam i usiadł na ławce obok mnie. Wyglądał naprawdę zabawnie, bo okulary były koloru różowego, a kapelusz miał kokardę tego samego koloru. Tym razem udało mi się zapanować nad chęcią jeszcze jednego spojrzenia na chłopaka, co zapewne skończyło by się wybuchem niekontrolowanego śmiechu. Po chwili obok nas przeszła niebieskooka blondynka. Zatrzymała się przede mną i spoglądała na chłopaka siedzącego obok mnie.
- Jakiś problem?- zapytałam zerkając zza książki.
- Nie, nie...tylko...nie ważne- powiedziała i odeszła. Blondyn odczekał chwilę, aż dziewczyna zniknęła za horyzontem.
- Dzięki- odetchną z ulgą, oddając mi moje rzeczy.- To była moja była dziewczyna- dodał. Po chwili zaczą mi się przyglądać, tak jak ja mu wcześniej. Teraz wiem co czuł, kiedy moje paczydła zwisały na jego osobie. Stał w bez ruchu i cały czas wbijał we mnie wzrok. To było strasznie krępujące. Znowu starałam się nie patrzeć się na niego. W końcu nie wytrzynałam tego i uniosłam wzrok. Te oczy były takie...takie...znajome. Już bym się zamyśliła, kiedy moja podświadomość zaragowała. "Ockni się Laura!" powiedział mój rozum. Moje serce zatem skłaniało mnie na głębokie rozmyślanie nad tymi oczami. Mówiło, że jak jeszcze trochę się zagłębie to znajdę odpowiedź na pytanie, dlaczego te oczy są mi znane. Po chwili odezwał się rozsądek. "Będziesz jak głupia lampiła się na chłopaka!? Wystraszysz go!". W tej chwili przyznałam rację dla bardziej logicznej strony mojego umysłu. W końcu przerwałam ciszę.
- Coś nie tak?- zapytałam. Po minie chłopaka stojącego przede mną zobaczyłam, że także stoczył podobną walkę z umysłem, tylko on chyba posuchał innej strony niż ja, tej marzycielskiej i pełnej rozmyśleń nad wszystkim co zobaczy, a w tej  chwili to ja byłam celem filozofowania w umyśle chłopaka.
- Wszystko w pożądku, tylko czy my się już nie spotkaliśmy?- zapytał wyrwany z równowagi.
- Chyba nie...- odpowiedziałam. Chłopak już chciał mi się przedstawić, kiedy zadzwonił jego telefon.
- Muszę iść- rzucił i pobiegł w stronę przedmieścia. Ja stałam chwilę w bez ruchu, potem ruszyłam do domu. Jedno nie dawało mi spokoju "Dlaczego czuję jakbym znała tego chłopaka całe życie? I jeszcze te oczy, takie znane..."
Weszłam do mojego pokoju. Rzuciłam torebkę na biurko, która niefortunnie udeżyła w moją szkatułkę. Ta spadła na podłogę otwierając się. Trzymałam w niej tylko jedną rzecz. Wspomnienie, które nie chcę, aby umarło. Podeszłam do niej i podniosłam ją. Tym wspomnieniem był mój przyjaciel z Francji, Ross. Spojrzałam na fotografię ze szkatułki. Sama nie wiedziałam, czy to może być prawdą...
                                                                             * * *
I jak? Zaczyna się rozkręcać. Właśnie wróciłam z Iławy, byłam na weselu. Było bardzo interesująco. Zwłaszcza, że mój tata o mały włos nie dał w prezencie majtek:) Całuję:*
                                                                                                                                      Weronika Love

środa, 24 kwietnia 2013

rozdział 1- Ross i miejsce, które przez siedem lat nazywałam domem.

Laura
Jestem Laura. Od ponad 10 lat mieszkam w Los Angeles. Wprowadziłam się tu jako 7 latka. Tęsknie za Paryżem, przez co nie widzę uroków tego miasta. Z Francją wiąże się tyle wspomnień, jednym z nich jest mój przyjaciel Ross. No raczej był. Pamiętam, że 3 dni przed wyjazdem pobiegłam do niego, aby opowiedzieć mu o mojej przeprowadce. Kiedy byłam przed jego domem wszędzie było zgaszone światło. Zapukałam do drzwi jego domu i po chwili otworzyła mi jego mama. Wpuściła mnie do środka i powiedziała żebym poszła do salonu. Kiedy weszłam zobaczyłam Rossa, z moim największym wrogiem z podstawówki, Kirą! Nawet nie zauważył, że weszłam, skożystałam z tego i oglądałam przebieg wydarzeń. Po chwili Kira pocałowała Rossa w policzek i powiedziała: "przyjaźń na wieki". Tak bardzo mnie to zabolało, że ze łzami w oczach wybiegłam z jego domu trzaskając drzwiami.Te wspomnienie mnie prześladuje, tego dnia już nic bardziej mnie nie mogło dobić. Byłam po śmierci mamy i jeszcze mój jedyny przyjaciel znalazł sobie nową przyjaciółkę! Co za koszmar! Pamiętam jeszcze, że Ross pobiegł za mną, on był szybszy i mnie dogonił. Zaczą się tumaczyć ale ja go nie suchałam i wyrywając się pobiegłam do domu. W dniu wyjazdu napisałam do niego SMS jego treść brzmiała tak "Ross, naprawdę mi przykro ale już mnie nie zobaczysz, chciałam ci to powiedzieć ale byłeś zbyt zajęty Kirą, znaleźli moją babcię i teraz będę mieszkać w L.A". Teraz nie jestem na niego zła, nawet lepiej, że znalazł sobie kogoś na moje miejsce, przynajmniej nie bendzie mu smutno. Będzie miał kogoś, kogo zacznie traktować jak mnie...kiedyś. Tylko dlaczego to tak cholernie boli?! Zawsze trudno było mi nawiązywać kontakty, dlatego Ross był moim pierwszym prawdziwym przyjacielem. Obecnie mam jedną przyjaciółkę o imienu Rain. Ale nikt nigdy nie zastąpi mi Rossa.
Myślałam tak, gdy do mojego pokoju weszła Rain.
- Hej, Laura- odezwała się moja przyjaciółka.
- Cześć- odpowiedziałam schodząc z parapetu.
- Czemu taka smutna?- zapytała mnie Rain.
- Myślałam nad przeszłościa- wyburczałam, moja towarzyszka znała całą historię, więc odpuściła sobie komentarze.
- Wiesz, dzisiaj poznałam bardzo śmiesznego chłopaka- zmieniła temat- nazywa się Calum czy jakoś podobnie, ale zaprosił mnie do kawiarni.
- A co ja mam z tym wspólnego?- zapytałam zerkając na Rain.
- Bo pójdziesz tam ze mną!- odowiedziała, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Nie mam zamiaru!- zaprzeczyłam- ja go nawet nie znam!
- To poznasz! Proszę!- zaczęła moja przyjaciółka.
- Muszę się zastanowić...- odpowiedziałam. W moich myślach zaczęły pojawiać się obawy, ale także pozytywy spotkania. W prawdzie mam jedną przyjaciółkę, może nie zaszkodziła by mi nowa znajomość?
- Słuchaj, ja muszę iść- powiedziała Rain spoglądając na zegarek.
Po chwili zostałam sama. Ponownie usiadłam na parapecie i zagłębiłam się w myślach. Tak jak wcześniej głównym ich tematem był Ross i miejsce, które przez siedem lat nazywałam domem.
                                                                                * * *
 Trochę krótki, ale chciałam jakoś wprowadzić. Następne postaram się pisać dłuższe. Dziękuję za komentarze i proszę o dalsze. Całuję:*
                                                                                                                                      Weronika Love

prolog

Paryż, Święta Bożego Narodzenia. Rok 2002.
Mała Laura patrzyła na spadające z nieba płatki śniegu. Dziewczynce po policzku spłynęła łza. Są święta a ona spędza je z nianią. Jej ojciec dwa lata temu wyjechał w podróż biznesową i do tej pory nie wrócił. Co się z nim stało? Tego mogła się tylko domyślać. Może zostawił ich, może zginą? Ślad po nim zaginą. Jej matka jest sławną śpiewaczką operową, przez co żadko bywa w domu. Laura miała jednak przyjaciela o imieniu Ross. Spędzała z nim każdą wolną chwilę. Chłopak zawsze znajdował sposób, aby na twarzy Laury pojawił się uśmiech. W tej chwili siedmiolatka siedziała skulona na poddaszu. Nagle z dołu usłyszała krzyk kobiety, którą musiała nazywać opiekunką.
- Laura, gdzie jesteś?- krzyczała starsza kobieta.
Brunetka nie odpowiadając zeszła do salonu, gdzie zastała opiekunkę.
- Przepraszam, byłam w pokoju..- wkońcu wymruczała dziecięcym głosikiem.
- Nie przejmuj się tak- powiedziała kobieta widząc ślady łez na małej twarzyczce dziewczynki- twoja mama jutro przyjedzie do domu- zaczęła pocieszać ją niania.
Ich rozmowę przerwał dzwoniący telefon. Starsza pani odebrała. Laura słyszała tylko koniec rozmowy.
- Powiem jej- zakończyła opiekunka i rozłączyła się. Po jej minie można było przewidzieć, że nie ma dobrych wieści.
- Lauro...- zaczęła niepewnie- twoja mama zginęła w wypatku...- dokończyła próbjąc pocieszyć siedmiolatkę, ale ta wyrwała się i z płaczem wybiegła na dwór.
Brunetka biegła na przód nie zwarzając na samochody i krzaki. Nagle stanęła. Rozejrzała się, znała tę okolicę doskonale. W tej dzielnicy mieszkał Ross. Weszła na podwórko przed domem przyjaciela. Zatrzymała się przed drzwiami. Długo zastanawiała się czy zapukać, przecież jest wigilia. W końcu odważyła się i delikatnie stuknęła palcem. Po chwili w drzwiach pojawił się siedmioletni blondynek.
- Laura? Co ty tutaj robisz?- zapytał widząc zapłakaną dziewczynę.
- Mogę wejść?- zaszlochała dziewczynka.
- Pewnie, ale myślałem, że spędzisz czas z mamą...- odparł chłopak.
Na te słowa dziewczyna zaczęła głośniej płakać i przytuliła się do blondyna.
Tydzień później
Laura święta spędziła z Rossem i jego rodziną. Od paru dni siedziała w domu oglondając zdjęcia jej mamy.Nagle do pokoju cicho weszła opiekunka.
- Laura- zaczęła- znaleziono twoją babcię, mieszka w Los Angeles, za trzy dni wylatujesz do niej i bendziesz tam mieszkać- powiedziała i wyszła z pokoju.
- To ja mam babcię?- zapytała sama siebie dziewczynka.
Po chwili przypomniała sobie o Rossie. Szybko ubrała się i wybiegła z domu.
                                                                                                                                * * *
No i jak? Proszę o komentarze, nie wiem czy kontynuować opowiadanie. Jak na prolog to nie taki krótki. Ten prolog jest pisany co się działo wcześniej. Następne będą z obecnego roku. Całuję:*
                                                                                                                                 Weronika Love

no witam

A więc ja to Weronika. Bohaterka tego bloga to Laura Marano i Ross Lynch. Reszty dowiecie się sami, prolog dodam już dziś. Całuję:*
                                                                                                                     Weronika Love