Paryż, Święta Bożego Narodzenia. Rok 2002.
Mała Laura patrzyła na spadające z nieba płatki śniegu. Dziewczynce po policzku spłynęła łza. Są święta a ona spędza je z nianią. Jej ojciec dwa lata temu wyjechał w podróż biznesową i do tej pory nie wrócił. Co się z nim stało? Tego mogła się tylko domyślać. Może zostawił ich, może zginą? Ślad po nim zaginą. Jej matka jest sławną śpiewaczką operową, przez co żadko bywa w domu. Laura miała jednak przyjaciela o imieniu Ross. Spędzała z nim każdą wolną chwilę. Chłopak zawsze znajdował sposób, aby na twarzy Laury pojawił się uśmiech. W tej chwili siedmiolatka siedziała skulona na poddaszu. Nagle z dołu usłyszała krzyk kobiety, którą musiała nazywać opiekunką.
- Laura, gdzie jesteś?- krzyczała starsza kobieta.
Brunetka nie odpowiadając zeszła do salonu, gdzie zastała opiekunkę.
- Przepraszam, byłam w pokoju..- wkońcu wymruczała dziecięcym głosikiem.
- Nie przejmuj się tak- powiedziała kobieta widząc ślady łez na małej twarzyczce dziewczynki- twoja mama jutro przyjedzie do domu- zaczęła pocieszać ją niania.
Ich rozmowę przerwał dzwoniący telefon. Starsza pani odebrała. Laura słyszała tylko koniec rozmowy.
- Powiem jej- zakończyła opiekunka i rozłączyła się. Po jej minie można było przewidzieć, że nie ma dobrych wieści.
- Lauro...- zaczęła niepewnie- twoja mama zginęła w wypatku...- dokończyła próbjąc pocieszyć siedmiolatkę, ale ta wyrwała się i z płaczem wybiegła na dwór.
Brunetka biegła na przód nie zwarzając na samochody i krzaki. Nagle stanęła. Rozejrzała się, znała tę okolicę doskonale. W tej dzielnicy mieszkał Ross. Weszła na podwórko przed domem przyjaciela. Zatrzymała się przed drzwiami. Długo zastanawiała się czy zapukać, przecież jest wigilia. W końcu odważyła się i delikatnie stuknęła palcem. Po chwili w drzwiach pojawił się siedmioletni blondynek.
- Laura? Co ty tutaj robisz?- zapytał widząc zapłakaną dziewczynę.
- Mogę wejść?- zaszlochała dziewczynka.
- Pewnie, ale myślałem, że spędzisz czas z mamą...- odparł chłopak.
Na te słowa dziewczyna zaczęła głośniej płakać i przytuliła się do blondyna.
Tydzień później
Laura święta spędziła z Rossem i jego rodziną. Od paru dni siedziała w domu oglondając zdjęcia jej mamy.Nagle do pokoju cicho weszła opiekunka.
- Laura- zaczęła- znaleziono twoją babcię, mieszka w Los Angeles, za trzy dni wylatujesz do niej i bendziesz tam mieszkać- powiedziała i wyszła z pokoju.
- To ja mam babcię?- zapytała sama siebie dziewczynka.
Po chwili przypomniała sobie o Rossie. Szybko ubrała się i wybiegła z domu.
* * *
No i jak? Proszę o komentarze, nie wiem czy kontynuować opowiadanie. Jak na prolog to nie taki krótki. Ten prolog jest pisany co się działo wcześniej. Następne będą z obecnego roku. Całuję:*
Weronika Love
Boski.
OdpowiedzUsuńKontynuuj to opowiadanie.
Świetny ;pp Kontynułuj ( nw czy dobrze napisałam :D) Kiedy następnyy?
OdpowiedzUsuńprzed chwilką czytałam podobne opowiadanie.. no nic. zobaczymy jak będzie dalej ;)
OdpowiedzUsuńświetnie się zaczyna zobaczymy jak będzie dalej :)
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny
zapraszam do mnie http://here-comes-forever.blogspot.com/2013/04/rozdzia-2_21.html?showComment=1366828679494#c9117999813583905802
Świetny.Czekam na pierwszy rozdział i zapraszam do mnie:Laura&Ross&Raini&Calum-moje opowiadanie.
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńBoskie ! <3
OdpowiedzUsuń