niedziela, 26 maja 2013

rozdział 7- Prawdziwy przyjaciel to skarb, którego trzeba strzec, nawet za najwyższą cenę.

Laura
- Cześć- powiedział i odwzajemnił gest. "Matko co ja mam teraz powiedzieć? Po co ja do niego podeszłam?!" pomyślałam. Nie miałam pojęcia jak się odezwać, przeszkadzała mi ta okropna cisza. Ta cisza była zupełnie inna niż ta z poprzedniej nocy, taka nieprzyjemna i błagająca o przerwanie. Na szczęście blondyn widząc mój brak reakcji szybko zareagował.
- Co tutaj robisz?- zapytał od niechcenia.
- Aaaa tak przechodziłam- powiedziałam. Po wyrazie twarzy blondyna zobaczyłam, że chce się mnie... pozbyć? Nie dało się ukryć, że był niespokojny i co chwila oglądał się dookoła, zupełnie jakby za chwilę miał ktoś przyjść, a on za wszelką cenę pragnie abym tego kogoś nie zobaczyła. Nagle chłopak przestał się oglądać, a jego wzrok skierował się w podłoże. Popatrzyłam przed siebie a moim oczom ukazała się niebieskooka brunetka, która podeszła do nas i położyła rękę na ramieniu Rossa. Moje przeczucia okazały się słuszne. Popatrzyłam na chłopaka z pytającym spojrzeniem, ale on nawet nie oderwał wzroku od ziemi, która nagle stała się dla niego obiektem zainteresowań. Dziewczyna spojrzała na mnie, a następnie na blondyna. Po paru minutach niezręcznej ciszy brunetka odezwała się.
- Ross nie przedstawisz mnie?- zapytała i delikatnie się uśmiechnęła.
- Tak sory... zapomniałem, a więc to jest Laura moja przyjaciółka- zwrócił się do dziewczyny, a następnie znowu spojrzał na mnie- Laura przedstawiam ci Lucy- przerwał na chwilę, zupełnie jakby się czegoś wahał, spojrzał na mnie spojrzeniem typu "przepraszam"  i z trudem wykrztusił- to moja dziewczyna.- Na te słowa stanęłam nieruchomo, sama nie wierząc w to co właśnie usłyszałam. Poczułam jakby ukłucie w sercu? A może ucisk? Nie wiem jak to nazwać, to był po prostu ból. Ból bez nazwy i to takiego rodzaju, że nawet najmądrzejsi lekarze nie potrafili by go uśmierzyć. Nie mam pojęcia co go spowodowało, nigdy wcześniej go nie doświadczyłam i żałuję, że w ogóle się objawił.
- Wszystko dobrze?- zapytała Lucy patrząc na mnie pytającym wzrokiem, z resztą nawet się jej nie dziwię.
- Pewnie- chrząknęłam tak cicho, że dziwię się, że w ogóle coś usłyszała.
- To my musimy iść, miło cię było poznać- powiedziała i uśmiechnęła się do mnie. Chwyciła blondyna za rękę i pociągnęła w stronę centrum. Ja stałam nieruchomo z otworzoną buzią i patrzyłam bezczynnie jak sylwetki pary znikają gdzieś w tłumie. Nie mam pojęcia dlaczego te słowa wypowiedziane w ust chłopaka tak bardzo zabolały, przecież znam go parę dni. Chciałam się komuś wygadać, ale nie miałam komu. Raini nie było dzisiaj w domu, a nikomu innemu bym nie zaufała. Poszłam więc w drogę powrotną. Kiedy zza za krętu zauważyłam mój dom zaczęłam do niego podbiegać. Gdy przebiegałam przed sąsiednim domem, nagle furtka się otworzyła i walnęła mnie prosto w głowę. Ja upadłam na ziemię ocierając się przy tym. Nagle zza płotu wyłoniła się niczego nie świadoma blondynka. Kiedy mnie zobaczyła szybko zareagowała.
- Nic ci się nie stało?- zapytała wyciągając rękę w moim kierunku.
- Nie, raczej nie- odparłam łapiąc dłoń i wstając.
- Przepraszam nie widziałam cię- zaczęła tłumaczyć się brązowooka, ale ja jej przerwałam.
- Nie przejmuj się, ostatnio często mi się to zdarza- oświadczyłam i już miałam zamiar odejść, kiedy blondynka wyciągnęła ku mnie dłoń.
- A tak w ogóle jestem Ashley- powiedziała i uśmiechnęła się, a ja uścisnęłam rękę.
- Laura jestem. Nigdy wcześniej cię tutaj nie widziałam, a mieszkam obok, jesteś nowa?- zapytałam nad wyraz śmiało jak na mnie.
- Tak wczoraj się tutaj przeprowadziliśmy, ja i ojciec- oznajmiła.
- Chcesz wpaść do mnie, porozmawiamy trochę- sama nie wierzyła w to ci właśnie powiedziałam, ale pragnienie bratniej duszy było za silne.
- No jasne- blondynka uśmiechnęła się jeszcze bardziej i obie poszłyśmy do mojego domu. Usiadłyśmy na dużej huśtawce w moim ogrodzie. Długo rozmawiałyśmy. Opowiedziałam jej o wszystkich moich problemach i o Rossie. Była teraz obdarzona takim samym zaufaniem jakim darzyłam Raini. Kiedy skończyłam Ashley podniosła się jak oparzona i uśmiechnęła się szeroko.
- Ty się zakochałaś- powiedziała i popatrzyła na mnie nie oczekując żadnej odpowiedzi.
                                                                               ***
Hej! Wstawiam wcześniej, bo szczerze to mi się trochę nudziło. Odpowiadam na pytanie z komentarza. A więc w następnym rozdziale poruszę temat dawnej, wspólnej przeszłości Rossa i Laury. Rozdział mi się wydaje trochę nudnawy, ale czekam na wasze opinię. Całuję:*
                                                                                                                               Weronika Love

środa, 22 maja 2013

rozdział 6- Nawet jeśli od zawsze byłeś sobą, może z czasem trzeba to zmienić? Można, ale tylko wtedy kiedy męczy cię bycie sobą.

Laura
Obudziłam się o 6 rano. Przetarłam oczy i powolnym ruchem podniosłam się z łóżka. Słońce chociaż już zeszło nie oświetlało nawet połowy miasta. Usiadłam na materacu i spojrzałam na przedzierające się delikatne promienie "gorącej gwiazdy". Wstałam i odsłoniłam firanki.  Tak jak zazwyczaj   usiadłam na parapecie. Ta poranna czynność stała się moją tradycją. LA. mimo wczesnej pory było tłoczne, a ulice przepełnione pojazdami. Oparłam głowę o szybę, a na mojej twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech. Moim zdaniem każdy dzień trzeba zaczynać uśmiechem, aby po kolei, każda godzina, mógła stać się lepsza.
                                                                                  ***
Kiedy się ocknęłam zegar wskazywał 7.00. Niechętnie podniosłam się z drewnianej, wystającej ze ściany podstawy. Kiedy przechodziłam przez pokój spojrzałam na kalendarz. Sama nie mogłam uwierzyć, w to co zobaczyłam. Na kartce było napisane, że dzisiaj jest 25 sierpnia. Czyli za niecały tydzień kończą się wakacje, a rozpoczyna rok szkolny. Te dwa miesiące wolne od nauki minęły szybciej niż się tego spodziewałam. Niczego specjalnego nie robiłam, ale uwielbiam wakacje i nic tego nie zmieni. Na samą myśl o szkole zrobiło mi się niedobrze. Nie chodzi o naukę, uczę się w miarę dobrze, przynajmniej nie narzekam.  Problem trwi w tym, że w szkole nie mam za wielu znajomych. Nie ufam ludziom, sama nie wiem dlaczego. Może to wina mojego ojca? Opuścił naszą rodzinę, kiedy byłam małym dzieckiem. Najpierw pogrążył się w arkoholu, a potem uciekł. Tak po prostu, nie zostawiając znaku życia. Słyszałam różne teorie na jego temat, od różnych ludzi. Nie mam pojęcia w którą wierzyć. A może w żadną? Sama nie wiem...  Po chwili przestałam myśleć nad tym wszystkim, ponieważ nieźle się zdołowałam. Jak na razie dosyć smutnych tematów. Te wakacje muszę zakończyć jak najlepiej, aby zostały niezapomniane. Mam dość bycia tą nieśmiałą i cichą Laurą. Muszę stać się kimś zupełnie innym, kompletnym przeciwięstwem siebie. Odkąd pamiętam zawsze stałam w cieniu. Bałam się kompromitaci. Teraz moje życie się zmieni, już się o to postaram.
                                                                              ***
Stanęłam przed drewnianą szafą, lekko uchylając jej drzwi. Po chwili namysłu wyjęłam to i poszłam do łazienki się przebrać. Gotowa zeszłam na dół gdzie zastałam moją babcię, która krzątała się po kuchni.
- Cześć skarbie- powiedziała jak zazwyczaj ciepłym głosem.
- Hej babciu- odpowiedziałam jej także podobnym tonem.
- Zjesz śniadanie?- zapytała wyjmując talerz z kredensu.
- Na razie nie, jak wrócę- oznajmiłam szybko wychodząc z domu, nie usłyszałam nawet co mówiła babcia.
Szłam przed siebie, nie mając wyznaczonego celu. Nagle po drugiej stronie ulicy zobaczyłam Rossa. Już chciałam odejść, kiedy przypomniała mi się poranna obietnica, którą sobie złożyłam. A obietnic własnych nie można łamać, bo mogą dziać się najgorsze rzeczy. Powolnym krokiem podeszłam do chłopaka, on czując czyjąś obecność szybko się odwrócił.
- Cześć- powiedziałam, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
                                                                                  ***
Hej! Wstawiam rozdział wcześniej, dziękujcie mojej koleżancie ze szkoły, która mi go wypominała. Ostatnio mam coraz mniej czasu, bo zaczęły się przygotowania do balu i nauka...matko! Mam nadzieję, że niedługo znajdę go trochę więcej i rozdziały będą pojawiać się częściej. Całuję:*
                                                                                                                                         Weronika Love

piątek, 17 maja 2013

rozdział 5- Tyle pytań bez odpowiedzi jest dla nas zagadką.

Laura
Powolnym krokiem ruszyliśmy w stronę parku. Raini i Calum ciągle rozmawiali, ale ja słyszałam tylko stłumione, niewyraźne dźwięki. Ross i ja nie odzywaliśmy się. Szłam ze spuszczoną głową, zagłebiona w swoich myślach. Chłopak także miał wzrok wbity w chodnik i podejrzewam, że nawet na mnie nie spojrzał. W mojej głowie ni z tąd ni z owąd pojawiały się nowe odpowiedzi na pytanie, które nie dawało mi żyć. Nie miałam pojęcia co zrobić. Powiedzieć czy po prosu zapomnieć. Przecież tak będzie najłatwiej, chyba ... Nagle przypomniałam sobie moje ostatnie słowa. " Poruszę niebo i ziemię, ale znajdę go."- i nie pozwolę mu odejść- pomyślałam i skierowałam wzrok na blondyna, który właśnie wdał się w rozmowę z parą przyjaciół. Uśmiechnęłam się pod nosem. Nie miałam pojęcia, o czy rozmawiają. Ale to i tak bez znaczenia...
                                                                              ***
We czwórkę chodziliśmy po mieście. Kiedy rozmowy i śmiechy dobiegły końca, na niebie zaczęły pojawiać się pierwsze gwiazdy. W około zrobiło się ciemno. Wszyscy po woli rozstaliśmy się. Poszłam do domu. Niestety nie znałam tutejszych okolic i po paru "ślepych" skrętach zabłądziłam.
Było już zupełnie ciemno. Nie widziałam dokąd idę. Nagle weszłam na zupełnie zaciemnioną uliczkę. Powoli szłam przenikając przez ciemność. Usłyszałam czyjeś kroki. Obróciłam się i zobaczyłam cień jakiegoś mężczyzny. Przyspieszyłam kroku i starałam się zgubić postać.  Nie patrzyłam za siebie, tylko poszukiwałam choćby jednej znajomej uliczki. Obejrzałam się. Na szczęście nikogo za mną nie było. Boję się nieznanych osób. Nagle weszłam w jakąś dziurę. Noga mi się poślizgnęła i poczułam jak upadam. Moja głowa uderzyła by o wielki kamień, ale... Nie upadłam. Otworzyłam lekko oczy, aby zobaczyć co się dzieje. Poczułam przyjemne ciepło. Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że wylądowałam w czyiś ramionach. Otworzyłam szerzej oczy. Mimo ciemości rozpoznałam doskonale twarz. To był Ross. Mój oddech stał się cięższy, a serce przyspieszyło stukanie. Poczułam jak słowa stają mi w gardle.
- Dzięki- wydusiłam, a chłopak postawił mnie na ziemię.
- Spoko, mieszkam niedaleko. Właśnie przechodziłem, a ty co tutaj robisz?- zapytał Ross. W głosie miał niepewność i jakby lęk. Czegoś się obawiał lub wachał.
- Ja... zgubiłam się- powiedziałam trzymając wzrok utrwiony w ziemię, jakby to ona była jedynym ratunkiem.
- Trochę znam tą okolicę, gdzie mieszkasz?- zapytał, a ja powiedziałam mu mój adres. Blondyn mimo, że krócej niż ja przebywał w tym mieście, orientował się tu jakby był to jego rodzinny dom. Całą drogę przebyliśmy w ciszy. Nie przeszkadzała mi ona. Było w niej coś magicznegi i niezwykłego, a ja nie chciałam niszczyć tej magii. Wkrótce dotarliśmy pod mój dom. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 23.00. Podziękowałam Rossowi i ruszyłam do drzwi mojego domu. Zerknęłam na blondyna który rzucił krótkie "do zobaczenia" i zniknął w ciemności. Weszłam do środka. Zajrzałam do sypialni babci która smacznie spała. Uśmiechnęłam się i po cichu wyszłam zamykając drzwi. Ruszyłam do łazienki. Szybko się umyłam i przebrałam w piżamę. W końcu położyłam się na łóżku i myślałam co tak naprawdę powodowało tą magię z przed paru minut.
                                                                              ***
Witajcie, wiem długo nie było, ale gitara, warsztaty aktorskie, teatralne, chór, przedstawienie i oczywiście nauka, nauka i nauka..... i na wszystko za mało czasu:( Następny postaram się dodać szybciej:) Całuję:*
                                                                                                                                        Weronika Love

piątek, 10 maja 2013

rozdział 4- To co z góry wydaje się niemożliwe, wcale nie musi być nierealne.

Laura
To, to był chłopak z parku! Ale jakim cudem? Ale czy to na pewno jest ten sam Ross, którego ja znałam? Zaraz na pewno się okaże, tylko musi mi się przedstawić. Nie musiałam długo czekać, ponieważ chłopacy jak najprędzej do nas podeszli. Ukratkiem zerknełam na blondyna. Wyglądał jakby co najmniej zobaczył zjawę. A właściwie to mnie. Nie byłam pewna, czy to na pewno ten Ross z którym wiążą się moje miłe wspomnienia, ale coś głęboko we mnie chciało w to wierzyć i tą nadzieją napełnić całą mnie. Nagle się ocknełam. Blondyn i rudy zajeli miejsca na przeciw nas. Pech chciał, że chłopak z parku usiadł na przeciw mnie (a może zrobił to specjalnie?). Spojrzałam na Rain, która wysłała mi groźne spojrzenie. Przez chwilę żadna z informacji do mnie nie docierała, słyszałam tylko stłumione rozmowy przyjaciółki. Spostrzegłam, że blondyn zaczą mi się przyglądać. Dokładnie tak ja w parku, teraz jednak coś (a raczej ktoś) nie pozwolił mi się zagłębić w myślach.
- A więc, cześć ja to Calum- powiedział rudy chłopak. Po chwili także odezwała się moja toważyszka.
- A więc to jest Laura, a na przeciwko...- nie skończyła wypowiedzi, ponieważ blondyn jej przerwał.
- Właściwie to my się już poznaliśmy- powiedział i delikatnie się uśmiechną.
- Serio, jak?- zaczęła dociekliwie Rain.
- Długo by opowiadać- westchnęłam- ale nadal nie znam twojego imienia- zwróciłam się do chłopaka. Bardzo chciałam wiedzieć, czy ta iskierka nadziei na spotkanie po latach z przyjacielem, nie zostanie brutalnie zgaszona.
- Ross, nazywam się Ross- powiedział niepewnie, a mnie momentalnie zamurowało. Chłopak wyciągną dłoń w moim kierunku, ale ja nie potrafiłam wykonać nawet najmniejszego ruchu. Ross widząc mój brak reakcji, z zakłopotaniem zabrał rękę. Nie zwróciłam jednak na to uwagi. Moje oczy nie świadomie stały się jak dwie połyskujące monety. " A jednak" pomyślałam. To co z góry wydaje się nie możliwe, wcale nie musi być nierealne. Teraz byłam tego pewna, to jest ten sam chłopak, który wnosił radość do mojego życia, przez pełne 7 lat. Ale on przecież mógł zapomnieć? Minęło ponad 10 lat. A zresztą może nie byłam warta pamięci... Pewnie zdołowałam by się jeszcze bardziej, ale przerwał to blondyn, za co byłam jednak wdzięczna.
- Ty masz na imię Laura, tak?- wymamrotał chłopak, tak cicho, że ledwo go dosłyszałam.
- Tak...- odpowiedziałam niepewnie.Wydawało mi się to dziwne, przecież jeszcze niedawno Rain mówiła moje imię, a on po chwili znowu pyta się o to.
- Wiesz... po prostu przypominasz mi kogoś- powiedział spuszczając wzrok. Przypominam? Czyli, że nie zapomniał. Coś z naszej znajomości przetrwało i cały czas zamieszkuje głowy nas obojgu. Tylko, czy mam mu teraz powiedzieć? To było by dziwne. Sama na jego miejscu bym się przestraszyła, gdyby nowo poznana osoba stanęła i wykrzyczała na cały głos "To ja jestem tą osobą, z którą przyjaźniłeś się w Francji!". Ale z drugiej strony tak badzo chciałabym mu to wszystko powiedzieć. Mam do niego tyle pytań np. skąd znalazł się tu w L.A. Muszę podjąć decyzję, tylko jaką? Powiedzieć czy trzymać wszystko w tajemnicy? Ale w końcu i tak by się dowiedział. Chociaż, powiem mu, ale jeszcze nie teraz, nie dzisiaj. Na początku postaram się go lepiej poznać.
- Wiesz zresztą nie ważne już- blondyn nadal miał posmutniałą barwę głosu.- Może, pójdziemy gdzieś indziej?- zaproponował, podnosząc wzrok i patrząc mi w oczy. Tak te oczy były... takie... takie same jak kiedyś. Cieszyłam się, że moja iskierka nadziei nie została zgaszona, wręcz przeciwnie rozpala się coraz bardziej. Nagle ocknęłam się. Zobaczyłam, że Ross patrzy na mnie z wyczekującym spojrzeniem. Za to Rain i Calum, stali już gotowi do wyjścia. Wszyscy widocznie czekali na moją odpowiedź.
- Jasne- powiedziałam wstając, a następnie we czwórkę wyszliśmy z kawiarni.
                                                                                 ***
Moim zdaniem rozdział trochę nudny. Przepraszam za błędy, ale piszę o północy i trochę nie komanikuję teraz. Całuję:*
                                                                                                                            Weronika Love

czwartek, 2 maja 2013

rozdział 3- "Zwyczajnie zapomnieć" tym nie zapełnisz pustki, która pozostanie gdy tak postąpisz.

Laura
Sama nie wiedziałam czy to może być prawdą...
Na zdjęciu byłam ja i Ross. Przyjrzałam się chłopakowi. Miał te same oczy, usta i rysy twarzy, co te u chłopaka w parku. Ale to przecież nie może być on... Niby jak się by tu znalazł?  Ale, czy to ma teraz jakieś znaczenie? Teraz, kiedy odszedł, przecież L.A. jest ogromne. Szansa na znalezienie jednego chłopaka w tak wielkim mieście jest praktycznie niemożliwa. Chyba najlepszą opcją w tej sytuacji jest po prostu zapomnieć. Wyrzucić z pamięci cały dzisiejszy dzień. Ale czy na pewno? Nie wiem, czy najlepszego przyjaciela można tak poprostu zapomnieć. Chyba nie mam innego wyjścia. Podjełam decyzję. Nagle spojrzałam na zegarek. Matko jest 1 w nocy! Szybo poszłam do łazienki, przebrałam się i położyłam się spać. Miałam bardzo dziwny sen. Śniło mi się, że zapomniałam o wszystkim, ale coś mnie ciągle dręczyło. Czułam wielką pustkę i nie mogłam się dowiedzieć co było jej przyczyną. Pod koniec snu byłam stara i nadal czułam tę pustkę której nie mogłam wyleczyć. A wszystko to była zasługa tego jednego dnia, w którym podjełam złą decyzję i żałowałam tego do końca życia. Nagle obudziłam się. Sen dobiegł końca i spełnił to co miał mi ujawnić. Rzeczywistość nadal trwała, a ja cieszyłam się ja głupia, że znalazł się czas który pokazał mi co powinnam zrobić. Spojrzałam na zegarek, była 5 rano. Wiedziałam, że nie zasnę kolejny raz, więc po prostu wstałam z łóżka. Teraz wiedziałam, że poruszę niebo i ziemię, ale znajdę tego chłopaka za wszelką cenę. Tylko jak? Jak narazie rozmyślenia zostawiłam na później. Zeszłam na dół, włączyłam czajnik i zapażyłam kubek gorącej herbaty. Powoli wyszłam na balkon i przyglądałam się jeszcze końcówce wędrówki słońca po niebie, które tak jak co dzień przewraca się po błękitnym tle. Straciłam poczucie czasu, kiedy się ocknęłam  była już 9.00. Weszłam do domu włączyłam telewizję i zaczęłam oglądać jakiś film. Nagle zobaczyłam mój wibrujący telefon. Szybko podbiegłam do niego i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Po chwili  usłyszałam głos.
- Hej, Laura- po głosie poznałam, że to moja przyjaciółka Rain.
- Hej, to ty już nie śpisz?- byłam naprawdę zdziwiona, zwykle dziewczyna śpi do 12.00.
- Tak wiem, wcześnie dzisiaj wstałam, ale chciałam się ciebie zapytać czy już przemyślałaś te spotkanie, pamiętaj ono jest dzisiaj!- wydarła się na mnie. Ostatnio tyle się działo, że spotkanie z nowo poznanym chłopakiem Rain wyleciało mi z głowy. Musiałam na szybko przeanalizować plusy i minusy spotkania.  Długo się nie odzywałam, aż moja towarzyszka tego nie wytrzymała i ponownie krzyknęła do słuchawki.
- Laura! Żyjesz?!
- Tak i do tego powiem ci, że się zgadzam na te spotkanie- powiedziałam stanowczo.
- To super, w końcu wyjdziesz do ludzi, a Calum mówił, że przyprowadzi też jakiegoś kolegę- powiedziała z radością w głosie i za nim zaragowałam rozłączyła się. Matko jeden koleś jeszcze rozumiem, ale dwóch i to na raz. Moje kontakty z ludźmi ograniczają się do jednej dłuższej rozmowy, a co dopiero poznania dwóch osób za jednym razem. Po co ja się zgodziłam? No trudno co się stało to się nie odstanie i na tym koniec moich rozmyśleń. Wysłałam jeszcze SMS do Rain, o której jest te spotkanie, odpisała, że o 13. Teraz była prawie 12.00. Zauważyłam, że nadal jestem w piżamie, więc szybko poszłam się przebrać. Gotowa do wyjścia, podrepytałam do drzwi. Zamknęłam je i ruszyłam w stronę domu mojej przyjaciółki. Znalazłam ją przed jej domem.
- Świetnie wyglądasz Laura- powiedziała z uśmiechem na twarzy.
- Dzięki, ty też- oznajmiłam odwzajemniając gest.
- No to ruszamy- chwyciła moją dłoń i pociągnęła w stronę przeuroczej kawiarenki. Stanełyśmy przed szklanymi drzwiami.
- Gotowa?- zapytała się mnie Rain.
- Nie jestem przekonana...- odparłam.
- To idziemy- znowu pociągnęła mnie i weszłyśmy do budynku.
Chłopaków jeszcze nie było, więc usiadłyśmy na krzesłach. Ja nie mogłam usiedzieć na jednym miejscu, więc kręciłam się na różne strony. Po wielu uwagach mojej towarzyszki w końcu przestałam się wiercić. Nagle do kawiarni wszedł Calum, a za nim ktoś kogo najmniej bym się spodziewała...
                                                                             ***
W końcu majówka:)  Jestem po prostu wściekła na moją siostrę cioteczną, długo by opowiadać, ale w skrócie wygląda to tak. Przyjechała do mnie, a wzieła ze sobą koleżaneczke! Nie ma słów, aby wyrazić moją wściekłość! Moja przyjaciółka trochę mnie uspokoiła odprowadzając od tematu i zabierając na lody, ale i tak jestem wkurzona.  Ale tylko na nią, nie na was:) Całuję:*
                                                                                                                            Weronika Love