niedziela, 26 maja 2013

rozdział 7- Prawdziwy przyjaciel to skarb, którego trzeba strzec, nawet za najwyższą cenę.

Laura
- Cześć- powiedział i odwzajemnił gest. "Matko co ja mam teraz powiedzieć? Po co ja do niego podeszłam?!" pomyślałam. Nie miałam pojęcia jak się odezwać, przeszkadzała mi ta okropna cisza. Ta cisza była zupełnie inna niż ta z poprzedniej nocy, taka nieprzyjemna i błagająca o przerwanie. Na szczęście blondyn widząc mój brak reakcji szybko zareagował.
- Co tutaj robisz?- zapytał od niechcenia.
- Aaaa tak przechodziłam- powiedziałam. Po wyrazie twarzy blondyna zobaczyłam, że chce się mnie... pozbyć? Nie dało się ukryć, że był niespokojny i co chwila oglądał się dookoła, zupełnie jakby za chwilę miał ktoś przyjść, a on za wszelką cenę pragnie abym tego kogoś nie zobaczyła. Nagle chłopak przestał się oglądać, a jego wzrok skierował się w podłoże. Popatrzyłam przed siebie a moim oczom ukazała się niebieskooka brunetka, która podeszła do nas i położyła rękę na ramieniu Rossa. Moje przeczucia okazały się słuszne. Popatrzyłam na chłopaka z pytającym spojrzeniem, ale on nawet nie oderwał wzroku od ziemi, która nagle stała się dla niego obiektem zainteresowań. Dziewczyna spojrzała na mnie, a następnie na blondyna. Po paru minutach niezręcznej ciszy brunetka odezwała się.
- Ross nie przedstawisz mnie?- zapytała i delikatnie się uśmiechnęła.
- Tak sory... zapomniałem, a więc to jest Laura moja przyjaciółka- zwrócił się do dziewczyny, a następnie znowu spojrzał na mnie- Laura przedstawiam ci Lucy- przerwał na chwilę, zupełnie jakby się czegoś wahał, spojrzał na mnie spojrzeniem typu "przepraszam"  i z trudem wykrztusił- to moja dziewczyna.- Na te słowa stanęłam nieruchomo, sama nie wierząc w to co właśnie usłyszałam. Poczułam jakby ukłucie w sercu? A może ucisk? Nie wiem jak to nazwać, to był po prostu ból. Ból bez nazwy i to takiego rodzaju, że nawet najmądrzejsi lekarze nie potrafili by go uśmierzyć. Nie mam pojęcia co go spowodowało, nigdy wcześniej go nie doświadczyłam i żałuję, że w ogóle się objawił.
- Wszystko dobrze?- zapytała Lucy patrząc na mnie pytającym wzrokiem, z resztą nawet się jej nie dziwię.
- Pewnie- chrząknęłam tak cicho, że dziwię się, że w ogóle coś usłyszała.
- To my musimy iść, miło cię było poznać- powiedziała i uśmiechnęła się do mnie. Chwyciła blondyna za rękę i pociągnęła w stronę centrum. Ja stałam nieruchomo z otworzoną buzią i patrzyłam bezczynnie jak sylwetki pary znikają gdzieś w tłumie. Nie mam pojęcia dlaczego te słowa wypowiedziane w ust chłopaka tak bardzo zabolały, przecież znam go parę dni. Chciałam się komuś wygadać, ale nie miałam komu. Raini nie było dzisiaj w domu, a nikomu innemu bym nie zaufała. Poszłam więc w drogę powrotną. Kiedy zza za krętu zauważyłam mój dom zaczęłam do niego podbiegać. Gdy przebiegałam przed sąsiednim domem, nagle furtka się otworzyła i walnęła mnie prosto w głowę. Ja upadłam na ziemię ocierając się przy tym. Nagle zza płotu wyłoniła się niczego nie świadoma blondynka. Kiedy mnie zobaczyła szybko zareagowała.
- Nic ci się nie stało?- zapytała wyciągając rękę w moim kierunku.
- Nie, raczej nie- odparłam łapiąc dłoń i wstając.
- Przepraszam nie widziałam cię- zaczęła tłumaczyć się brązowooka, ale ja jej przerwałam.
- Nie przejmuj się, ostatnio często mi się to zdarza- oświadczyłam i już miałam zamiar odejść, kiedy blondynka wyciągnęła ku mnie dłoń.
- A tak w ogóle jestem Ashley- powiedziała i uśmiechnęła się, a ja uścisnęłam rękę.
- Laura jestem. Nigdy wcześniej cię tutaj nie widziałam, a mieszkam obok, jesteś nowa?- zapytałam nad wyraz śmiało jak na mnie.
- Tak wczoraj się tutaj przeprowadziliśmy, ja i ojciec- oznajmiła.
- Chcesz wpaść do mnie, porozmawiamy trochę- sama nie wierzyła w to ci właśnie powiedziałam, ale pragnienie bratniej duszy było za silne.
- No jasne- blondynka uśmiechnęła się jeszcze bardziej i obie poszłyśmy do mojego domu. Usiadłyśmy na dużej huśtawce w moim ogrodzie. Długo rozmawiałyśmy. Opowiedziałam jej o wszystkich moich problemach i o Rossie. Była teraz obdarzona takim samym zaufaniem jakim darzyłam Raini. Kiedy skończyłam Ashley podniosła się jak oparzona i uśmiechnęła się szeroko.
- Ty się zakochałaś- powiedziała i popatrzyła na mnie nie oczekując żadnej odpowiedzi.
                                                                               ***
Hej! Wstawiam wcześniej, bo szczerze to mi się trochę nudziło. Odpowiadam na pytanie z komentarza. A więc w następnym rozdziale poruszę temat dawnej, wspólnej przeszłości Rossa i Laury. Rozdział mi się wydaje trochę nudnawy, ale czekam na wasze opinię. Całuję:*
                                                                                                                               Weronika Love

4 komentarze:

  1. Ja ci dam nudnawy >___< Jest świetny, genialny, cudowny!
    Czekam z niecierpliwością na kolejny.
    ~Twoja wierna czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest super! Pisz dalej,czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń