Laura
Nie potrafię tak dłużej! Nie potrafię dłużej udawać przed każdym czegoś innego. Przed siostrą i babcią odgrywam codziennie uśmiechniętą dziewczynę, o optymistycznym podejściu i wiecznie trwającym humorze. Przed Ashley udaję silną przyjaciółkę do której ona zawsze może przyjść z prośbą o pomoc. Przed Raini jestem kimś kto nie ma problemów, kimś kto żyje bez przeszkód. A przed Rossem... tak to jest najtrudniejsze. Przed nim jestem zmuszona udawać, że nie znaczy dla mnie na tyle ile znaczy dla mnie na prawdę. Może to i zwykłe tymczasowe zaćmienie mózgu, ale od paru dni dostrzegam w nim kogoś bliższego niż tylko przyjaciela. Jeszcze do niedawna samo miano jego przyjaciółki wystarczało mi zupełnie, a teraz... te słowo "przyjaciółka" obrzydza mnie samo w sobie. Ale przecież nie sprawię, że nagle zerwie z Lucy i przyjdzie do mnie. Nawet bym tego nie chciała, poczułam bym się wtedy jak nagroda pocieszenia, kolejna zabawka. To jest takie przykre, nie? Ale w sumie to nawet nie jestem gotowa na związek. Ostatnio wyobrażałam sobie co by było gdyby pewnego dnia Ross poczuł to samo? Gdyby mi nic nie powiedział, to było by jeszcze dobrze, ale gdyby prosto z mostu wyrzucił mi w twarz "Kocham" pewnie bym uciekła. Wiem, jestem żałosna, ale mam w sobie pewną blokadę, która chroni mnie przed uczuciami. Która nie pozwala dopuścić świadomości o zakochaniu. Nie wiem czym jest ona spowodowana, ale boję się wszystkiego co ma w sobie tą cholerną miłość.
- Ale ona śpi !- usłyszałam na dole głos Vanessy która właśnie wyganiała kogoś z domu. Spojrzałam na zegarek. Była 7:00 rano. Zdziwiłam się trochę tym, że o tej godzinie mamy gościa.
- Ale ja muszę tu wejść!- odkrzyknął chłopak. Bez problemu rozpoznałam w nim Ross'a.- Laura! Laura!- usłyszałam wołanie blondyna.
- Głupku sieć cicho!- odchrząknęła moja siostra. Muszę przyznać, że ma naprawdę twardy charakter i mogłabym nawet powiedzieć, że ma poglądy feministyczne. Szybko wyszłam z łóżka, nałożyłam na nogi kapcie i zarzuciłam na siebie szlafrok, po czym ubrana w piżamę zbiegłam po schodach na dół. Zatrzymałam się na chwilę, aby przerwać sprzeczki między Vanessą a Rossem.
- Vanessssa- powiedziałam przeciągając literę. Oboje gwałtownie odwrócili głowy w moją stronę. Vanessa uśmiechnęła się delikatnie, a chłopak otworzył szeroko buzie. Muszę przyznać, że wyglądał całkiem słodko, a jego zachwyt sam w sobie podobał mi się. Moja siostra bez chwili namysłu puściła rękę blondyna i znikła w kuchni.
- No proszę, proszę... Panie Lynch, co tutaj pan robi o tak wczesnej porze?
- Ja chciałem ... ci coś powiedzieć ... - wyjąkał blondyn, gwałtownie przerywając.
- A mogę wiedzieć co?- zapytałam z delikatnym śmiechem, spowodowanym zachowaniem chłopaka.
- No ten tego ... ten ..- zaczął ponownie Ross, jednak po chwili przerwał, jakby nie umiał znaleźć odpowiednich słów. Nagle chłopak gwałtownie się poruszył, podbiegając do mnie i chwytając mnie za rękę pociągną na dwór. Nie wiedziałam co zamierza chłopak, ale bardziej moją głowę zajmowała myśl, że o 7.00 rano, jest jeszcze dość zimno, a ja nie jestem ubrana.
- Ross, gdzie my biegniemy? A wiesz, że było by lepiej, gdybym się ubrała... może, co?
- Nie, tak wyglądasz jeszcze lepiej- uśmiechną się chłopak, pokazując swoje cudne dołeczki.
Nagle się zatrzymał. Nie zdążyłam wyhamować, przez co wpadłam na blondyna. Kiedy chciałam się od niego odsunąć, Ross obwiną rękoma moją talię. Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem, jednak nie chciałam aby przestał.
- Ross... po co przyszedłeś?- zapytałam powoli.
- Po nic- odparł beztrosko.
- Czyli o siódmej rano, przyszedłeś tylko po to, aby zdenerwować moją siostrę, wyciągnąć mnie w piżamie na dwór i po nic więcej? Nie miałeś żadnego innego celu?
- Właśnie tak- uśmiechną się słodko blondyn.
- Coś ci nie wierzę- zmrużyłam oczy.
- I dobrze- ponownie się wyszczerzył.
- Czyli....- zaczęłam jednak chłopak nie dał mi dokończyć.
- Czyli chciałem się z tobą zobaczyć, tak po prostu.
- Ok... a mogę się chociaż ubrać?- zapytałam. Ja uznałam te pytanie za retoryczne. Dlatego odpowiedź, zadziwiła mnie jeszcze bardziej niż cała ta sytuacja.
- Nie- odparł krótko.
W tej chwili w mojej głowie toczyła się walka między uczuciem a racjonalizmem. Mimo moich uprzedzeń do "miłość" (jeśli ona jeszcze w ogóle istnieje), najbardziej na świecie chciałam teraz przytulić się mocno do blondyna i już nigdy nie puścić. Kiedyś w innym wieku, epoce, na przykład w romantyzmie czy renesansie, miłość może i istniała. Ale teraz, w XXI wieku, o miłość czytamy tylko w książkach. W codziennym życiu, jej nie spotykamy. Niestety... Ale taka jest prawda. Teraz nikt nie wzoruje się już na "Romeo i Juli", zamiast zabić się dla ukochanej osoby, potrafimy najwyżej sprzedać Xbox' a ... I to nawet nie wszyscy. Bądźmy szczerzy... mimo iż teraz miłość nie wymaga od nas tylu poświęceń i tak nikt jej nie docenia.
***
Witajcie moje miśki kochane, które przecież mi potrafią wybaczyć... więc proszę też o to teraz, jednak gimnazjum, konkursy, zajęcia aktorskie i wiele innych mnie zaczynają przerastać, zwłaszcza, że teraz mam dostępny do pisania tylko telefon :( Jezuuu... ale już niedługo bo 14 marca będę miała komputer. Dziękuję dziewczynie która napisała komentarz na moim drugim blogu, który zmotywował mnie do pisania dzisiaj,.... na telefonie. A propo miłość.... to, że Laura tak twierdzi, to nie znaczy, że ja tez ;) hihi domyślcie się o czym mówię. Jeju jutro kartkówka z biologii i sprawdzian z angola.... dobra lecie się uczyć papaptki :**
Weronika Love