sobota, 27 lipca 2013

Przepraszam, ale wyjazd...

Niestety ale dzisiaj o 23.00. wyjeżdżam na Kretę. A więc rozdziału nie będzie... Bo w hotelu nie ma wi-fi. To dotyczy wszystkich bogów... Ale obiecuję, że jak tylko wrócę to dodam na wszystkie blogi rozdziały :) Obiecuję <3 Powrót...oj oj- wracam aż 8 sierpnia, a więc kolejnych rozdziałów spodziewajcie się około 9 sierpnia. A tak z innej beczki, propo sierpnia to 15 sierpnia są moje urodzinki :) To już niedługo :) Taka dość dziwna data- bo jest wtedy święto jakieś religijne i historyczne i moja data jest zapisana w zeszycie od histori i od religi. Kiedyś na lekcji pani od histori mówi:
- Ważne daty to: 3 maj,, 11 listopada, (coś tam jeszcze ale nie pamiętam) i 15 sierpnia.- A ja na to:
- Ważne święto, bo moje urodziny :)
Dziwna ta data, a to tumaczy dlaczego ja jestem tak dziwna :D Całuję:*
                                                                                                                           Weronika Love

czwartek, 18 lipca 2013

rozdział 15- Skryta pod szarą osłonką, jak dziecko kryjące się przed światem.

Laura
      Obudziłam się w pokoju dobrze mi znanym. Nie było to jednak moje królestwo. Przypomniała mi się sytuacja, kiedy obudziłam się  w tym właśnie pomieszczeniu, parę tygodni temu. Tak, to pokój Rossa. Tylko skąd ja się tu wzięłam? I gdzie jest Nelson?! Gwałtownie usiadłam na
łóżku. Rozejrzałam się dookoła. Drzwi od pokoju były zamknięte, a we wnętrzu byłam sama. Zaniepokoiłam się. Szybko zeszłam z łóżka i podeszłam do wyjścia, kiedy ktoś z drugiej strony pociągną za klamkę. Przestraszyłam się na tyle, że z powrotem wskoczyłam na łóżko chłopaka. Nagle zza drzwi wyłonił się Ross. Szybko podniosłam się z łóżka i podeszłam do chłopaka.
- Gdzie jest Nelson?- zapytałam prawie, że krzycząc.
- Spokojnie nic mu nie jest. Właśnie śpi sobie w pokoju obok.- Na te słowa trochę się uspokoiłam. Usiadłam z powrotem na łóżku i popatrzyłam na chłopaka.
- Ale skąd ja się tutaj wzięłam?- zapytała, rozglądając się po pokoju.
- No zasnęłaś w szpitalu, a więc przeniosłem cię do samochodu i przywiozłem tutaj, wraz z Nelsonem.
- Aha- wyjąkałam i skierowałam wzrok w podłogę.
- Jesteś głodna?
- Nie- odparłam krótko.
- Nie żartuj, nie jadłaś nic od wczoraj!
- Skąd wiesz? Śledziłeś mnie?- Nie wiem jak waszym zdaniem, ale jak dla mnie mogło to wydawać się odrobinę dziwne.
- Bo cię znam. A więc mam już plan na dzisiaj. Na początek idziemy odwiedzić Ashley, a potem do cyrku...- nie zdążył dokończyć, ponieważ mu przerwałam.
- Zaraz, zaraz. Dobrze słyszałam? Jacy- my?
- No ja, ty i Nelson.- Popatrzył na mnie z wyrzutem i zapytaniem na twarzy, jakby to było oczywiste. Nic już nie odpowiedziałam, tylko słuchałam, co dalej wymyślił blondyn.
                                                                          ***
       Z trudem przekroczyłam próg tego potwornego miejsca. Nie wiem dlaczego, ale boję się szpitali. Nagle poczułam, że ktoś ściska mnie za rękę. Obejrzałam się i zobaczyłam, że to Ross, który próbuje dodać mi otuchy Uśmiechnęłam się delikatnie i razem z Nelsonem skierowaliśmy się w stronę sali numer 57. Przechodziliśmy przez długi korytarz, a ja uważnie czytałam numerki na salach.
- 54, 55, 56 i jest 57- powiedziałam sama do siebie i stanęłam na przeciw drzwi. Dopiero teraz zauważyłam, że Ross nadal trzyma mnie za rękę. Nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie. Delikatnie otworzyłam drzwi. Zanim zdążyłam się zorientować Nelson wbiegł do sali. Za nim niepewnie podążyłam ja, ciągnąc za sobą blondyna. Ach, zapomniałam dodać, że Ross i Ashley się znają, przecież są sąsiadami.
- Cześć- odparła blada dziewczyna leżąca w łóżku. Nie przypominała ona tej radosnej i jak zwykle roześmianej Ashley, która mimo strasznych przeżyć potrafiła czerpać radość z życia. Ta osoba, którą widziałam teraz była kimś innym. Cała blada, a jej oczy były lekko zaczerwienione. Wydawało mi się, że to ktoś inny, jednak nie. Gdzieś w głębi to dalej ta sama i uśmiechnięta blondynka. Tylko teraz skryła się pod szarą osłonką, jak dziecko, kryjące się przed światem.
                                                                   ***
Dzisiaj się nie rozpisuje bo za 2 godziny wyjeżdżam, a ja musze jeszcze spakować bagaż podręczny, umyć się (będę w autobusie przez 7 godz.) i wysuszyć włosy i kupić coś na droge,. I postaram się następny napisać nad morzem :) Papatki ;) Całuję:*
                                                                                                   Weronika Love

wtorek, 16 lipca 2013

Ważne!

Tak to jest ważne, ponieważ założyłam nowego bloga :) Ojej to już trzeci, rozkręcam się :) Ale kto wie może będzie jeszcze kiedyś więcej? Ale na pewno nie teraz :) Zapraszam do czytania :)        http://austin-ally-dziwna-historia.blogspot.com/     Całuję:*
                                                                                                     Weronika Love

sobota, 13 lipca 2013

rozdział 14- Zwykły gest, a znaczy tak wiele.

Laura
       Już od paru godzin, wraz z Nelsonem, siedziałam w poczekalni, czekając na jakiekolwiek wieści o Ashley.  Było już późno. Na ciemnym niebie świeciło miliony gwiazd. Chłopczyk po paru godzinach płaczu, usną na krześle. Martwiłam się o niego. Był jeszcze dzieckiem, a tyle już przeżył. Siostra była jego jedynym wsparciem. Moja babcia wie już o całym zajściu jednak do szpitala przyjdzie dopiero rano. Jest już starsza, nie dziwię jej się. Popatrzyłam bezradnie na drzwi, którymi jeszcze tak niedawno weszłam ja i zdruzgotany chłopczyk. Nagle usłyszałam ciche skrzypnięcie. Uniosłam oczy i zobaczyłam chłopaka, stojącego w wejściu. Podszedł do mnie i bez słowa usiadł obok. Nie odzywaliśmy się przez dłuższy czas. Miałam dość tej ciszy.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem?- zapytałam,nie patrząc na niego. Mogło zabrzmieć to trochę oschle i szorstko. Sama nie wiem dlaczego. Może to dlatego, że nie mogę znieść tej skomplikowanej relacji między mną, Rossem, a Lucy. To jest za trudne.
- Twoja..- przerwał.- Babcia powiedziała, że tu będziesz- w końcu odparł. I ponownie zapanowała cisza. Ta wkurzająca i nieznośna cisza. Miałam jej dość. Ale nie mogłam jej przerwać. Nagle zrobiłam się senna. Oparłam głowę o najbliższą rzecz i zasnęłam.
                                                                       ***
     Poczułam jak ktoś delikatnie szturcha mnie w ramię. Otworzyłam szeroko oczy. Spostrzegłam, że opieram się na ramieniu Rossa. Podniosłam się.
- Wygodnie ci było?- zapytał uśmiechając się.
- Całkiem, całkiem. Bo puki ktoś mnie nie obudził.- Spojrzałam na niego, jednocześnie przeczesując włosy.
- Wiesz... Obudziłem cię, bo lekarz waśnie tu idzie.- Wskazał ręką na idącego w naszą stronę mężczyznę w białym fartuchu. Dopiero teraz go zobaczyłam. Wysłałam blondynowi wdzięczne spojrzenie i wstałam podchodząc do mężczyzny.
- Co z nią?- zapytałam.
- Czy jest pani spokrewniona z panną Ashley Cornel?- Spytał przeglądając jakieś papiery.
- Ona nikogo nie ma, a ja na razie opiekuje się jej bratem.
- No dobrze. A więc panna Ashley ma cukrzycę. Zasłabła, ponieważ jej organizm nie miał odpowiednich składników odżywczych. To nic poważnego, jednak musi się oszczędzać. Inaczej poniesie tego konsekwencje. Na razie musi odpocząć, więc w odwiedziny można przychodzić dopiero jutro. A w szpitalu musi zostać jeszcze przynajmniej przez tydzień.- Odszedł. Może to i nie były najgorsze wieści, jednak tam gdzieś w głębi duszy wierzyłam, że nic jej nie będzie. Wróciłam na miejsce. Nic się nie odzywając, przytuliłam się do blondyna. Z pozoru to zwykły gest, a wyraża więcej niż jakiekolwiek słowo.
- I co z nią?- zapytał po chwili ciszy. Ja nadal siedziałam wtulona w chłopaka.
- Ona ma cukrzycę... To nic strasznego, ale musi zostać tu jeszcze przez tydzień- powiedziałam zaspanym i nieobecnym głosem. Nagle spojrzałam na śpiącego Nelsona. "Przecież muszę się nim zaopiekować."- Ross?- wyszeptałam.
- Tak?
- Pomożesz mi zaopiekować się Nelsonem?- zapytałam. Sama nie dałabym rady. Uwielbiam dzieci, ale zapanowanie nad rozbrykanym chłopcem nie jest łatwe.
- Oczywiście- wyszeptał i pocałował mnie w czoło. I to kolejny gest, który wyraża dużo, bez użycia słów...
                                                                     ***
Witajcie :) W wakacje kompletnie nie chce mi się pisać... Złapałam jakiegoś lenia i to coś co widzicie na górze jest kompletną klapą. Rozdział nie dość, że krótki to jeszcze beznadziejny. Przez te parę dni, po prostu nie mogłam nacisnąć nowy post. Przepraszam za te bzdury, ale na nic innego jak na razie mnie nie stać. A to, że na asku pytaliście się o rozdział zmusiło mnie do napisania, bo ja jak coś obiecam- słowa dotrzymam. I jeszcze coś. To, że pod ostatnim rozdziałem było tak mało komentarzy nie ułatwiało mi pisania. Jeśli dalej tak pójdzie kolejny rozdział może pojawić się 10 sierpnia... jak nie później... Całuję:*
                                                                                                                      Weronika Love
PS Jest na tyle późno, że nie mam siły tego czytać i przepraszam za błędy.

piątek, 12 lipca 2013

Kontakt ze mną :)

Hej, hej, hej :) Dzisiaj taka krótka notka. Jeśli chcielibyście się mnie o coś zapytać daje wam mojego aska. Jest to fikcyjne konto, założone z myślą o tym  blogu. A i jeszcze pytanie. Czy chcecie abym podała wam swojego facebooka? Całuję:*
                                                                                                                                     Weronika Love

poniedziałek, 8 lipca 2013

rozdział 13- Życie nie jest kolorowe. Trzeba je zaakceptować takim jakie jest, a nie jakim je sobie wymarzyliśmy.

Laura
          Pocałunek nie trwał długo. Jak dla mnie mógł by trwać nieskończoność, zwłaszcza, że nie miałam pojęcia co powiedzieć. Bałam się wymówić słowo. Patrzyłam po prostu na chłopaka, który sama nie wiem, czy jest jeszcze moim przyjacielem.
- Laura...- przerwał. Starałam się patrzeć na niego chłodno i wyczekująco. Ale znając mnie przybrałam twarz skrzywdzonego pieska, który czeka na najgorsze.- Laura...- znowu zaczął i ponownie przerwał.- Ja przepraszam...- z trudem wykrztusił, wbijając wzrok w swoje granatowe trampki.
- Przepraszasz nie tę osobę co trzeba- odparłam oschle, a blondyn podniósł wzrok i spojrzał na mnie. Nie zrozumiał. Zapomniał, że ma dziewczynę.- Pamiętasz jeszcze Lucy?
- Ale...- i ponownie się zaciął. Wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał, jakby w swojej głowie, pokrytej blond czupryną, dobierał słowa składające się w zdanie.- Ale ja jej nie kocham...- wyszeptał a ja zbladłam. "Jak to jej nie kocha? To dlaczego z nią jest?"- pomyślałam. Mam tyle pytań, a ani jednej sensownej odpowiedzi.
- To czemu z nią jesteś?-  wydukałam i przechyliłam głowę, aby móc spojrzeć na Rossa.
- To jest długa historia, opowiem ci ją kiedyś, ale nie teraz. Płętą moich przeżyć jest to, że jestem zmuszany aby z nią być- oznajmił już trochę śmielej. Ja usiadłam na ławce, która stała obok nas. Usta miałam lekko otwarte, a oczy wbite w jeden niewiadomy punkt.
- Zmuszanie do miłości jest największą zbrodnią świata. Czemu na to pozwalasz?- uniosłam oczy, a chłopak przyklękną przede mną.
- Życie nie jest kolorowe. Zdążyłem się o tym przekonać. Jednak trzeba je za akceptować. Ja tak zrobiłem, inaczej być nie może.- Zdziwiła mnie jego wypowiedź. Tyle mądrych słów wypowiedziane przez chłopaka, który na ogół wydaje się byś szczęśliwym, rozbrykanym malcem, bez świadomości o życiu. Z tą jego dziecięcą radością, nie ma oznak, że życie dało mu w kość. A jednak. Za tą osłoną kryje się pokrzywdzony i doświadczony człowiek, który po prosu dobrze się maskuje. Blondyn usiadł obok mnie. Przysunęłam się bliżej niego i delikatnie go objęłam.
- Wiesz co? Bez względu na to co się stało, wiedz, że zawsze możesz przyjść do mnie- odparłam.- Przyjacielu- dodałam. Siedzieliśmy na ławce przez jakiś czas. W ciszy zupełnej. Ale nie przeszkadzało to ani mi, ani chłopakowi.
                                                                              ***
        Gdy tylko weszłam do domu, rzuciłam torbę na podłogę, a sama walnęłam się na łóżko. Zastanawiało mnie tyle rzeczy. Ale jedna najważniejsza nie dawała mi spokoju. Czy ten pocałunek coś znaczył? A może po prostu nie mieliśmy nic lepszego do roboty? Albo zadecydował impuls? I najbardziej męczące pytanie- Czy ja coś do niego czuje? Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Zdezoriętowana zbiegłam na dół, a w progu zobaczyłam uśmiechniętą twarz Ashley. Obok blondynki stał mały chłopczyk. Miał kręcone, brązowe włosy i niebieskie oczy. Na nosku trzymały się małe okularki. Wyglądał na siedem- osiem lat.
- Hej.- przywitała się blondynka.
- Cześć. Kto to?- pochyliłam się, aby móc spojrzeć w oczy chłopcu.
- To jest mój brat Nelson.
- Cześć, czy ja cię już gdzieś nie widziałam?- chłopiec przypominał mi kogoś.
- Tak, widziałem cię dzisiaj w parku, byłaś z jakimś chłopakiem- uśmiechną się, a mnie oświeciło. Przecież to ten chłopczyk, który malował coś na w zeszycie.
Zaprosiłam gości do środka. Dla malca dałam kredki i kartki, a my usiadłyśmy przy stole i zaczęłyśmy rozmowę. Tematy nam się nie kończyły. Rozmawiałyśmy o wszystkim. Nagle Ashley pobladła i upadła na podłogę. Wystraszyłam się. Te uczucie towarzyszące mi w zdarzeniu było straszne. Nie miałam pojęcia co zrobić. Otworzyłam okna i rozłożyłam dziewczynę na podłodze. Po chwili do pokoju wpadł Nelson. Na widok nieprzytomnej i bladej siostry zalał się płaczem. Chwyciłam telefon i zadzwoniłam na pogotowie. Chłopiec cały czas płakał, mimo, że próbowałam go uspokoić.
- Nelson, nie płacz nic jej nie będzie- mówiłam tuląc do siebie dziecko.
- Ale ty nic nie rozumiesz- wychlipał.- Ja mam tylko ją.- "Jak to?" pomyślałam, nie mają rodziców?
- Ale gdzie wasi rodzice?- spytałam nadal oszołomiona.
- Zostawili nas...- z trudem wydusił i znów zaczął  płakać. Teraz to i ja miałam ochotę tak postąpić. Wiedziałam co odczuwają. Mój ojciec także mnie zostawił, a matka uciekała ode mnie i zatracała się w pracy. Wiem co to dorastać bez poczucia bezpieczeństwa i bez wiedzy, że jest ktoś na tym świecie, dla którego jestem najważniejsza. Postanowiłam. Choćbym miała wywrócić ziemię do góry nogami, postaram się, aby Nelson miał najlepsze dzieciństwo. Z poczuciem wartości i miłości. O którym ja mogłam tylko marzyć...
                                                                           ***
Hej, Hej, Hej! No i jest rozdział:) Chciałam was poinformować, że od 18 do 25 będę nad morzem:) , a od 27 do 7 sierpnia na Krecie:D A więc od 18 do tak mniej więcej 8-9 sierpnia, raczej nie będzie rozdziału:( Chyba, że napiszę go jak będę nad morzem, bo w-f w hotelu jest, a ja bez laptopa się nie wybieram. Trzymajcie kciuki. I jeszcze coś jak dobrze mnie zmotywujecie i jak humor mi dopisze to możliwe, że rozdział pojawi się jeszcze dziś. Ale to zależy w większości od was. I czy chcecie? Całuję:*
                                                                                                        Weronika Love

wtorek, 2 lipca 2013

rozdział 12- Nie wracaj do przeszłości, liczy się tylko ta chwila.

Laura
   Chłopak wpadł na mnie, przez co jęknęłam z bólu.
- Nic ci nie jest?- zapytał z troską i szybko zszedł ze mnie.
- Nie, raczej nie...- odparłam i starając się podnieść ponownie upadłam. Strasznie bolała mnie noga. Chłopak podał mi rękę i złapał pod ramię.
- A teraz przejdziemy się do pielęgniarki.
- Po co?
- Jeszcze się pytasz?- spojrzał na mnie tak groźnie, że poległam i bez słowa ruszyliśmy do "szkolnej uzdrowicielki". Idąc przez korytarz chłopak przez cały czas starał się odprowadzić moją uwagę od bólu i opowiadał o różnych niestworzonych rzeczach ( ma naprawdę bujną wyobraźnię.)
-Ross nie pomagasz!- burknęłam, bo miałam już dość opowieści o kosmitach i olbrzymach.
- No dobra, a może...- znowu zaczął swoje opowieści, na szczęście zza rogu ujrzałam gabinet pielęgniarki.
    Ross delikatnie zapukał do drzwi, po chwili usłyszeliśmy ciche "proszę". Blondyn jedną ręką otworzył drzwi, a drugą nadal mnie podtrzymywał. Weszliśmy do gabinetu i ujrzeliśmy kobietę w białym fartuchu z uśmiechem na ustach.
- W czym mogę pomóc?- zapytała tak samo ciepło.
- Moją koleżankę boli noga.- Chłopak nie dał mi nic powiedzieć. Zanim zdążyłam się zorientować, opowiedział już całe zdarzenie i stan  nogi.
-  No dobrze, ale pozwól może powiedzieć coś przyjaciółce?- powiedziała, a widać było, że z trudem kryje śmiech.- A więc od dawna cię boli?- zwróciła się do mnie
- Nie od paru minut- odparłam i popatrzyłam się na Rossa, który najwidoczniej nie miał zamiaru opuszczać gabinetu. Pielęgniarka poszła za moim wzrokiem i także spojrzała na blondyna.
- Widzę, że twój chłopak nie ma zamiaru cię opuszczać- prychnęła, na co blondyn szeroko się uśmiechną.
- No pewnie, że nie opuszcze- odparł  jeszcze bardziej się uśmiechając i puścił do mnie oczko, za nim zdążyłam zaprzeczyć.
                                                                                     ***
        Właśnie wraz z Rossem szłam po parkingu przed szkołą. Okazało się, że noga jest tylko poobijana. Na wszelki wypadek pielęgniarka zwolniła mnie z reszty zajęć, chłopak po wielu prośbach i obietnicach pomocy mi, także został zwolniony.
- Wiesz, jeśli noga cię tak boli, to nie pozostaje nam nic innego, jak jechanie samochodem- uśmiechną się szyderczo i wskazał na stojący obok pojazd.
- O nie! Nie mam zamiaru ponownie narażać swojego życia! Prowadzisz jak wariat!- zaprzeczyłam i pokiwałam głową.
- Ale ponoć boli cię noga- wymruczał pod nosem lekceważąco.
- No... ok, ale tylko jak obiecasz, że nie będzie za szybko.
- Tak...na pewno- uśmiechnął się i ponownie zaraził mnie swoim uśmiechem. Otworzył drzwi do auta i pomógł mi wejść.
                                                                                     ***
Samochodem jechaliśmy już jakieś pięć minut. Chłopak nie jechał już tak szybko, ale nie powiedziałabym, że jedzie wolno. Nikt się nie odzywał. Nie przeszkadzało mi to, jednak blondyn był innego zdania. Co chwilę spoglądał to na mnie, to na drogę. Coś go trapiło i to było widać. Był niespokojny i czułam, że za chwilę to z siebie wyrzuci. Nie myliłam się.
- Laura? Powiedz mi tylko jedno.- zaczął niepewnie.
- Co mam ci powiedzie?
- Bo my jesteśmy przyjaciółmi, tak?
- A wątpisz w to?- zapytałam zdziwiona jego pytaniem.- Czy to nie oczywiste?
- Bo... ja ci już mówiłem, że o tobie nie zapomniałem, ale nie wiem co z tobą.
- Ross, musimy wracać do przeszłości? Dla mnie nie była ona kolorowa, kiedy się tu przeprowadziłam, nie miałam żadnych przyjaciół- westchnęłam na wspomnienie ubiegłych lat.
- Ale ja się nie pytam o to, tylko o to, czy o mnie nie zapomniałaś? Ale jak widać ty unikasz tematu, czyli, że o mnie nie pamiętałaś- odparł, a ja poczułam ukłucie na sercu. Jak on może tak myśleć?!
- Wiesz co prawdziwi przyjaciele nie pytają się o takie rzeczy. Dla nich jest to jasne!- wykrzyknęłam i odwróciłam głowę. - Wysadź mnie tu, dojdę- dodałam.
- Żartujesz?
- Wysadź mnie, albo otworzę drzwi i wyskoczę.- Na chłopaka te słowa podziałały i po chwili zatrzymał auto. Z trudem wyszłam z pojazdu i skierowałam się na przeciw. Nagle usłyszałam, że ktoś podąża za mną. Starałam się przyspieszyć, jednak z bolącą nogą nie jest to łatwe.
- Laura! Czekaj!- krzykną Ross i podbiegł. Odwróciłam się w jego stronę. Stał blisko, zdecydowanie za blisko...- Laura przepraszam, ja w to nigdy nie wątpiłem, ja po prostu chciałem wiedzieć, czy cierpiałaś tak jak ja, gdy nie mogłem zobaczyć twojego uśmiechu, twoich oczu i po prostu ciebie.- Nagle z nieba zaczęły kapać krople deszczu, by po chwili zamienić się w urwanie chmury. Moje oczy uniosłam w górę, tak samo jak chłopak, lecz po chwili znowu je spuściłam. W tej właśnie chwili napotkałam czekoladowe oczy blondyna.
- Tak cierpiałam i to bardzo- odparłam tak cicho, że chłopak ledwo co usłyszał. Niespodziewanie twarz blondyna zaczęła się przybliżać do mojej. Czułam dziwne uczucie w środku. Nie spodziewałam się tego, ale nie chciałam aby przestał. Czułam na twarzy ciepło pochodzące z jego ust. Moje serce biło tak szybko, że bałam się aby nie usłyszał kolejnych grzmotów. To było magiczne? Chłopak bez zastanowienia wbił mi się w usta. Nie słyszałam już nic, po za biciem naszych serc. Nie zauważyłam nawet, że obok na ławce siedzi mały chłopczyk i maluje coś w zeszycie.
                                                                        ***
Obiecałam i słowa dotrzymuję! W rozdziale pojawił się wątek z  Raurą. Wiem, że długo nie było, ale cóż w wakacje myślałam, że będę miała mnóstwo czasu, a tu co? Dnie zajęte po brzegi. Chyba bym nie skończyła tego rozdziału do końca wakacji, ale przeczytałam komentarze i nie dość, że poprawiły mi humor to i zmotywowały do skończenia rozdziału, dlatego proszę o dalsze:) Całuję:*
                                                                                                                     Weronika Love