czwartek, 18 lipca 2013

rozdział 15- Skryta pod szarą osłonką, jak dziecko kryjące się przed światem.

Laura
      Obudziłam się w pokoju dobrze mi znanym. Nie było to jednak moje królestwo. Przypomniała mi się sytuacja, kiedy obudziłam się  w tym właśnie pomieszczeniu, parę tygodni temu. Tak, to pokój Rossa. Tylko skąd ja się tu wzięłam? I gdzie jest Nelson?! Gwałtownie usiadłam na
łóżku. Rozejrzałam się dookoła. Drzwi od pokoju były zamknięte, a we wnętrzu byłam sama. Zaniepokoiłam się. Szybko zeszłam z łóżka i podeszłam do wyjścia, kiedy ktoś z drugiej strony pociągną za klamkę. Przestraszyłam się na tyle, że z powrotem wskoczyłam na łóżko chłopaka. Nagle zza drzwi wyłonił się Ross. Szybko podniosłam się z łóżka i podeszłam do chłopaka.
- Gdzie jest Nelson?- zapytałam prawie, że krzycząc.
- Spokojnie nic mu nie jest. Właśnie śpi sobie w pokoju obok.- Na te słowa trochę się uspokoiłam. Usiadłam z powrotem na łóżku i popatrzyłam na chłopaka.
- Ale skąd ja się tutaj wzięłam?- zapytała, rozglądając się po pokoju.
- No zasnęłaś w szpitalu, a więc przeniosłem cię do samochodu i przywiozłem tutaj, wraz z Nelsonem.
- Aha- wyjąkałam i skierowałam wzrok w podłogę.
- Jesteś głodna?
- Nie- odparłam krótko.
- Nie żartuj, nie jadłaś nic od wczoraj!
- Skąd wiesz? Śledziłeś mnie?- Nie wiem jak waszym zdaniem, ale jak dla mnie mogło to wydawać się odrobinę dziwne.
- Bo cię znam. A więc mam już plan na dzisiaj. Na początek idziemy odwiedzić Ashley, a potem do cyrku...- nie zdążył dokończyć, ponieważ mu przerwałam.
- Zaraz, zaraz. Dobrze słyszałam? Jacy- my?
- No ja, ty i Nelson.- Popatrzył na mnie z wyrzutem i zapytaniem na twarzy, jakby to było oczywiste. Nic już nie odpowiedziałam, tylko słuchałam, co dalej wymyślił blondyn.
                                                                          ***
       Z trudem przekroczyłam próg tego potwornego miejsca. Nie wiem dlaczego, ale boję się szpitali. Nagle poczułam, że ktoś ściska mnie za rękę. Obejrzałam się i zobaczyłam, że to Ross, który próbuje dodać mi otuchy Uśmiechnęłam się delikatnie i razem z Nelsonem skierowaliśmy się w stronę sali numer 57. Przechodziliśmy przez długi korytarz, a ja uważnie czytałam numerki na salach.
- 54, 55, 56 i jest 57- powiedziałam sama do siebie i stanęłam na przeciw drzwi. Dopiero teraz zauważyłam, że Ross nadal trzyma mnie za rękę. Nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie. Delikatnie otworzyłam drzwi. Zanim zdążyłam się zorientować Nelson wbiegł do sali. Za nim niepewnie podążyłam ja, ciągnąc za sobą blondyna. Ach, zapomniałam dodać, że Ross i Ashley się znają, przecież są sąsiadami.
- Cześć- odparła blada dziewczyna leżąca w łóżku. Nie przypominała ona tej radosnej i jak zwykle roześmianej Ashley, która mimo strasznych przeżyć potrafiła czerpać radość z życia. Ta osoba, którą widziałam teraz była kimś innym. Cała blada, a jej oczy były lekko zaczerwienione. Wydawało mi się, że to ktoś inny, jednak nie. Gdzieś w głębi to dalej ta sama i uśmiechnięta blondynka. Tylko teraz skryła się pod szarą osłonką, jak dziecko, kryjące się przed światem.
                                                                   ***
Dzisiaj się nie rozpisuje bo za 2 godziny wyjeżdżam, a ja musze jeszcze spakować bagaż podręczny, umyć się (będę w autobusie przez 7 godz.) i wysuszyć włosy i kupić coś na droge,. I postaram się następny napisać nad morzem :) Papatki ;) Całuję:*
                                                                                                   Weronika Love

4 komentarze:

  1. Superowy Rozdział! :)
    Miłego Pobytu Życzę. ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. super rozdział tylko trochę krótki , ale ważne , że jest .

    OdpowiedzUsuń
  3. Swietny
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny blog zresztą jak wszystkie twoje :) Masz talent, mówię serio. Weź się za pisanie książki ,bo jesteś świetna. Obiecuje że jeżeli ją napiszesz to ja ją na 100% przeczytam :D

    OdpowiedzUsuń