"Bez serca nie da się żyć..."
"Niestety masz białaczkę. Został ci góra rok życia"- Te słowa zrujnowały do tych czas spokojne życie Ally. Allyson Dawson, to drobna dziewczyna o brązowych oczach i włosach. Pisze piosenki dla Austina, w którym podkochuje się już od pewnego czasu. Ma wspaniałych przyjaciół, których kocha nad życie. Od pewnego czasu brunetka zaczęła źle się czuć. Jej rodzice pojechali z nią do szpitala, w którym usłyszała dwa zdania. Dwa zdania, które zrujnowały jej życie i życie jej bliskich. Dziewczyna ma białaczkę. Jeśli choroba nie będzie rozwijała się za szybko, Ally pozostanie rok. Rok, który ma zakończyć jej życie. Rok w którym musi zrealizować wszystko czego chciała osiągnąć. Inni mają jeszcze dużo czasu, ale ona ma rok. Dla zwyczajnych ludzi, którzy się nie spieszą, jest to dość dużo, ale świadomość, że za dwanaście miesięcy odejdziesz z tego świata zdołowała by każdego. Od kiedy tylko brunetka dowiedziała się o swojej chorobie całymi dniami przesiadywała w domu. Nie bała się śmierci, lecz tego jak jej śmierć zniosą rodzice i przyjaciele. Oczywiście jej rodzina wiedziała o chorobie, lecz Ally nie potrafiła powiedzieć tego Trish, Dez'owi, a co dopiero Austin'owi. Jednak jej stan cały czas się pogarszał, wiedziała, że kolejny dzień będzie tym, kiedy powie prawdę.
Dzisiaj Ally wstała w z samego rana. Wyjęła telefon i wybrała numer Austina. Chłopak mimo późnej pory, odebrał szybko. Dziewczynę ścisnęło w gardle, przełknęła ślinę i zaczęła mówić.
- Austin. Spotkamy się za godzinę w parku?- zapytała ochrypiałym głosem.
- Ally? Co się stało?- zaczął zmartwiony chłopak jednak odpowiedziała mu głucha cisza.- Ally?
- Po prostu przyjdź.- Allyson automatycznie odsunęła telefon od ucha i nacisnęła czerwoną słuchawkę. Usiadła na łóżku, a słone krople zaczęły spływać po jej twarzy, zahaczając o dołeczki. Tak, dziewczyna śmiała się i płakała. Teraz powie już wszystko.
*godzinę później- park*
- Ally? Czy ty płakałaś? Dlaczego ostatnio masz opuchnięte oczy? Co się dzieje?- Austin zaczął zasypywać dziewczynę setkami pytań. Ally usiadła na krawędzi fontanny. Chłopak dalej stał przed nią oczekując odpowiedzi.
- Austin... ja za rok... już mnie... za rok... nie będzie...- w tym momencie brunetka wybuchnęła głośnym płaczem. Austin widząc jej zachowanie przykucną, aby spojrzeć brunetce w oczy.
- Ally? Jak to? Wyjeżdżasz?- zapytał zdziwiony chłopak.
- Nie Austin, nie wyjeżdżam. Ja po prostu odchodzę.- Dziewczyna zaczęła powoli się uspokajać. Chłopak nic nie zrozumiał, przytulił dziewczynę. A ta wyjęła z kieszeni jakiś papier. Podała mu go.
- Co to jest?- zapytał blondyn, jednak nie uzyskał odpowiedzi. Rozwiną karteczkę i przeczytał zawartą treść. Była to kartka od lekarza, potwierdzająca chorobę dziewczyny.
- Ally... ty masz... białaczkę?- lewo wykrztusił. Dziewczyna pokiwała twierdząco głową. Teraz już nikt się nie odzywał. Chłopak usiadł obok dziewczyny, zgniatając kartkę w ręce. Minęła minuta, dwie, trzy... nikt się nie odezwał.
- Ale to nie może być prawda. Nie można z tym nic zrobić?- w końcu wykrztusił chłopak, patrząc bezradnie w dół. Nie spojrzał dziewczynie w oczy, za bardzo się bał, a może po prostu chciał ukryć łzy.
- Austin... nic się nie da zrobić... Zostaw mnie, nie chcę abyś musiał na mnie patrzeć kiedy jestem w takim stanie. Dam radę. Ale muszę ci coś powiedzieć. Od pewnego czasu... nie... teraz to nie ma znaczenia.- Dziewczyna wstała i już chciała odbiec, kiedy chłopak złapał ją za rękę i przyciągną ku sobie.
- Tak, Ally. Ty mi też.- wyszeptał po czym delikatnie pocałował dziewczynę. Ona gwałtownie odsunęła się od blondyna.
- Teraz to bez znaczenia, jest za późno- wychrypiała. Ponownie próbowała uciec, jednak chłopak znowu ją przytrzymał.
- To ma znaczenie. Nie ma takiej miłości która by znaczenia nie miała.- zaczął, i wyjął z kieszeni naszyjnik, po czym połączył go z wisiorkiem Ally.- Od zawsze i na zawsze. Z tobą do końca...- dokończył.
*Dwanaście miesięcy później*
Ally przez ostatni rok zupełnie zapomniała o chorobie. Chodziła z Austinem od czasu spotkania w parku. Gdy chłopak przychodził do dziewczyny, sprawiał, że automatycznie się uśmiechała. Niestety. Miną już rok. Ally czuła się z każdym dniem coraz gorzej. Nie wychodziła z domu, była blada, praktycznie nic nie jadła. Pewnej nocy Ally poczuła się o wiele gorzej. Nim się obejrzała rodzice zadzwonili po pogotowie, a ona leżała już w szpitalu. Przez mgłę zobaczyła Austina pochylającego się nad nią.
- Austin... powiedz szczerze... jestem w twoim sercu?- wyszeptała brunetka.
- Nie Ally.- wykrztusił chłopak przez płacz. Dziewczyna zamknęła oczy, nie widziała już nic. Po chwili poczuła, że ktoś mocno ścisną jej rękę i usłyszała tylko ciche.- Ally ty jesteś moim sercem. A bez serca nie da się żyć.- To były ostatnie słowa jakie zdołała usłyszeć, później nie było już nic. Ciemność
*dwa tygodnie później*
Wczoraj odbył się pogrzeb dziewczyny. Austin dzisiaj od siódmej rano siedział przy nagrobku, który był calusieńki obłożony kwiatami. Był blady, jak nigdy. Nie odzywał się do nikogo. Wyją kartkę, napisał coś na niej i włożył do kieszeni. Po chwili, do chłopaka dosiadła się jakaś kobieta. Zadała pytanie blondynowi, jednak on nie odpowiedział. Kobieta dotknęła nastolatka, był zimny.
Parę dni później u Austina stwierdzono zgon z powodu braku serca. W jego spodniach znaleziono kartkę. "BEZ SERCA NIE DA SIĘ ŻYĆ, ALLY".
sobota, 30 listopada 2013
sobota, 19 października 2013
rozdział 19- Po każdym upadku wstaję ze zdwojoną siłą.
Laura
"Kocham cię"- te słowa krążą ostatnio po mojej głowie. Nie jestem w stanie ich wyrzucić, ani o nich zapomnieć. Każdy chociaż raz w życiu usłyszał te dwa wyrazy. No właśnie nie każdy... prawie. Słowo prawie oznacza mnie. Słyszałam je oczywiście od babci, ale to nie to samo. Nie pamiętam, aby usłyszała je kiedyś od mamy, o ojcu to już nawet nie wspomnę. Moja mama była gwiazdą, divą marnotractwo czasu na córkę, przecież nawet nie wchodziło w grę. Wiem, że mnie kochała... ja to wiem, ale była jedną z tych osób, które swoją miłość okazują trochę inaczej. Nie! Zupełnie inaczej! Ja sama w sobie mam bardzo dużo miłości. Wręcz za dużo. Tylko nie mam wystarczająco osób które mogę nią obdarzyć. A może w moim życiu pojawi się kiedyś jakaś osoba na którą przeleją to wszystko? Może, ale nie mam pewności, czy ona zechce przelać swoją miłość na mnie... Jednak ja mam w sobie wystarczająco dużo tego uczucia aby starczyło na nas dwóch... Bynajmniej tak sądzę.
No dobra koniec filozofii na parapecie. Może dzisiaj uda mi się nie spóźnić? Zebrałam się jak najszybciej z parapetu i podeszłam do szafy. Jak co dzień wybrałam ubrania i ruszyłam w stronę łazienki. W ciągu piętnastu minut wykonałam wszystkie poranne czynności i zeszłam na dół. Nie przywitał mnie jednak zapach świeżych tostów, lecz woń gorącej herbaty. Kiedy przekroczyłam próg kuchni zobaczyłam moją babcię, jednak nie samą... Obok siedziała jakaś dziewczyna. Nie znałam jej, nawet jej wcześniej nie zauważyłam na ulicy. Jednak było w niej coś, co sprawiało, że uderzająco mi kogoś przypominała. Kiedy tylko weszłam do kuchni obie kobiety spojrzały na mnie.
- Laura!- zawołała moja babcia.- Wcześniej dzisiaj wstałaś.
- Cześć babciu i cześć...- specjalnie nie dokończyłam, patrząc wymownie na młodą dziewczynę. Ona wymieniła spojrzenia z moją babcią. Nie powiem... zdziwiło. Po chwili wstała jakby miała ogłosić coś ważnego i wyciągnęła dłoń.
- Vanessa...- przerwała jakby obawiała się mojej reakcji.- Vanessa Marano- dokończyła. Marano? Ale jak to możliwe? Czemu mamy te same nazwiska? Nagle doznałam olśnienia. Ta dziewczyna uderzająco przypominała moją mamę.
- Ale jak to?- to jedyne słowa które zdołałam z siebie wydobyć. O co tu w ogóle chodziło?
- Laura... ja jestem twoją siostrą. Starszą dokładnie...- Wiedziałam, że dziewczyna mówiła coś jeszcze, ale jej najzwyczajniej w świeci nie słuchałam. Miała wrażenie, jakby mój mózg odmówił współpracy i zatrzymał się na przyswajaniu tej informacji. Ale czego dokładnie ona od de mnie oczekuje? Czy ona myślała, że rzucę się jej w ramiona z radosnym okrzykiem "Mam siostrę"? Nie. Nie byłam w stanie tego zrobić. Nie byłam w stanie nawet się ruszać.
- Laura! Laura!- ocknęłam się. Usiadłam na krześle i jeszcze przez parę minut siedziałam w milczeniu.
- Babciu- zaczęłam spokojnym i unormowanym tonem.- Nie idę dzisiaj do szkoły- dokończyłam i wygodniej usadziłam się na krześle.
***
Mój pokój. Ja i dziewczyna, która podaje się za moją siostrę. Dwa kubki, miska płatków po między nami, a obok salaterki, otwarte opakowanie czekolady. Tak wyglądały moje dzisiejsze lekcje. Kiedy inni uczniowie przyswajali właśnie wiedzę o materiach organicznych i ułamkach, ja uczyłam się życia na pamięć. Przyswajałam każde słowo które zostało wypowiedziane przez Vanessę. Wszystko to co mówiła moja "siostra" zdawało się być szczere. Nie odczuwałam fałszu, ani zdrady. Każde jej słowo było wypowiedziane swobodnie, jakbyśmy znały się od lat. Rzeczywiście odczuwałam pewną więź między nami, jednak mogła być to tylko naiwność. Dziewczyna przez już dłuższy czas opowiadała mi o tym jak znalazła się w innym mieście i dlaczego jej nie pamiętam. Z tego co zdążyłam zrozumieć chodziło o to, że jakaś ciotka stwierdziła iż moja matka nie radzi sobie z wychowaniem dzieci i postanowiła ja "obciążyć". Pozbawiła ją praw rodzicielskich. To stało się kiedy Vanessa miała cztery latka, a moja mama była ze mną w ciąży. To dziwne, że dowiaduję się o tym wszystkim po tylu latach. Nie mam jednak pretensji do babci. Pewie bała się mojej reakcji.
- Szerze, to nie spodziewałam się, że tak dobrze to przyjmiesz- odezwała się brunetka, popijając herbatę.
- Życie już mnie nie zaskoczy- odparłam bez zastanowienia, jednak widząc zdziwioną minę Vanessy znowu zaczęłam mówić.- Za dużo już przeszłam, aby zanadto przeżywać kolejne doświadczenia- sprostowałam i delikatnie się uśmiechnęłam. Moja siostra, rodzina- jeju jak to ładnie brzmi. A więc Vanessa także odwdzięczyła mi się tym samym i po chwili milczenia dodała:
- Tak. Po każdym upadku wstajesz ze zdwojoną siłą. Wiem coś o tym.
***
Witam was moje drogie po przedłużonej przerwie. Na początku strasznie was przepraszam za opóźnienie, ale ostatnio zaczęłam bardziej skupiać się na moim drugim blogu. Teraz zastanawiam się, czy zakładanie go to był dobry pomysł? Oczywiście nie zapomniałam o tym blogu, nie mogłabym. Co dziennie wchodziłam i zbierałam się w sobie, aby napisać rozdział. Myślę, że teraz będzie już lepiej... oby. Niestety mam także bardzo dużo nauki... i mało czasu. Do tego dochodzą zajęcia dodatkowe. Proszę wybaczcie mi. Kończę :) Całuję :*
Weronika Love
"Kocham cię"- te słowa krążą ostatnio po mojej głowie. Nie jestem w stanie ich wyrzucić, ani o nich zapomnieć. Każdy chociaż raz w życiu usłyszał te dwa wyrazy. No właśnie nie każdy... prawie. Słowo prawie oznacza mnie. Słyszałam je oczywiście od babci, ale to nie to samo. Nie pamiętam, aby usłyszała je kiedyś od mamy, o ojcu to już nawet nie wspomnę. Moja mama była gwiazdą, divą marnotractwo czasu na córkę, przecież nawet nie wchodziło w grę. Wiem, że mnie kochała... ja to wiem, ale była jedną z tych osób, które swoją miłość okazują trochę inaczej. Nie! Zupełnie inaczej! Ja sama w sobie mam bardzo dużo miłości. Wręcz za dużo. Tylko nie mam wystarczająco osób które mogę nią obdarzyć. A może w moim życiu pojawi się kiedyś jakaś osoba na którą przeleją to wszystko? Może, ale nie mam pewności, czy ona zechce przelać swoją miłość na mnie... Jednak ja mam w sobie wystarczająco dużo tego uczucia aby starczyło na nas dwóch... Bynajmniej tak sądzę.
No dobra koniec filozofii na parapecie. Może dzisiaj uda mi się nie spóźnić? Zebrałam się jak najszybciej z parapetu i podeszłam do szafy. Jak co dzień wybrałam ubrania i ruszyłam w stronę łazienki. W ciągu piętnastu minut wykonałam wszystkie poranne czynności i zeszłam na dół. Nie przywitał mnie jednak zapach świeżych tostów, lecz woń gorącej herbaty. Kiedy przekroczyłam próg kuchni zobaczyłam moją babcię, jednak nie samą... Obok siedziała jakaś dziewczyna. Nie znałam jej, nawet jej wcześniej nie zauważyłam na ulicy. Jednak było w niej coś, co sprawiało, że uderzająco mi kogoś przypominała. Kiedy tylko weszłam do kuchni obie kobiety spojrzały na mnie.
- Laura!- zawołała moja babcia.- Wcześniej dzisiaj wstałaś.
- Cześć babciu i cześć...- specjalnie nie dokończyłam, patrząc wymownie na młodą dziewczynę. Ona wymieniła spojrzenia z moją babcią. Nie powiem... zdziwiło. Po chwili wstała jakby miała ogłosić coś ważnego i wyciągnęła dłoń.
- Vanessa...- przerwała jakby obawiała się mojej reakcji.- Vanessa Marano- dokończyła. Marano? Ale jak to możliwe? Czemu mamy te same nazwiska? Nagle doznałam olśnienia. Ta dziewczyna uderzająco przypominała moją mamę.
- Ale jak to?- to jedyne słowa które zdołałam z siebie wydobyć. O co tu w ogóle chodziło?
- Laura... ja jestem twoją siostrą. Starszą dokładnie...- Wiedziałam, że dziewczyna mówiła coś jeszcze, ale jej najzwyczajniej w świeci nie słuchałam. Miała wrażenie, jakby mój mózg odmówił współpracy i zatrzymał się na przyswajaniu tej informacji. Ale czego dokładnie ona od de mnie oczekuje? Czy ona myślała, że rzucę się jej w ramiona z radosnym okrzykiem "Mam siostrę"? Nie. Nie byłam w stanie tego zrobić. Nie byłam w stanie nawet się ruszać.
- Laura! Laura!- ocknęłam się. Usiadłam na krześle i jeszcze przez parę minut siedziałam w milczeniu.
- Babciu- zaczęłam spokojnym i unormowanym tonem.- Nie idę dzisiaj do szkoły- dokończyłam i wygodniej usadziłam się na krześle.
***
Mój pokój. Ja i dziewczyna, która podaje się za moją siostrę. Dwa kubki, miska płatków po między nami, a obok salaterki, otwarte opakowanie czekolady. Tak wyglądały moje dzisiejsze lekcje. Kiedy inni uczniowie przyswajali właśnie wiedzę o materiach organicznych i ułamkach, ja uczyłam się życia na pamięć. Przyswajałam każde słowo które zostało wypowiedziane przez Vanessę. Wszystko to co mówiła moja "siostra" zdawało się być szczere. Nie odczuwałam fałszu, ani zdrady. Każde jej słowo było wypowiedziane swobodnie, jakbyśmy znały się od lat. Rzeczywiście odczuwałam pewną więź między nami, jednak mogła być to tylko naiwność. Dziewczyna przez już dłuższy czas opowiadała mi o tym jak znalazła się w innym mieście i dlaczego jej nie pamiętam. Z tego co zdążyłam zrozumieć chodziło o to, że jakaś ciotka stwierdziła iż moja matka nie radzi sobie z wychowaniem dzieci i postanowiła ja "obciążyć". Pozbawiła ją praw rodzicielskich. To stało się kiedy Vanessa miała cztery latka, a moja mama była ze mną w ciąży. To dziwne, że dowiaduję się o tym wszystkim po tylu latach. Nie mam jednak pretensji do babci. Pewie bała się mojej reakcji.
- Szerze, to nie spodziewałam się, że tak dobrze to przyjmiesz- odezwała się brunetka, popijając herbatę.
- Życie już mnie nie zaskoczy- odparłam bez zastanowienia, jednak widząc zdziwioną minę Vanessy znowu zaczęłam mówić.- Za dużo już przeszłam, aby zanadto przeżywać kolejne doświadczenia- sprostowałam i delikatnie się uśmiechnęłam. Moja siostra, rodzina- jeju jak to ładnie brzmi. A więc Vanessa także odwdzięczyła mi się tym samym i po chwili milczenia dodała:
- Tak. Po każdym upadku wstajesz ze zdwojoną siłą. Wiem coś o tym.
***
Witam was moje drogie po przedłużonej przerwie. Na początku strasznie was przepraszam za opóźnienie, ale ostatnio zaczęłam bardziej skupiać się na moim drugim blogu. Teraz zastanawiam się, czy zakładanie go to był dobry pomysł? Oczywiście nie zapomniałam o tym blogu, nie mogłabym. Co dziennie wchodziłam i zbierałam się w sobie, aby napisać rozdział. Myślę, że teraz będzie już lepiej... oby. Niestety mam także bardzo dużo nauki... i mało czasu. Do tego dochodzą zajęcia dodatkowe. Proszę wybaczcie mi. Kończę :) Całuję :*
Weronika Love
sobota, 28 września 2013
Liebster Award
Hejka :) Dzisiaj krótko o Liebster Awards do którego nominowały mnie Marta Lynch i martyna10000. Bardzo, ale to bardzo wam dziękuję <3 Miło wiedzieć, że ktoś to czyta ;) No to nie przedłużając, pierwsze pytania od Marty Lynch i moje odpowiedzi:
1. Jakie masz hobby?
Różne. Lubię jeździć konno, słuchać muzyki, pisać opowiadania i się ruszać. Czasami po ćwiczeniach mam straszne zakwasy, ale mi to zbytnio nie przeszkadza, ponieważ wtedy czuję, że było warto :)
2. Jaka jest twoja ulubiona piosenka?
3. Dlaczego lubisz pisać?
Z różnych powodów: sprawia mi to przyjemność, sposób na nudę, po prostu to lubię, kiedy zaczęłam pisać zauważyłam u siebie dużą poprawę w budowaniu zdań i ortografii (chociaż nadal jej nie cierpię) i wiele innych powodów :)
4. Co sprawia, że się uśmiechasz?
Łatwiej było by powiedzieć co nie sprawia, że się uśmiecham. Ja śmieję się prawie ze wszystkiego i ze wszystkich.
5. Masz jakieś zwierzę?
Tak: mam kota (Tofika) i pieska (Łatka).
6. Jak jest twoja szczęśliwa cyfra?
4 i 444
7. Masz rodzeństwo?
Tak... ale często wolałabym być jedynaczką, życie ze starszą siostrą nie jest łatwe...
8. Co chciałabyś/chciałbyś robić w przyszłości?
Sama nie wiem, nie mam planu na przyszłość, mam czas :)
9. Jakie ludzkie cechy cenisz?
Szczerość, ponieważ w teraźniejszych czasach posiada ją bardzo mało ludzi :)
10. Jaki jest twój ulubiony kolor?
Błękit <3
11. Jaki jest twój ulubiony przedmiot w szkole.
Biologia, polski i zajęcia artystyczne też są całkiem całkiem :)
No to teraz martyna10000:
1. Ulubiona piosenka?
Payphone i Roar :)
2. Ulubiona pora roku?
Lato! <3 Tęsknię :'(
3. Noc czy dzień?
Trudny wybór... chyba dzień :)
4. Pies czy kot?
Lubię i psy i koty ale malucienką przewagę maja psy :)
5. Masz jakieś zwierzątko?
Mam psa i kotka <3
6. Grasz na jakimś instrumencie, lub na jakimś chciałabyś grać?
Kiedyś grałam na skrzypcach, potem na harmonice, teraz w szkole na flecie. W domu od czasu do czasu w necie znajduję chwyty i powoli uczę się gry na gitarze :) A bardzo chciałabym zacząć grać na pianinie ;)
7. Ulubiony przedmiot w szkole?
Polski, biologia i nawet zajęcia artystyczne :)
8. Należysz do jakiś fandomów?
Nie.
9. Co jest najlepszego w blogowaniu?
To, że przez blogowanie mogę wyrażać siebie, odkrywać zainteresowania i poznawać ludzi :)
10. Najładniejszy kraj na świecie?
Paryż <3
11. Gdzie chciałabyś spędzić wakacje?
W L.A. lub w Londynie :)
Moje nominacje:
1. http://rossyandlau.blogspot.com/
2. http://when-i-fall-in-aia.blogspot.com/
3. http://ross-laura-story-of-love.blogspot.com/
4. http://stealyourheart123.blogspot.com/
5. http://austin-and-ally-auslly-mystory.blogspot.com/
6. http://auslly-story.blogspot.com/
7. http://ross-and-laura-lovestory.blogspot.com/
8. http://auslly-niezwykla-historia.blogspot.com/
9. http://catch-up-the-dreams.blogspot.com/
10. http://raura-love.blogspot.com/
Moje pytania:
1. Co najbardziej lubisz robić?
2. Jaki owoc lubisz najbardziej?
3. Z jakiego regionu pochodzisz?
4. Masz rodzeństwo?
5. Ulubiona piosenka?
6. Kolor oczu?
7. Wolisz bierny odpoczynek, czy ruch?
8. Ulubione miejsce na ziemi?
9. Imie najlepszej przyjaciółki?
10. Ile masz lat?
11. Czego się boisz?
Moje nominacje:
1. http://rossyandlau.blogspot.com/
2. http://when-i-fall-in-aia.blogspot.com/
3. http://ross-laura-story-of-love.blogspot.com/
4. http://stealyourheart123.blogspot.com/
5. http://austin-and-ally-auslly-mystory.blogspot.com/
6. http://auslly-story.blogspot.com/
7. http://ross-and-laura-lovestory.blogspot.com/
8. http://auslly-niezwykla-historia.blogspot.com/
9. http://catch-up-the-dreams.blogspot.com/
10. http://raura-love.blogspot.com/
Moje pytania:
1. Co najbardziej lubisz robić?
2. Jaki owoc lubisz najbardziej?
3. Z jakiego regionu pochodzisz?
4. Masz rodzeństwo?
5. Ulubiona piosenka?
6. Kolor oczu?
7. Wolisz bierny odpoczynek, czy ruch?
8. Ulubione miejsce na ziemi?
9. Imie najlepszej przyjaciółki?
10. Ile masz lat?
11. Czego się boisz?
No to na dziś wszystko. Rozdział powinien pojawić się w tym tygodniu. Jeszcze raz dziękuję za nominację. Całuję:*
Weronika Love
czwartek, 12 września 2013
rozdział 18- Masz chłopaka? Nie szukam. Nie chcę. Nie potrzebuję. Pewnie w tym momencie nasuwa ci się pytanie 'dlaczego?'. Ponieważ nie preferuje miłości na sile. Dziwne jest dla mnie posiadanie chłopaka tylko, dlatego żeby był. W miłości nie uwzględniam kompromisów. Wspólnym byciu razem owszem. Czemu taka jestem? Dojrzałam...
Laura
Z westchnieniem odłożyłam mój brązowy notatnik. Chcąc nie chcąc muszę iść do szkoły. Wciąż nie wstając z krzesła spojrzałam na mój już spakowany plecak. Błądziłam bez celu wzrokiem po pokoju, kiedy moje źrenice zatrzymały się na zegarku. Gwałtownie zerwałam się z krzesła, zwalając przy tym swój zeszyt na podłogę. Zegarek właśnie wybił godzinę 7:52!"No pięknie nie dość, że się spóźnię to jeszcze po tak długiej nieobecności! Dobra, myśl Laura, myśl!" Byłam spanikowana kiedy nagle ktoś zasłonił mi oczy, wystraszyłam się. Nagle usłyszałam jak ta osoba pochyla się i delikatnie szepcze mi do ucha.
- Gotowa do szkoły?- Poczułam ja ciarki przechodzą mi po całym ciele. Drgnęłam i obróciłam się w stronę tego "kogoś". Za mną stał, jak zwykle uśmiechnięty Ross.
- Gotowa. Ale ja kiedyś dostanę zawału przez ciebie- burknęłam. Chłopak tylko uśmiechnął się szarmancko i biegiem ruszyliśmy w stronę wyjścia.
***
Po upłynięciu jakiś pięciu minut dotarliśmy na miejsce. Byłam szczęśliwa, ponieważ do rozpoczęcia lekcji zostały jeszcze trzy minuty, a cieszyłam się także tym, że jakoś przeżyłam tą jazdę. Jaki dureń dał Ross' owi prawo jazdy? Właśnie staliśmy przed szkołą. Ja szybko rzuciłam się w stronę szafki, a chłopak został z tyłu.
Równo z dzwonkiem przybyłam pod klasę. Blondyna nie było przy mnie, ponieważ on ma teraz Hiszpański, a ja Francuski. Nauczyciel jak zwykle się spóźniał. Nagle poczułam wibracje. Dochodziły one z tylnej kieszeni moich spodni. Korzystając z tego, że nauczyciela dalej nie było wyjęłam swoją komórkę. Dostałam SMS'a. Zaniepokoiłam się troszkę, ponieważ był on od nieznanego numeru. Treść SMS' a bardzo mnie zdziwiła, albo ucieszyła, albo zaniepokoiła? A może wszystko na raz? Brzmiał on tak: "Moja, droga i kochana Lauro! Wiem, że sms' y są banalne i na poziomie podstawówki, ale bardzo bym chciał abyś doczytała do końca. A więc. Niektóre słowa są łatwe, te które używane są na co dzień, ale niektóre tak trudno wymówić. Właśnie z tym mam problem. Ciężko mi powiedzieć parę tak pięknych słów, które tak bardzo bym chciał abyś usłyszała. Ale obiecuję ci, że nadejdzie dzień, kiedy je usłyszysz..." Ta wiadomość, była...dziwna? Tak, dziwna. Nie mam pojęcia kto mógł ją wysłać, nawet najmniejszych przypuszczeń. A może to był tylko żart? Nie, to nie brzmiało jak kawał. Ta treść była taka... tak... prawdziwa? Może się i mylę, ale uwierzyłam w szczerość tych słów.
Na więcej rozmyśleń nie miałam czasu, ponieważ nauczyciel właśnie przyszedł.
***
Gdy zadzwonił dzwonek jako pierwsza wyrwałam się z klasy. Przez całą lekcję, moje myśli były zajęte czymś zupełnie innym niż nauką. A mianowicie otrzymaną wiadomością tekstową. Pod koniec lekcji moje rozmyślenia doszły do jednego wniosku. Nawet jeśli bym dowiedziała się kto jest autorem tego SMS' u nie może to za bardzo na mnie wpłynąć. Nie jestem gotowa na miłość, a co dopiero związek. Kiedyś się zakochałam... niestety nieszczęśliwie. Oj, Bardzo zaślepiająco. Nie widziałam niczego poza nim. Nie widziałam jego wad, bo wszystko zamieniałam na zalety. Lecz popełniłam poważny błąd. Ale nie chcę o tym na razie wspominać. To jeszcze za bardzo boli. Na pewno kiedyś o tym powiem, ale jeszcze nie dzisiaj i nie w tej chwili. Wracając do rozmyśleń. Nie jestem jeszcze gotowa, aby się ponownie zakochać. A kiedy już to nastąpi, niech to będzie już na zawsze, a nie ulotne zauroczenie, przez które tylko stracę, a nie zyskam.
Nagle zauważyłam, że znajduję się na korytarzu, przed moją klasą. Kiedy odłożyłam torbę, poczułam, jak ktoś mocno obejmuje mnie w pasie i podnosi do góry, kręcąc kółka. Wiedziałam, że to Ross, więc nie krzyczałam, tylko zaczęłam się głośno śmiać. Na tyle głośno, że wszyscy obecni na korytarzy wybałuszyli na nas oczy. W tłumie usłyszałam także kilka "uuuuuuu". Nie przeszkadzało mi to, bo co ja im? Rodzina? Niech sobie myślą co chcą. Po upłynięciu z trzech minut, moje stopy znowu dotknęły podłogi i jakoś udało mi się złapać równowagę.
- Ja tam pierwsza lekcja?- zaczął uśmiechnięty i z lekka zdyszany już chłopak.
- Nie narzekam, a u ciebie?- Co ja mu miała odpowiedzieć? "Sory, nie wiem o czym była, bo nie słuchałam. Dostałam sms'a od kogoś i tylko o tym na zajęciach myślałam"?
***
Przepraszam was bardzo! Naprawdę przepraszam, że ostatnio rozdział przez tak długi czas się nie ukazywał ale miałam parę powodów. Mm nadzieję, że to się już nie powtórzy. Ten rozdział to mi się serio nie podoba! Pisałam go raczej bo muszę. I wyszedł byle jak. Oby kolejne takie nie były... A jeśli chodzi o Raurę, to mam pewne plany, które wam się na 100 % nie spodobają, ponieważ nie ma w nich Raury, a więc musicie na nią poczekać. Co by tu...? A tak! Mam jeszcze jedno pytanie. A więc, czy chcecie abym nagrała nagranie? Takie króciutkie, abyście nie lepiej poznali? Bo ogólnie to jestem dość spoko i chcę abyście mnie po prostu poznali. A co wy na to? Chcielibyście coś takiego oglądnąć? Ok, idę spać, bo serio jest 15 po 23 i jutro szkoła... ok, a więc dobranoc i jeszcze raz przeprosiny <3 Papapapapap <3 Całuję :*
Weronika Love
Z westchnieniem odłożyłam mój brązowy notatnik. Chcąc nie chcąc muszę iść do szkoły. Wciąż nie wstając z krzesła spojrzałam na mój już spakowany plecak. Błądziłam bez celu wzrokiem po pokoju, kiedy moje źrenice zatrzymały się na zegarku. Gwałtownie zerwałam się z krzesła, zwalając przy tym swój zeszyt na podłogę. Zegarek właśnie wybił godzinę 7:52!"No pięknie nie dość, że się spóźnię to jeszcze po tak długiej nieobecności! Dobra, myśl Laura, myśl!" Byłam spanikowana kiedy nagle ktoś zasłonił mi oczy, wystraszyłam się. Nagle usłyszałam jak ta osoba pochyla się i delikatnie szepcze mi do ucha.
- Gotowa do szkoły?- Poczułam ja ciarki przechodzą mi po całym ciele. Drgnęłam i obróciłam się w stronę tego "kogoś". Za mną stał, jak zwykle uśmiechnięty Ross.
- Gotowa. Ale ja kiedyś dostanę zawału przez ciebie- burknęłam. Chłopak tylko uśmiechnął się szarmancko i biegiem ruszyliśmy w stronę wyjścia.
***
Po upłynięciu jakiś pięciu minut dotarliśmy na miejsce. Byłam szczęśliwa, ponieważ do rozpoczęcia lekcji zostały jeszcze trzy minuty, a cieszyłam się także tym, że jakoś przeżyłam tą jazdę. Jaki dureń dał Ross' owi prawo jazdy? Właśnie staliśmy przed szkołą. Ja szybko rzuciłam się w stronę szafki, a chłopak został z tyłu.
Równo z dzwonkiem przybyłam pod klasę. Blondyna nie było przy mnie, ponieważ on ma teraz Hiszpański, a ja Francuski. Nauczyciel jak zwykle się spóźniał. Nagle poczułam wibracje. Dochodziły one z tylnej kieszeni moich spodni. Korzystając z tego, że nauczyciela dalej nie było wyjęłam swoją komórkę. Dostałam SMS'a. Zaniepokoiłam się troszkę, ponieważ był on od nieznanego numeru. Treść SMS' a bardzo mnie zdziwiła, albo ucieszyła, albo zaniepokoiła? A może wszystko na raz? Brzmiał on tak: "Moja, droga i kochana Lauro! Wiem, że sms' y są banalne i na poziomie podstawówki, ale bardzo bym chciał abyś doczytała do końca. A więc. Niektóre słowa są łatwe, te które używane są na co dzień, ale niektóre tak trudno wymówić. Właśnie z tym mam problem. Ciężko mi powiedzieć parę tak pięknych słów, które tak bardzo bym chciał abyś usłyszała. Ale obiecuję ci, że nadejdzie dzień, kiedy je usłyszysz..." Ta wiadomość, była...dziwna? Tak, dziwna. Nie mam pojęcia kto mógł ją wysłać, nawet najmniejszych przypuszczeń. A może to był tylko żart? Nie, to nie brzmiało jak kawał. Ta treść była taka... tak... prawdziwa? Może się i mylę, ale uwierzyłam w szczerość tych słów.
Na więcej rozmyśleń nie miałam czasu, ponieważ nauczyciel właśnie przyszedł.
***
Gdy zadzwonił dzwonek jako pierwsza wyrwałam się z klasy. Przez całą lekcję, moje myśli były zajęte czymś zupełnie innym niż nauką. A mianowicie otrzymaną wiadomością tekstową. Pod koniec lekcji moje rozmyślenia doszły do jednego wniosku. Nawet jeśli bym dowiedziała się kto jest autorem tego SMS' u nie może to za bardzo na mnie wpłynąć. Nie jestem gotowa na miłość, a co dopiero związek. Kiedyś się zakochałam... niestety nieszczęśliwie. Oj, Bardzo zaślepiająco. Nie widziałam niczego poza nim. Nie widziałam jego wad, bo wszystko zamieniałam na zalety. Lecz popełniłam poważny błąd. Ale nie chcę o tym na razie wspominać. To jeszcze za bardzo boli. Na pewno kiedyś o tym powiem, ale jeszcze nie dzisiaj i nie w tej chwili. Wracając do rozmyśleń. Nie jestem jeszcze gotowa, aby się ponownie zakochać. A kiedy już to nastąpi, niech to będzie już na zawsze, a nie ulotne zauroczenie, przez które tylko stracę, a nie zyskam.
Nagle zauważyłam, że znajduję się na korytarzu, przed moją klasą. Kiedy odłożyłam torbę, poczułam, jak ktoś mocno obejmuje mnie w pasie i podnosi do góry, kręcąc kółka. Wiedziałam, że to Ross, więc nie krzyczałam, tylko zaczęłam się głośno śmiać. Na tyle głośno, że wszyscy obecni na korytarzy wybałuszyli na nas oczy. W tłumie usłyszałam także kilka "uuuuuuu". Nie przeszkadzało mi to, bo co ja im? Rodzina? Niech sobie myślą co chcą. Po upłynięciu z trzech minut, moje stopy znowu dotknęły podłogi i jakoś udało mi się złapać równowagę.
- Ja tam pierwsza lekcja?- zaczął uśmiechnięty i z lekka zdyszany już chłopak.
- Nie narzekam, a u ciebie?- Co ja mu miała odpowiedzieć? "Sory, nie wiem o czym była, bo nie słuchałam. Dostałam sms'a od kogoś i tylko o tym na zajęciach myślałam"?
***
Przepraszam was bardzo! Naprawdę przepraszam, że ostatnio rozdział przez tak długi czas się nie ukazywał ale miałam parę powodów. Mm nadzieję, że to się już nie powtórzy. Ten rozdział to mi się serio nie podoba! Pisałam go raczej bo muszę. I wyszedł byle jak. Oby kolejne takie nie były... A jeśli chodzi o Raurę, to mam pewne plany, które wam się na 100 % nie spodobają, ponieważ nie ma w nich Raury, a więc musicie na nią poczekać. Co by tu...? A tak! Mam jeszcze jedno pytanie. A więc, czy chcecie abym nagrała nagranie? Takie króciutkie, abyście nie lepiej poznali? Bo ogólnie to jestem dość spoko i chcę abyście mnie po prostu poznali. A co wy na to? Chcielibyście coś takiego oglądnąć? Ok, idę spać, bo serio jest 15 po 23 i jutro szkoła... ok, a więc dobranoc i jeszcze raz przeprosiny <3 Papapapapap <3 Całuję :*
Weronika Love
niedziela, 1 września 2013
rozdział 17- Ludziom nie zawszę ufasz, nie zawsze powierzasz swoje tajemnice. Ale możesz wybrać coś innego, ona wybrała zeszyt.
Laura
No tak, nastał nowy dzień. Nowe przeżycia, nowe doświadczenia i przede wszystkim nowe wspomnienia. Tak, wspomnienia, bo przecież to wspomnienia przywołują te wszystkie dobre i złe chwile. To one sprawiają, że świat staje się lepszy. To dzięki tym wszystkim chwilom które zachowały się w naszych głowach jeszcze pamiętamy przypadkowych ludzi i miejsca w których byliśmy. Ale najważniejszą ich rolą jest, aby poprawić ci humor w chwilach smutku. Aby jeśli w twojej głowie zamięsza ci się od łez i czarnych chmur przypomnieć sobie najpiękniejszą z najpiękniejszy chwil swojego życia i pomyśleć "Kiedyś było dobrze, a więc wkrótce znowu będzie". A gwarantuję ci, że pomoże. Sama przerabiałam to nie raz i za każdym razem kiedy tak robiłam mimowolnie się uśmiechałam. A jeśli już wkroczyłam na tematy związane ze mną to w moim życiu nie do końca wiem która chwila była tą najpiękniejszą. Mam ich od grona. No i mamy pytanie. A pro po pytań. W życiu przeważają pytania, nawet kiedy ich nie widzimy są na każdym kroku. No weźmy taki najprostszy przykład- Wstajesz rano i pytanie, wstać czy nie? Kolejne idziesz do lodówki i znowu pytanie. Włączasz telewizję i... znowu pytanie. Sami widzicie życie to są niezliczone tumy pytań, może same w sobie nie są trudne, ani niebezpieczne, ale jeśli się je omija po prostu rosną i mogą stać się wielkie i bez odpowiedzi. Jeszcze jedną trudną rzeczą przytrafiającą się w życiu każdego człowieka są odpowiedzi. Ta... odpowiedzi. Życie samo w sobie nie jest trudne. Gdyby zabrać z niego wszystkie pytania było by bardzo proste i bez przeszkód, nie? Ale to właśnie pytania nam je utrudniają a my musimy znaleźć odpowiedzi. Może nawet tak jest ciekawiej? Bo życie bez pomyłek i adrenaliny było by nudne i takie zwyczajne. Chociaż czasami jest ciężko, przyznaję, ale właśnie to te ciężkie chwile nas uczą i dodają sił aby biec dalej. Musimy pamiętać, że mamy tylko jedną szanse na życie i musimy ją wykorzystać jak najlepiej, ucząc się na błędach i pamiętać o tym aby ich nie powtarzać.
Dobra, stop! Zastopuj się Laura! Już za dużo się rozgadałaś o tym wszystkim. Tak, zdecydowanie za dużo się rozgadałam. Zaczęłam od tego, że nastał nowy dzień, a skończyłam na tym jak trudne jest życie i cytując moje motto. Jacie, rozpędziłam się. No ok to wracam do rzeczywistości (nawet nie masz pojęcia jak bardzo bym chciała rozpisać się jeszcze o tym jak fajnie jest pozanurzać się w marzeniach itp. ale ci zeszyciku tego nie zrobię). Ale muszę jeszcze odpowiedzieć na pytanie! No więc te pytanie to "Jakie jest moje ulubione wspomnienie?". No cóż długo się nad tym zastanawiałam i tak jak mówiłam wcześniej mam wiele cudnych wspomnień. Ale jedno się tak jakby... wyróżnia i to daje mu silną moc zaistnienia w mojej głowie. To jest jeszcze "młode" wspomnienie, ponieważ zdarzyło się to parę tygodni temu. Tak... mój pierwszy pocałunek. Pocałunek który opisałam parę kartek wstecz. Mój "przyjacielski"pocałunek z Ross'em. Od paru dni cały czas krząta się bez celu po mojej głowie i nie daje mi spokoju. Kiedy pomyślę, że on siedzi sobie z tą swoja Lucy'sią, po prostu mam ochotę porozbijać wszystko co spotkam na drodze. A kiedy nie ma go obok, nawet na chwilę, nawet na minutę, po prostu za nim tęsknie. Za to jak jest prz mnie mam ochotę żucić się mu na szyję i nie puszczać, aby mieć pewność, że mnie nie zostawi. Nie wiem czym to może być spowodowane, ale to mnie przytłacza. Może to po prostu strach przed ponowną utratą przyjaciela? Skoro już raz go straciłam moja intuicja chce go mieć blisko, aby mieć pewność, że mnie znowu nie zostawi? No... powiedzmy że tak. Nie mówię, że to jest do końca pewne, ale nic innego nie wymyśliłam i na razie nie mam zamiaru, bo mnie od tego myślenia głowa zaczyna boleć. A więc kończę moje rozmyślenia, bo jest poniedziałek- czyli szkoła. Ostatnio strasznie ją zaniedbałam, przez ten wypadek Ashley i opiekę nad Nelsonem. Całe szczęście, że Ross był ze mną, bo gdybym została z tym sama, pewnie nie pisałam bym teraz tego tylko załamana i kompletnie wyczerpana leżałam bym na łóżku w ciuchach z poprzedniego dnia i z poczochranymi włosami. Tak, ale tak nie jest tylko i wyłącznie dzięki blondynowi. Czasami zastanawiam się co bym zrobiła gdybym nie znalazła znowu mojego kochanego Ross'a. Oczywiście mam jeszcze Raini i Ashley, ale ta pierwsza aktualnie wyjechała gdzieś na miesiąc, a Ashley... sam wiesz. Zresztą nie zaprzątam sobie głowy tym co by się mogło stać, bo los sam zdecydował o tym, że mamy się spotkać. Po prostu tak było pisane. Jak już mówiłam, muszę kończyć, bo zaraz wybieram się do szkoły, a dzisiaj Nelsonem zamie się babcia. Ona jest dla mnie jak dobra wróżka, jak... trochę jak mama. Boże jak ja za nią tęsknię. Jej zdjęcia wiszą w moim pokoju. Może niektórzy nazwą to głupotą, przecież jak spojrzę na zdjęcie to robi mi się przykro itp. ale ja po prostu chcę ją widzieć każdego dnia i zawszę jak tylko wstaję chcę o niej pamiętać.W tęsknieniu za kimś nie chodzi o czas, który minął od kiedy ostatnim razem się widzieliście, czy rozmawialiście. Chodzi o te momenty kiedy robiąc coś zdajesz sobie sprawę, jak bardzo chciałabyś, by ta osoba była teraz przy Tobie... Ok, kończę, bo zaraz się tu poryczę i tylko pomoczę kartki i pójdę do szkoły z podpuchniętymi oczyma. A więc nic z tego dobrego nie wyjdzie. Ok, mówię "kończę" i nadal piszę. Cała ja. No ok to teraz już na serio koniec. Ale niebawem napiszę. Całuję
Laura
***
A więc dzisiejszy rozdział jest zupełnie inny od pozostałych. A dla czego? Bo nie ma w nim dialogów i jest to raczej forma notatki w pamiętniku Laury. Nie miałam pojęcia co napisać, a wena mi nagle przyszła kiedy skończyłam -,- No a więc mój pomysł wykorzystam w kolejnym rozdziale który mam nadzieję pojawi się już niebawem. Chciałam także aby w tym rozdziale dowiedzieliście się o uczuciach i przemyśleniach naszej bohaterki. Mają one na celu nakierowania was :) Mam nadzieję, że wam się podobało, bo mi to szczerze brakuje tu tego "czegoś". No ale pozostawiam wam opinię więc komętujcie. Całuję :* I nie jeśli chodzi o te tło na końcu to coś mi się zrobiło i nie chce się wyłączyć! -,-
Weronika Love
No tak, nastał nowy dzień. Nowe przeżycia, nowe doświadczenia i przede wszystkim nowe wspomnienia. Tak, wspomnienia, bo przecież to wspomnienia przywołują te wszystkie dobre i złe chwile. To one sprawiają, że świat staje się lepszy. To dzięki tym wszystkim chwilom które zachowały się w naszych głowach jeszcze pamiętamy przypadkowych ludzi i miejsca w których byliśmy. Ale najważniejszą ich rolą jest, aby poprawić ci humor w chwilach smutku. Aby jeśli w twojej głowie zamięsza ci się od łez i czarnych chmur przypomnieć sobie najpiękniejszą z najpiękniejszy chwil swojego życia i pomyśleć "Kiedyś było dobrze, a więc wkrótce znowu będzie". A gwarantuję ci, że pomoże. Sama przerabiałam to nie raz i za każdym razem kiedy tak robiłam mimowolnie się uśmiechałam. A jeśli już wkroczyłam na tematy związane ze mną to w moim życiu nie do końca wiem która chwila była tą najpiękniejszą. Mam ich od grona. No i mamy pytanie. A pro po pytań. W życiu przeważają pytania, nawet kiedy ich nie widzimy są na każdym kroku. No weźmy taki najprostszy przykład- Wstajesz rano i pytanie, wstać czy nie? Kolejne idziesz do lodówki i znowu pytanie. Włączasz telewizję i... znowu pytanie. Sami widzicie życie to są niezliczone tumy pytań, może same w sobie nie są trudne, ani niebezpieczne, ale jeśli się je omija po prostu rosną i mogą stać się wielkie i bez odpowiedzi. Jeszcze jedną trudną rzeczą przytrafiającą się w życiu każdego człowieka są odpowiedzi. Ta... odpowiedzi. Życie samo w sobie nie jest trudne. Gdyby zabrać z niego wszystkie pytania było by bardzo proste i bez przeszkód, nie? Ale to właśnie pytania nam je utrudniają a my musimy znaleźć odpowiedzi. Może nawet tak jest ciekawiej? Bo życie bez pomyłek i adrenaliny było by nudne i takie zwyczajne. Chociaż czasami jest ciężko, przyznaję, ale właśnie to te ciężkie chwile nas uczą i dodają sił aby biec dalej. Musimy pamiętać, że mamy tylko jedną szanse na życie i musimy ją wykorzystać jak najlepiej, ucząc się na błędach i pamiętać o tym aby ich nie powtarzać.
Dobra, stop! Zastopuj się Laura! Już za dużo się rozgadałaś o tym wszystkim. Tak, zdecydowanie za dużo się rozgadałam. Zaczęłam od tego, że nastał nowy dzień, a skończyłam na tym jak trudne jest życie i cytując moje motto. Jacie, rozpędziłam się. No ok to wracam do rzeczywistości (nawet nie masz pojęcia jak bardzo bym chciała rozpisać się jeszcze o tym jak fajnie jest pozanurzać się w marzeniach itp. ale ci zeszyciku tego nie zrobię). Ale muszę jeszcze odpowiedzieć na pytanie! No więc te pytanie to "Jakie jest moje ulubione wspomnienie?". No cóż długo się nad tym zastanawiałam i tak jak mówiłam wcześniej mam wiele cudnych wspomnień. Ale jedno się tak jakby... wyróżnia i to daje mu silną moc zaistnienia w mojej głowie. To jest jeszcze "młode" wspomnienie, ponieważ zdarzyło się to parę tygodni temu. Tak... mój pierwszy pocałunek. Pocałunek który opisałam parę kartek wstecz. Mój "przyjacielski"pocałunek z Ross'em. Od paru dni cały czas krząta się bez celu po mojej głowie i nie daje mi spokoju. Kiedy pomyślę, że on siedzi sobie z tą swoja Lucy'sią, po prostu mam ochotę porozbijać wszystko co spotkam na drodze. A kiedy nie ma go obok, nawet na chwilę, nawet na minutę, po prostu za nim tęsknie. Za to jak jest prz mnie mam ochotę żucić się mu na szyję i nie puszczać, aby mieć pewność, że mnie nie zostawi. Nie wiem czym to może być spowodowane, ale to mnie przytłacza. Może to po prostu strach przed ponowną utratą przyjaciela? Skoro już raz go straciłam moja intuicja chce go mieć blisko, aby mieć pewność, że mnie znowu nie zostawi? No... powiedzmy że tak. Nie mówię, że to jest do końca pewne, ale nic innego nie wymyśliłam i na razie nie mam zamiaru, bo mnie od tego myślenia głowa zaczyna boleć. A więc kończę moje rozmyślenia, bo jest poniedziałek- czyli szkoła. Ostatnio strasznie ją zaniedbałam, przez ten wypadek Ashley i opiekę nad Nelsonem. Całe szczęście, że Ross był ze mną, bo gdybym została z tym sama, pewnie nie pisałam bym teraz tego tylko załamana i kompletnie wyczerpana leżałam bym na łóżku w ciuchach z poprzedniego dnia i z poczochranymi włosami. Tak, ale tak nie jest tylko i wyłącznie dzięki blondynowi. Czasami zastanawiam się co bym zrobiła gdybym nie znalazła znowu mojego kochanego Ross'a. Oczywiście mam jeszcze Raini i Ashley, ale ta pierwsza aktualnie wyjechała gdzieś na miesiąc, a Ashley... sam wiesz. Zresztą nie zaprzątam sobie głowy tym co by się mogło stać, bo los sam zdecydował o tym, że mamy się spotkać. Po prostu tak było pisane. Jak już mówiłam, muszę kończyć, bo zaraz wybieram się do szkoły, a dzisiaj Nelsonem zamie się babcia. Ona jest dla mnie jak dobra wróżka, jak... trochę jak mama. Boże jak ja za nią tęsknię. Jej zdjęcia wiszą w moim pokoju. Może niektórzy nazwą to głupotą, przecież jak spojrzę na zdjęcie to robi mi się przykro itp. ale ja po prostu chcę ją widzieć każdego dnia i zawszę jak tylko wstaję chcę o niej pamiętać.W tęsknieniu za kimś nie chodzi o czas, który minął od kiedy ostatnim razem się widzieliście, czy rozmawialiście. Chodzi o te momenty kiedy robiąc coś zdajesz sobie sprawę, jak bardzo chciałabyś, by ta osoba była teraz przy Tobie... Ok, kończę, bo zaraz się tu poryczę i tylko pomoczę kartki i pójdę do szkoły z podpuchniętymi oczyma. A więc nic z tego dobrego nie wyjdzie. Ok, mówię "kończę" i nadal piszę. Cała ja. No ok to teraz już na serio koniec. Ale niebawem napiszę. Całuję
Laura
***
A więc dzisiejszy rozdział jest zupełnie inny od pozostałych. A dla czego? Bo nie ma w nim dialogów i jest to raczej forma notatki w pamiętniku Laury. Nie miałam pojęcia co napisać, a wena mi nagle przyszła kiedy skończyłam -,- No a więc mój pomysł wykorzystam w kolejnym rozdziale który mam nadzieję pojawi się już niebawem. Chciałam także aby w tym rozdziale dowiedzieliście się o uczuciach i przemyśleniach naszej bohaterki. Mają one na celu nakierowania was :) Mam nadzieję, że wam się podobało, bo mi to szczerze brakuje tu tego "czegoś". No ale pozostawiam wam opinię więc komętujcie. Całuję :* I nie jeśli chodzi o te tło na końcu to coś mi się zrobiło i nie chce się wyłączyć! -,-
Weronika Love
sobota, 24 sierpnia 2013
Naprawdę przepraszam, ale musicie poczekać.
Naprawdę przepraszam ale dzisiaj wróciłam do mojego masteczka o 10 rano. A wstałam o piątej i o 6 wyjechałam z warszawy, a o jedynastej wyjechałam na spływ. Wróciłam o 22 i jestem padnięta. No, ale dzisiaj się dowiedziałam, że jutro wyjeżdżam z kuzynką na wieś na 3 dni. Wracam w środę, a więc musicie poczekać na rozdział, ale na pewno pojawi się w tygodniu po powrocie. Wybaczcie.. Całuję:*
Weronika Love
Weronika Love
poniedziałek, 19 sierpnia 2013
kolejny wyjazd...
No a więc tak na szybko bo za 30 minut jadę do Warszawy, do mojej rodziny. Nie sądzę, że będę miała czas na pisanie... ale tym razem wracam szybko, bo w piątek. A więc kolejny rozdział w weekend. Całuję :*
Weronika Love
Weronika Love
piątek, 9 sierpnia 2013
rozdział 16- Sory, ale nie widziałam jeszcze osiemnastolatka oglądającego teletubisie.
Laura
Z ulgą pchnęłam, wielkie, szklane drzwi, które odgradzały szpital od świata. Uderzyło mnie znajome ciepłe powietrze, pachnące trawą i spalinami (no tak- L.A.). Zauważyłam, że Ross trzyma mnie za rękę. Idziemy przez ulicę, trzymamy się za ręce, a obok nas podąża mały chłopiec, ciekawe co sobie o nas pomyślą przechodnie. To naprawdę interesujący widok, wyglądamy jak para, a nią nie jesteśmy.
- Lura, mieliśmy iść teraz do cyrku, pamiętasz?- zapytał chłopak, delikatnie się uśmiechając.
- Musimy? Nie lubię cyrku.- Przewróciłam oczami.
- Kiedyś lubiłaś, zawsze jak przyjeżdżał pierwsza wyganiałaś mnie z domu.
- Ale już nie lubię- stwierdziłam, tylko odrobinę kłamiąc.
- A co ty na to Nelson?- Blondy zwrócił się do chłopca. Wiedziałam, że nie mam z nim szans, tak samo wiedziałam jak odpowie Nelson.
- Tak, do cyrku!- Moje obawy się potwierdziły, chłopczyk trzymał stronę Rossa.
- To co Marano, odpuszczasz? Czy może mam cię tam zanieść?- spojrzał na mnie wzrokiem przewagi i wygranej. Uśmiech miał szatański, który mówił sam za siebie "wygrałem".
- Nie odpuszczam, w życiu.- Uśmiechnęłam się złowieszczo. Staliśmy twarzą w twarz.
- Sama tego chciałaś- Nie zdążyłam zareagować, kiedy blondyn przerzucił mnie sobie przez ramię. "Leżałam" teraz na jego barku, a on tak jakby mój ciężar nie sprawiał żadnego obciążenia, szedł dalej, a za nim uśmiechnięty Nelson.
- Puść mnie! Jestem za ciężka abyś mnie niósł!- krzyknęłam marszcząc brwi. Mimo, że noszenie przez chłopaka nie było najgorsze. To było całkiem przyjemne.
- Zapomnij. Jesteś dziewczyną, nie możesz być cięszka.
- To chodźmy chociaż do mojego domu. Chce się przebrać- mruknęłam, wiedząc, że nic nie zdziałam.
***
- Błagam, pospiesz się tylko- narzekał Ross już od jakiś 15 minut. Ja siedziałam w łazience, poprawiając swój wygląd. Tak, potrzebowałam porządnej metamorfozy. Kiedy Ross, przed moim domem postawił mnie na ziemi, najprościej- wyglądałam strasznie. Ale kto by tak nie wyglądał, po takiej przeprawie? Kiedy moje włosy osiągnęły znośny wygląd, musnęłam usta błyszczykiem i zaczęłam przebierać się w wcześniej wybrane ubrania.
Wyszłam z łazienki. Weszłam do salonu gdzie zastałam blondyna siedzącego na fotelu i Nelsona, spoczywającego na kanapie. Oboje nawet nie zauważyli, że weszłam do pokoju. Siedzieli wpatrzeni w ekran telewizora, z szeroko otwartymi oczami. Wyglądali jak zahipnotyzowani. Zdziwiona, spojrzałam na urządzenie, które tak mocno wciągnęło obu chłopaków. Kiedy zobaczyłam co oglądają, wybuchłam histerycznym śmiechem. Na ekranie telewizora leciały... teletubisie. Dopiero po moim wybuchu śmiechu chłopacy zwrócili na mnie uwagę.
- Z czego się tak śmiejesz?- zapytał zirytowany Ross.
- Sorry, ale nie widziałam jeszcze osiemnastolatka oglądającego teletubisie- mówiłam przez śmiech.
- Haha ale nic innego nie było! Ty postanowiłaś zamieszkać w łazience, a my się nudziliśmy. Nie mieliśmy innego wyboru- albo to, albo czekanie na ciebie w nieskończoność!
- No już dobrze, dobrze. Ale jak jeszcze raz nakryję cię na oglądaniu teletubisiów, nie wykręcisz się tak łatwo!- oznajmiłam, nadal chichocząc miedzy słowami.- Ross-tubiś- zażartowałam.
- Idziemy?- odezwał się jak dotąd milczący Nelson. Nie czekając na odpowiedź złapał mnie i Rossa za rękę i poprowadził w stronę drzwi wyjściowych.
***
Gdy Ross kupił trzy bilety, weszliśmy do wielkiego namiotu. Uderzyła mnie fala powietrza przepełnionego zapachem waty cukrowej i popkornu. W okół było wielu ludzi, przepychających się, aby zająć jak najlepsze miejsca. W około panował chaos i harmider. Większość trybun była już pozajmowana, tylko krzesła z przodu były puste. Nazywają te krzesła lożami. Są odgrodzone taśmą, a żeby móc na nich usiąść trzeba zapłacić o wiele więcej niż za normalne bilety. Jest to też przywilej, gdyż to zawsze z loży wybierają ludzi na scenę.
- Gdzie siadamy?- Starając się przekrzyczeć tłum, próbowałam porozumieć się z Rossem.
- Kupiłem bilety, aby usiąść w loży- krzyczał blondyn.
- Ale po co? Chciało ci się wydawać tyle kasy?
- Skoro udaje mi się gdzieś ciebie wyciągnąć raz na parę lat, to wolę zapamiętać ten dzień.- Uśmiechną się słodko, a ja odpowiedziałam mu tym samym. Muszę przyznać, że chłopak został obdarzony boskim uśmiechem. Zajęliśmy miejsca w loży. Ja siedziałam na środku, a z mojej lewej strony usadowił się Ross, zaś z drugiej Nelson.
- Poczekajcie tu, zaraz przyjdę- odparł blondyn i po chwili znikną w tłumie. Wrócił po pięciu minutach z dwiema cukrowymi watami- jedna duża, druga mniejsza i z dwiema paczkami popkornu.
- Dać tobie pieniądze, to tak jak dać pieniądze dla dziecka- powiedziałam przewracając oczami.
- Nie prawda! Po prostu chcę się dobrze bawić! Było by miło, gdybyś też zaczęła!
- No ok, ok zacznę.
Ross podał Nelsonowi mniejszą watę i jeden popkorn. Między nami postawił jeden kubełek popkornu, a sam jedną ręką trzymał watę, tak abym mogła dosięgnąć.
Przedstawienie trwa już od paru minut. Na scenę wychodzą po kolei: akrobaci, tancerze, iluzjoniści, zwierzęta, treserzy. Aż na arenę swoimi wielkimi czerwonymi butami wszedł, czerwo-nonosy mężczyzna z kolorową peruką na głowie, nazywany klaunem. Zaczął się wygłupiać rozśmieszając tym publiczność. Aż przyszła chwila, kiedy jako pomocników zaczął wybierać osoby z widowni. Jego wzrok zatrzymał się na mnie i Ross' ie. Wezwał nas do siebie, pokazując co mamy robić. Na scenę oprócz nas weszło jeszcze parę osób, które klaun rozstawił w rzędzie. Pokazywał dla każdego po kolei co ma robić. Pierwszy mężczyzna musiał złożyć ręce w pistolet i udawać, że strzela. Druga, kobieta musiała klaskać i tupać. Za to ja byłam trzecia... kazano mi... tańczyć makarenę. Kolejny był Ross, biedaczek miał najgożej... rozkazali mu latać po scenie i powalać innych...super. Każdy swoje zadanie miał wykonywać w tym samym czasie. To co z tego wyszło to była masakra... czysta masakra... zwłaszcza, że Ross najczęściej powalał mnie.
W końcu minęła połowa przedstawienia i ogłoszona została pół godzinna przerwa. Wszyscy, łącznie z nami, wychodzili na dwór. Można tam było pojeździć na kucykach, wielbłądach, czy pogłaskać kozy. Oczywiście przejażdżki były dodatkowo płatne. Niespodziewanie Ross złapał mnie za rękę i pociągną w stronę przejażdżek na wielbłądach.
Zanim się zorientowałam, zostałam posadzona na wielbłąda, wraz z Rossem. Ja siedziałam z przodu, a chłopak z tyłu.
- Ross, a jak spadnę? To będzie twoja wina! To ty mnie tu posadziłeś!
- Nie spadniesz, a jak zaczniesz spadać, to cię złapię, ok?
- To pociągnę ciebie ze mną!
Chłopak nic nie odpowiedział, tylko objął mnie w talli. To było coś niezwykłego. Poczułam dziwne zaciśnienie w brzuchu, tak jakby, ktoś związał mnie ciasną liną.
- Widzisz? Nie spadniesz.- Usłyszałam cichy szept, tuż przy moim uchu...
***
Witajcie po długiej przerwie :) Dzisiejszy rozdział jest dłuższy, niż poprzednie. Jest to taki bonus, że tyle czekaliście. Ale cóż... był wyjazd bez WI-FI. Moja mama powiedziała, że byłam na odwyku... w tym jest odrobina prawdy. Moim zdaniem rozdział jest odrobinę, dziwny? Ale cóż, opinię zostawiam wam :) Do domu dotarłam o 5:30 rano z środy na czwartek. A jeśli chodzi o kolejne 2 blogi, o nie się nie martwcie ponieważ na obu zaczynam coś tworzyć :D Jakoś tak na ten szybciej wstawiam, bo wena mnie naszła :) A no i ostatnia rzecz dotycząca bloga: http://austin-ally-dziwna-historia.blogspot.com/ O tuż muszę się pochwalić, że na wyjeździe przeczytałam książkę! Książka była tak boska, że naprawde polecam Wybrani. Jest to moja ulubiona z ... co ja ściemniać będę, przeczytałam (bez lektur) jedną książkę... A więc, to na niej postanowiłam odwzorować niektóre wydarzenia na blogu. Mam nadzieję, że wam się spodoba :) Całuję:*
Weronika Love
Z ulgą pchnęłam, wielkie, szklane drzwi, które odgradzały szpital od świata. Uderzyło mnie znajome ciepłe powietrze, pachnące trawą i spalinami (no tak- L.A.). Zauważyłam, że Ross trzyma mnie za rękę. Idziemy przez ulicę, trzymamy się za ręce, a obok nas podąża mały chłopiec, ciekawe co sobie o nas pomyślą przechodnie. To naprawdę interesujący widok, wyglądamy jak para, a nią nie jesteśmy.
- Lura, mieliśmy iść teraz do cyrku, pamiętasz?- zapytał chłopak, delikatnie się uśmiechając.
- Musimy? Nie lubię cyrku.- Przewróciłam oczami.
- Kiedyś lubiłaś, zawsze jak przyjeżdżał pierwsza wyganiałaś mnie z domu.
- Ale już nie lubię- stwierdziłam, tylko odrobinę kłamiąc.
- A co ty na to Nelson?- Blondy zwrócił się do chłopca. Wiedziałam, że nie mam z nim szans, tak samo wiedziałam jak odpowie Nelson.
- Tak, do cyrku!- Moje obawy się potwierdziły, chłopczyk trzymał stronę Rossa.
- To co Marano, odpuszczasz? Czy może mam cię tam zanieść?- spojrzał na mnie wzrokiem przewagi i wygranej. Uśmiech miał szatański, który mówił sam za siebie "wygrałem".
- Nie odpuszczam, w życiu.- Uśmiechnęłam się złowieszczo. Staliśmy twarzą w twarz.
- Sama tego chciałaś- Nie zdążyłam zareagować, kiedy blondyn przerzucił mnie sobie przez ramię. "Leżałam" teraz na jego barku, a on tak jakby mój ciężar nie sprawiał żadnego obciążenia, szedł dalej, a za nim uśmiechnięty Nelson.
- Puść mnie! Jestem za ciężka abyś mnie niósł!- krzyknęłam marszcząc brwi. Mimo, że noszenie przez chłopaka nie było najgorsze. To było całkiem przyjemne.
- Zapomnij. Jesteś dziewczyną, nie możesz być cięszka.
- To chodźmy chociaż do mojego domu. Chce się przebrać- mruknęłam, wiedząc, że nic nie zdziałam.
***
- Błagam, pospiesz się tylko- narzekał Ross już od jakiś 15 minut. Ja siedziałam w łazience, poprawiając swój wygląd. Tak, potrzebowałam porządnej metamorfozy. Kiedy Ross, przed moim domem postawił mnie na ziemi, najprościej- wyglądałam strasznie. Ale kto by tak nie wyglądał, po takiej przeprawie? Kiedy moje włosy osiągnęły znośny wygląd, musnęłam usta błyszczykiem i zaczęłam przebierać się w wcześniej wybrane ubrania.
Wyszłam z łazienki. Weszłam do salonu gdzie zastałam blondyna siedzącego na fotelu i Nelsona, spoczywającego na kanapie. Oboje nawet nie zauważyli, że weszłam do pokoju. Siedzieli wpatrzeni w ekran telewizora, z szeroko otwartymi oczami. Wyglądali jak zahipnotyzowani. Zdziwiona, spojrzałam na urządzenie, które tak mocno wciągnęło obu chłopaków. Kiedy zobaczyłam co oglądają, wybuchłam histerycznym śmiechem. Na ekranie telewizora leciały... teletubisie. Dopiero po moim wybuchu śmiechu chłopacy zwrócili na mnie uwagę.
- Z czego się tak śmiejesz?- zapytał zirytowany Ross.
- Sorry, ale nie widziałam jeszcze osiemnastolatka oglądającego teletubisie- mówiłam przez śmiech.
- Haha ale nic innego nie było! Ty postanowiłaś zamieszkać w łazience, a my się nudziliśmy. Nie mieliśmy innego wyboru- albo to, albo czekanie na ciebie w nieskończoność!
- No już dobrze, dobrze. Ale jak jeszcze raz nakryję cię na oglądaniu teletubisiów, nie wykręcisz się tak łatwo!- oznajmiłam, nadal chichocząc miedzy słowami.- Ross-tubiś- zażartowałam.
- Idziemy?- odezwał się jak dotąd milczący Nelson. Nie czekając na odpowiedź złapał mnie i Rossa za rękę i poprowadził w stronę drzwi wyjściowych.
***
Gdy Ross kupił trzy bilety, weszliśmy do wielkiego namiotu. Uderzyła mnie fala powietrza przepełnionego zapachem waty cukrowej i popkornu. W okół było wielu ludzi, przepychających się, aby zająć jak najlepsze miejsca. W około panował chaos i harmider. Większość trybun była już pozajmowana, tylko krzesła z przodu były puste. Nazywają te krzesła lożami. Są odgrodzone taśmą, a żeby móc na nich usiąść trzeba zapłacić o wiele więcej niż za normalne bilety. Jest to też przywilej, gdyż to zawsze z loży wybierają ludzi na scenę.
- Gdzie siadamy?- Starając się przekrzyczeć tłum, próbowałam porozumieć się z Rossem.
- Kupiłem bilety, aby usiąść w loży- krzyczał blondyn.
- Ale po co? Chciało ci się wydawać tyle kasy?
- Skoro udaje mi się gdzieś ciebie wyciągnąć raz na parę lat, to wolę zapamiętać ten dzień.- Uśmiechną się słodko, a ja odpowiedziałam mu tym samym. Muszę przyznać, że chłopak został obdarzony boskim uśmiechem. Zajęliśmy miejsca w loży. Ja siedziałam na środku, a z mojej lewej strony usadowił się Ross, zaś z drugiej Nelson.
- Poczekajcie tu, zaraz przyjdę- odparł blondyn i po chwili znikną w tłumie. Wrócił po pięciu minutach z dwiema cukrowymi watami- jedna duża, druga mniejsza i z dwiema paczkami popkornu.
- Dać tobie pieniądze, to tak jak dać pieniądze dla dziecka- powiedziałam przewracając oczami.
- Nie prawda! Po prostu chcę się dobrze bawić! Było by miło, gdybyś też zaczęła!
- No ok, ok zacznę.
Ross podał Nelsonowi mniejszą watę i jeden popkorn. Między nami postawił jeden kubełek popkornu, a sam jedną ręką trzymał watę, tak abym mogła dosięgnąć.
Przedstawienie trwa już od paru minut. Na scenę wychodzą po kolei: akrobaci, tancerze, iluzjoniści, zwierzęta, treserzy. Aż na arenę swoimi wielkimi czerwonymi butami wszedł, czerwo-nonosy mężczyzna z kolorową peruką na głowie, nazywany klaunem. Zaczął się wygłupiać rozśmieszając tym publiczność. Aż przyszła chwila, kiedy jako pomocników zaczął wybierać osoby z widowni. Jego wzrok zatrzymał się na mnie i Ross' ie. Wezwał nas do siebie, pokazując co mamy robić. Na scenę oprócz nas weszło jeszcze parę osób, które klaun rozstawił w rzędzie. Pokazywał dla każdego po kolei co ma robić. Pierwszy mężczyzna musiał złożyć ręce w pistolet i udawać, że strzela. Druga, kobieta musiała klaskać i tupać. Za to ja byłam trzecia... kazano mi... tańczyć makarenę. Kolejny był Ross, biedaczek miał najgożej... rozkazali mu latać po scenie i powalać innych...super. Każdy swoje zadanie miał wykonywać w tym samym czasie. To co z tego wyszło to była masakra... czysta masakra... zwłaszcza, że Ross najczęściej powalał mnie.
W końcu minęła połowa przedstawienia i ogłoszona została pół godzinna przerwa. Wszyscy, łącznie z nami, wychodzili na dwór. Można tam było pojeździć na kucykach, wielbłądach, czy pogłaskać kozy. Oczywiście przejażdżki były dodatkowo płatne. Niespodziewanie Ross złapał mnie za rękę i pociągną w stronę przejażdżek na wielbłądach.
Zanim się zorientowałam, zostałam posadzona na wielbłąda, wraz z Rossem. Ja siedziałam z przodu, a chłopak z tyłu.
- Ross, a jak spadnę? To będzie twoja wina! To ty mnie tu posadziłeś!
- Nie spadniesz, a jak zaczniesz spadać, to cię złapię, ok?
- To pociągnę ciebie ze mną!
Chłopak nic nie odpowiedział, tylko objął mnie w talli. To było coś niezwykłego. Poczułam dziwne zaciśnienie w brzuchu, tak jakby, ktoś związał mnie ciasną liną.
- Widzisz? Nie spadniesz.- Usłyszałam cichy szept, tuż przy moim uchu...
***
Witajcie po długiej przerwie :) Dzisiejszy rozdział jest dłuższy, niż poprzednie. Jest to taki bonus, że tyle czekaliście. Ale cóż... był wyjazd bez WI-FI. Moja mama powiedziała, że byłam na odwyku... w tym jest odrobina prawdy. Moim zdaniem rozdział jest odrobinę, dziwny? Ale cóż, opinię zostawiam wam :) Do domu dotarłam o 5:30 rano z środy na czwartek. A jeśli chodzi o kolejne 2 blogi, o nie się nie martwcie ponieważ na obu zaczynam coś tworzyć :D Jakoś tak na ten szybciej wstawiam, bo wena mnie naszła :) A no i ostatnia rzecz dotycząca bloga: http://austin-ally-dziwna-historia.blogspot.com/ O tuż muszę się pochwalić, że na wyjeździe przeczytałam książkę! Książka była tak boska, że naprawde polecam Wybrani. Jest to moja ulubiona z ... co ja ściemniać będę, przeczytałam (bez lektur) jedną książkę... A więc, to na niej postanowiłam odwzorować niektóre wydarzenia na blogu. Mam nadzieję, że wam się spodoba :) Całuję:*
Weronika Love
sobota, 27 lipca 2013
Przepraszam, ale wyjazd...
Niestety ale dzisiaj o 23.00. wyjeżdżam na Kretę. A więc rozdziału nie będzie... Bo w hotelu nie ma wi-fi. To dotyczy wszystkich bogów... Ale obiecuję, że jak tylko wrócę to dodam na wszystkie blogi rozdziały :) Obiecuję <3 Powrót...oj oj- wracam aż 8 sierpnia, a więc kolejnych rozdziałów spodziewajcie się około 9 sierpnia. A tak z innej beczki, propo sierpnia to 15 sierpnia są moje urodzinki :) To już niedługo :) Taka dość dziwna data- bo jest wtedy święto jakieś religijne i historyczne i moja data jest zapisana w zeszycie od histori i od religi. Kiedyś na lekcji pani od histori mówi:
- Ważne daty to: 3 maj,, 11 listopada, (coś tam jeszcze ale nie pamiętam) i 15 sierpnia.- A ja na to:
- Ważne święto, bo moje urodziny :)
Dziwna ta data, a to tumaczy dlaczego ja jestem tak dziwna :D Całuję:*
Weronika Love
- Ważne daty to: 3 maj,, 11 listopada, (coś tam jeszcze ale nie pamiętam) i 15 sierpnia.- A ja na to:
- Ważne święto, bo moje urodziny :)
Dziwna ta data, a to tumaczy dlaczego ja jestem tak dziwna :D Całuję:*
Weronika Love
czwartek, 18 lipca 2013
rozdział 15- Skryta pod szarą osłonką, jak dziecko kryjące się przed światem.
Laura
Obudziłam się w pokoju dobrze mi znanym. Nie było to jednak moje królestwo. Przypomniała mi się sytuacja, kiedy obudziłam się w tym właśnie pomieszczeniu, parę tygodni temu. Tak, to pokój Rossa. Tylko skąd ja się tu wzięłam? I gdzie jest Nelson?! Gwałtownie usiadłam na
łóżku. Rozejrzałam się dookoła. Drzwi od pokoju były zamknięte, a we wnętrzu byłam sama. Zaniepokoiłam się. Szybko zeszłam z łóżka i podeszłam do wyjścia, kiedy ktoś z drugiej strony pociągną za klamkę. Przestraszyłam się na tyle, że z powrotem wskoczyłam na łóżko chłopaka. Nagle zza drzwi wyłonił się Ross. Szybko podniosłam się z łóżka i podeszłam do chłopaka.
- Gdzie jest Nelson?- zapytałam prawie, że krzycząc.
- Spokojnie nic mu nie jest. Właśnie śpi sobie w pokoju obok.- Na te słowa trochę się uspokoiłam. Usiadłam z powrotem na łóżku i popatrzyłam na chłopaka.
- Ale skąd ja się tutaj wzięłam?- zapytała, rozglądając się po pokoju.
- No zasnęłaś w szpitalu, a więc przeniosłem cię do samochodu i przywiozłem tutaj, wraz z Nelsonem.
- Aha- wyjąkałam i skierowałam wzrok w podłogę.
- Jesteś głodna?
- Nie- odparłam krótko.
- Nie żartuj, nie jadłaś nic od wczoraj!
- Skąd wiesz? Śledziłeś mnie?- Nie wiem jak waszym zdaniem, ale jak dla mnie mogło to wydawać się odrobinę dziwne.
- Bo cię znam. A więc mam już plan na dzisiaj. Na początek idziemy odwiedzić Ashley, a potem do cyrku...- nie zdążył dokończyć, ponieważ mu przerwałam.
- Zaraz, zaraz. Dobrze słyszałam? Jacy- my?
- No ja, ty i Nelson.- Popatrzył na mnie z wyrzutem i zapytaniem na twarzy, jakby to było oczywiste. Nic już nie odpowiedziałam, tylko słuchałam, co dalej wymyślił blondyn.
***
Z trudem przekroczyłam próg tego potwornego miejsca. Nie wiem dlaczego, ale boję się szpitali. Nagle poczułam, że ktoś ściska mnie za rękę. Obejrzałam się i zobaczyłam, że to Ross, który próbuje dodać mi otuchy Uśmiechnęłam się delikatnie i razem z Nelsonem skierowaliśmy się w stronę sali numer 57. Przechodziliśmy przez długi korytarz, a ja uważnie czytałam numerki na salach.
- 54, 55, 56 i jest 57- powiedziałam sama do siebie i stanęłam na przeciw drzwi. Dopiero teraz zauważyłam, że Ross nadal trzyma mnie za rękę. Nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie. Delikatnie otworzyłam drzwi. Zanim zdążyłam się zorientować Nelson wbiegł do sali. Za nim niepewnie podążyłam ja, ciągnąc za sobą blondyna. Ach, zapomniałam dodać, że Ross i Ashley się znają, przecież są sąsiadami.
- Cześć- odparła blada dziewczyna leżąca w łóżku. Nie przypominała ona tej radosnej i jak zwykle roześmianej Ashley, która mimo strasznych przeżyć potrafiła czerpać radość z życia. Ta osoba, którą widziałam teraz była kimś innym. Cała blada, a jej oczy były lekko zaczerwienione. Wydawało mi się, że to ktoś inny, jednak nie. Gdzieś w głębi to dalej ta sama i uśmiechnięta blondynka. Tylko teraz skryła się pod szarą osłonką, jak dziecko, kryjące się przed światem.
***
Dzisiaj się nie rozpisuje bo za 2 godziny wyjeżdżam, a ja musze jeszcze spakować bagaż podręczny, umyć się (będę w autobusie przez 7 godz.) i wysuszyć włosy i kupić coś na droge,. I postaram się następny napisać nad morzem :) Papatki ;) Całuję:*
Weronika Love
Obudziłam się w pokoju dobrze mi znanym. Nie było to jednak moje królestwo. Przypomniała mi się sytuacja, kiedy obudziłam się w tym właśnie pomieszczeniu, parę tygodni temu. Tak, to pokój Rossa. Tylko skąd ja się tu wzięłam? I gdzie jest Nelson?! Gwałtownie usiadłam na
łóżku. Rozejrzałam się dookoła. Drzwi od pokoju były zamknięte, a we wnętrzu byłam sama. Zaniepokoiłam się. Szybko zeszłam z łóżka i podeszłam do wyjścia, kiedy ktoś z drugiej strony pociągną za klamkę. Przestraszyłam się na tyle, że z powrotem wskoczyłam na łóżko chłopaka. Nagle zza drzwi wyłonił się Ross. Szybko podniosłam się z łóżka i podeszłam do chłopaka.
- Gdzie jest Nelson?- zapytałam prawie, że krzycząc.
- Spokojnie nic mu nie jest. Właśnie śpi sobie w pokoju obok.- Na te słowa trochę się uspokoiłam. Usiadłam z powrotem na łóżku i popatrzyłam na chłopaka.
- Ale skąd ja się tutaj wzięłam?- zapytała, rozglądając się po pokoju.
- No zasnęłaś w szpitalu, a więc przeniosłem cię do samochodu i przywiozłem tutaj, wraz z Nelsonem.
- Aha- wyjąkałam i skierowałam wzrok w podłogę.
- Jesteś głodna?
- Nie- odparłam krótko.
- Nie żartuj, nie jadłaś nic od wczoraj!
- Skąd wiesz? Śledziłeś mnie?- Nie wiem jak waszym zdaniem, ale jak dla mnie mogło to wydawać się odrobinę dziwne.
- Bo cię znam. A więc mam już plan na dzisiaj. Na początek idziemy odwiedzić Ashley, a potem do cyrku...- nie zdążył dokończyć, ponieważ mu przerwałam.
- Zaraz, zaraz. Dobrze słyszałam? Jacy- my?
- No ja, ty i Nelson.- Popatrzył na mnie z wyrzutem i zapytaniem na twarzy, jakby to było oczywiste. Nic już nie odpowiedziałam, tylko słuchałam, co dalej wymyślił blondyn.
***
Z trudem przekroczyłam próg tego potwornego miejsca. Nie wiem dlaczego, ale boję się szpitali. Nagle poczułam, że ktoś ściska mnie za rękę. Obejrzałam się i zobaczyłam, że to Ross, który próbuje dodać mi otuchy Uśmiechnęłam się delikatnie i razem z Nelsonem skierowaliśmy się w stronę sali numer 57. Przechodziliśmy przez długi korytarz, a ja uważnie czytałam numerki na salach.
- 54, 55, 56 i jest 57- powiedziałam sama do siebie i stanęłam na przeciw drzwi. Dopiero teraz zauważyłam, że Ross nadal trzyma mnie za rękę. Nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie. Delikatnie otworzyłam drzwi. Zanim zdążyłam się zorientować Nelson wbiegł do sali. Za nim niepewnie podążyłam ja, ciągnąc za sobą blondyna. Ach, zapomniałam dodać, że Ross i Ashley się znają, przecież są sąsiadami.
- Cześć- odparła blada dziewczyna leżąca w łóżku. Nie przypominała ona tej radosnej i jak zwykle roześmianej Ashley, która mimo strasznych przeżyć potrafiła czerpać radość z życia. Ta osoba, którą widziałam teraz była kimś innym. Cała blada, a jej oczy były lekko zaczerwienione. Wydawało mi się, że to ktoś inny, jednak nie. Gdzieś w głębi to dalej ta sama i uśmiechnięta blondynka. Tylko teraz skryła się pod szarą osłonką, jak dziecko, kryjące się przed światem.
***
Dzisiaj się nie rozpisuje bo za 2 godziny wyjeżdżam, a ja musze jeszcze spakować bagaż podręczny, umyć się (będę w autobusie przez 7 godz.) i wysuszyć włosy i kupić coś na droge,. I postaram się następny napisać nad morzem :) Papatki ;) Całuję:*
Weronika Love
wtorek, 16 lipca 2013
Ważne!
Tak to jest ważne, ponieważ założyłam nowego bloga :) Ojej to już trzeci, rozkręcam się :) Ale kto wie może będzie jeszcze kiedyś więcej? Ale na pewno nie teraz :) Zapraszam do czytania :) http://austin-ally-dziwna-historia.blogspot.com/ Całuję:*
Weronika Love
Weronika Love
sobota, 13 lipca 2013
rozdział 14- Zwykły gest, a znaczy tak wiele.
Laura
Już od paru godzin, wraz z Nelsonem, siedziałam w poczekalni, czekając na jakiekolwiek wieści o Ashley. Było już późno. Na ciemnym niebie świeciło miliony gwiazd. Chłopczyk po paru godzinach płaczu, usną na krześle. Martwiłam się o niego. Był jeszcze dzieckiem, a tyle już przeżył. Siostra była jego jedynym wsparciem. Moja babcia wie już o całym zajściu jednak do szpitala przyjdzie dopiero rano. Jest już starsza, nie dziwię jej się. Popatrzyłam bezradnie na drzwi, którymi jeszcze tak niedawno weszłam ja i zdruzgotany chłopczyk. Nagle usłyszałam ciche skrzypnięcie. Uniosłam oczy i zobaczyłam chłopaka, stojącego w wejściu. Podszedł do mnie i bez słowa usiadł obok. Nie odzywaliśmy się przez dłuższy czas. Miałam dość tej ciszy.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem?- zapytałam,nie patrząc na niego. Mogło zabrzmieć to trochę oschle i szorstko. Sama nie wiem dlaczego. Może to dlatego, że nie mogę znieść tej skomplikowanej relacji między mną, Rossem, a Lucy. To jest za trudne.
- Twoja..- przerwał.- Babcia powiedziała, że tu będziesz- w końcu odparł. I ponownie zapanowała cisza. Ta wkurzająca i nieznośna cisza. Miałam jej dość. Ale nie mogłam jej przerwać. Nagle zrobiłam się senna. Oparłam głowę o najbliższą rzecz i zasnęłam.
***
Poczułam jak ktoś delikatnie szturcha mnie w ramię. Otworzyłam szeroko oczy. Spostrzegłam, że opieram się na ramieniu Rossa. Podniosłam się.
- Wygodnie ci było?- zapytał uśmiechając się.
- Całkiem, całkiem. Bo puki ktoś mnie nie obudził.- Spojrzałam na niego, jednocześnie przeczesując włosy.
- Wiesz... Obudziłem cię, bo lekarz waśnie tu idzie.- Wskazał ręką na idącego w naszą stronę mężczyznę w białym fartuchu. Dopiero teraz go zobaczyłam. Wysłałam blondynowi wdzięczne spojrzenie i wstałam podchodząc do mężczyzny.
- Co z nią?- zapytałam.
- Czy jest pani spokrewniona z panną Ashley Cornel?- Spytał przeglądając jakieś papiery.
- Ona nikogo nie ma, a ja na razie opiekuje się jej bratem.
- No dobrze. A więc panna Ashley ma cukrzycę. Zasłabła, ponieważ jej organizm nie miał odpowiednich składników odżywczych. To nic poważnego, jednak musi się oszczędzać. Inaczej poniesie tego konsekwencje. Na razie musi odpocząć, więc w odwiedziny można przychodzić dopiero jutro. A w szpitalu musi zostać jeszcze przynajmniej przez tydzień.- Odszedł. Może to i nie były najgorsze wieści, jednak tam gdzieś w głębi duszy wierzyłam, że nic jej nie będzie. Wróciłam na miejsce. Nic się nie odzywając, przytuliłam się do blondyna. Z pozoru to zwykły gest, a wyraża więcej niż jakiekolwiek słowo.
- I co z nią?- zapytał po chwili ciszy. Ja nadal siedziałam wtulona w chłopaka.
- Ona ma cukrzycę... To nic strasznego, ale musi zostać tu jeszcze przez tydzień- powiedziałam zaspanym i nieobecnym głosem. Nagle spojrzałam na śpiącego Nelsona. "Przecież muszę się nim zaopiekować."- Ross?- wyszeptałam.
- Tak?
- Pomożesz mi zaopiekować się Nelsonem?- zapytałam. Sama nie dałabym rady. Uwielbiam dzieci, ale zapanowanie nad rozbrykanym chłopcem nie jest łatwe.
- Oczywiście- wyszeptał i pocałował mnie w czoło. I to kolejny gest, który wyraża dużo, bez użycia słów...
***
Witajcie :) W wakacje kompletnie nie chce mi się pisać... Złapałam jakiegoś lenia i to coś co widzicie na górze jest kompletną klapą. Rozdział nie dość, że krótki to jeszcze beznadziejny. Przez te parę dni, po prostu nie mogłam nacisnąć nowy post. Przepraszam za te bzdury, ale na nic innego jak na razie mnie nie stać. A to, że na asku pytaliście się o rozdział zmusiło mnie do napisania, bo ja jak coś obiecam- słowa dotrzymam. I jeszcze coś. To, że pod ostatnim rozdziałem było tak mało komentarzy nie ułatwiało mi pisania. Jeśli dalej tak pójdzie kolejny rozdział może pojawić się 10 sierpnia... jak nie później... Całuję:*
Weronika Love
PS Jest na tyle późno, że nie mam siły tego czytać i przepraszam za błędy.
Już od paru godzin, wraz z Nelsonem, siedziałam w poczekalni, czekając na jakiekolwiek wieści o Ashley. Było już późno. Na ciemnym niebie świeciło miliony gwiazd. Chłopczyk po paru godzinach płaczu, usną na krześle. Martwiłam się o niego. Był jeszcze dzieckiem, a tyle już przeżył. Siostra była jego jedynym wsparciem. Moja babcia wie już o całym zajściu jednak do szpitala przyjdzie dopiero rano. Jest już starsza, nie dziwię jej się. Popatrzyłam bezradnie na drzwi, którymi jeszcze tak niedawno weszłam ja i zdruzgotany chłopczyk. Nagle usłyszałam ciche skrzypnięcie. Uniosłam oczy i zobaczyłam chłopaka, stojącego w wejściu. Podszedł do mnie i bez słowa usiadł obok. Nie odzywaliśmy się przez dłuższy czas. Miałam dość tej ciszy.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem?- zapytałam,nie patrząc na niego. Mogło zabrzmieć to trochę oschle i szorstko. Sama nie wiem dlaczego. Może to dlatego, że nie mogę znieść tej skomplikowanej relacji między mną, Rossem, a Lucy. To jest za trudne.
- Twoja..- przerwał.- Babcia powiedziała, że tu będziesz- w końcu odparł. I ponownie zapanowała cisza. Ta wkurzająca i nieznośna cisza. Miałam jej dość. Ale nie mogłam jej przerwać. Nagle zrobiłam się senna. Oparłam głowę o najbliższą rzecz i zasnęłam.
***
Poczułam jak ktoś delikatnie szturcha mnie w ramię. Otworzyłam szeroko oczy. Spostrzegłam, że opieram się na ramieniu Rossa. Podniosłam się.
- Wygodnie ci było?- zapytał uśmiechając się.
- Całkiem, całkiem. Bo puki ktoś mnie nie obudził.- Spojrzałam na niego, jednocześnie przeczesując włosy.
- Wiesz... Obudziłem cię, bo lekarz waśnie tu idzie.- Wskazał ręką na idącego w naszą stronę mężczyznę w białym fartuchu. Dopiero teraz go zobaczyłam. Wysłałam blondynowi wdzięczne spojrzenie i wstałam podchodząc do mężczyzny.
- Co z nią?- zapytałam.
- Czy jest pani spokrewniona z panną Ashley Cornel?- Spytał przeglądając jakieś papiery.
- Ona nikogo nie ma, a ja na razie opiekuje się jej bratem.
- No dobrze. A więc panna Ashley ma cukrzycę. Zasłabła, ponieważ jej organizm nie miał odpowiednich składników odżywczych. To nic poważnego, jednak musi się oszczędzać. Inaczej poniesie tego konsekwencje. Na razie musi odpocząć, więc w odwiedziny można przychodzić dopiero jutro. A w szpitalu musi zostać jeszcze przynajmniej przez tydzień.- Odszedł. Może to i nie były najgorsze wieści, jednak tam gdzieś w głębi duszy wierzyłam, że nic jej nie będzie. Wróciłam na miejsce. Nic się nie odzywając, przytuliłam się do blondyna. Z pozoru to zwykły gest, a wyraża więcej niż jakiekolwiek słowo.
- I co z nią?- zapytał po chwili ciszy. Ja nadal siedziałam wtulona w chłopaka.
- Ona ma cukrzycę... To nic strasznego, ale musi zostać tu jeszcze przez tydzień- powiedziałam zaspanym i nieobecnym głosem. Nagle spojrzałam na śpiącego Nelsona. "Przecież muszę się nim zaopiekować."- Ross?- wyszeptałam.
- Tak?
- Pomożesz mi zaopiekować się Nelsonem?- zapytałam. Sama nie dałabym rady. Uwielbiam dzieci, ale zapanowanie nad rozbrykanym chłopcem nie jest łatwe.
- Oczywiście- wyszeptał i pocałował mnie w czoło. I to kolejny gest, który wyraża dużo, bez użycia słów...
***
Witajcie :) W wakacje kompletnie nie chce mi się pisać... Złapałam jakiegoś lenia i to coś co widzicie na górze jest kompletną klapą. Rozdział nie dość, że krótki to jeszcze beznadziejny. Przez te parę dni, po prostu nie mogłam nacisnąć nowy post. Przepraszam za te bzdury, ale na nic innego jak na razie mnie nie stać. A to, że na asku pytaliście się o rozdział zmusiło mnie do napisania, bo ja jak coś obiecam- słowa dotrzymam. I jeszcze coś. To, że pod ostatnim rozdziałem było tak mało komentarzy nie ułatwiało mi pisania. Jeśli dalej tak pójdzie kolejny rozdział może pojawić się 10 sierpnia... jak nie później... Całuję:*
Weronika Love
PS Jest na tyle późno, że nie mam siły tego czytać i przepraszam za błędy.
piątek, 12 lipca 2013
Kontakt ze mną :)
Hej, hej, hej :) Dzisiaj taka krótka notka. Jeśli chcielibyście się mnie o coś zapytać daje wam mojego aska. Jest to fikcyjne konto, założone z myślą o tym blogu. A i jeszcze pytanie. Czy chcecie abym podała wam swojego facebooka? Całuję:*
Weronika Love
Weronika Love
poniedziałek, 8 lipca 2013
rozdział 13- Życie nie jest kolorowe. Trzeba je zaakceptować takim jakie jest, a nie jakim je sobie wymarzyliśmy.
Laura
Pocałunek nie trwał długo. Jak dla mnie mógł by trwać nieskończoność, zwłaszcza, że nie miałam pojęcia co powiedzieć. Bałam się wymówić słowo. Patrzyłam po prostu na chłopaka, który sama nie wiem, czy jest jeszcze moim przyjacielem.
- Laura...- przerwał. Starałam się patrzeć na niego chłodno i wyczekująco. Ale znając mnie przybrałam twarz skrzywdzonego pieska, który czeka na najgorsze.- Laura...- znowu zaczął i ponownie przerwał.- Ja przepraszam...- z trudem wykrztusił, wbijając wzrok w swoje granatowe trampki.
- Przepraszasz nie tę osobę co trzeba- odparłam oschle, a blondyn podniósł wzrok i spojrzał na mnie. Nie zrozumiał. Zapomniał, że ma dziewczynę.- Pamiętasz jeszcze Lucy?
- Ale...- i ponownie się zaciął. Wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał, jakby w swojej głowie, pokrytej blond czupryną, dobierał słowa składające się w zdanie.- Ale ja jej nie kocham...- wyszeptał a ja zbladłam. "Jak to jej nie kocha? To dlaczego z nią jest?"- pomyślałam. Mam tyle pytań, a ani jednej sensownej odpowiedzi.
- To czemu z nią jesteś?- wydukałam i przechyliłam głowę, aby móc spojrzeć na Rossa.
- To jest długa historia, opowiem ci ją kiedyś, ale nie teraz. Płętą moich przeżyć jest to, że jestem zmuszany aby z nią być- oznajmił już trochę śmielej. Ja usiadłam na ławce, która stała obok nas. Usta miałam lekko otwarte, a oczy wbite w jeden niewiadomy punkt.
- Zmuszanie do miłości jest największą zbrodnią świata. Czemu na to pozwalasz?- uniosłam oczy, a chłopak przyklękną przede mną.
- Życie nie jest kolorowe. Zdążyłem się o tym przekonać. Jednak trzeba je za akceptować. Ja tak zrobiłem, inaczej być nie może.- Zdziwiła mnie jego wypowiedź. Tyle mądrych słów wypowiedziane przez chłopaka, który na ogół wydaje się byś szczęśliwym, rozbrykanym malcem, bez świadomości o życiu. Z tą jego dziecięcą radością, nie ma oznak, że życie dało mu w kość. A jednak. Za tą osłoną kryje się pokrzywdzony i doświadczony człowiek, który po prosu dobrze się maskuje. Blondyn usiadł obok mnie. Przysunęłam się bliżej niego i delikatnie go objęłam.
- Wiesz co? Bez względu na to co się stało, wiedz, że zawsze możesz przyjść do mnie- odparłam.- Przyjacielu- dodałam. Siedzieliśmy na ławce przez jakiś czas. W ciszy zupełnej. Ale nie przeszkadzało to ani mi, ani chłopakowi.
***
Gdy tylko weszłam do domu, rzuciłam torbę na podłogę, a sama walnęłam się na łóżko. Zastanawiało mnie tyle rzeczy. Ale jedna najważniejsza nie dawała mi spokoju. Czy ten pocałunek coś znaczył? A może po prostu nie mieliśmy nic lepszego do roboty? Albo zadecydował impuls? I najbardziej męczące pytanie- Czy ja coś do niego czuje? Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Zdezoriętowana zbiegłam na dół, a w progu zobaczyłam uśmiechniętą twarz Ashley. Obok blondynki stał mały chłopczyk. Miał kręcone, brązowe włosy i niebieskie oczy. Na nosku trzymały się małe okularki. Wyglądał na siedem- osiem lat.
- Hej.- przywitała się blondynka.
- Cześć. Kto to?- pochyliłam się, aby móc spojrzeć w oczy chłopcu.
- To jest mój brat Nelson.
- Cześć, czy ja cię już gdzieś nie widziałam?- chłopiec przypominał mi kogoś.
- Tak, widziałem cię dzisiaj w parku, byłaś z jakimś chłopakiem- uśmiechną się, a mnie oświeciło. Przecież to ten chłopczyk, który malował coś na w zeszycie.
Zaprosiłam gości do środka. Dla malca dałam kredki i kartki, a my usiadłyśmy przy stole i zaczęłyśmy rozmowę. Tematy nam się nie kończyły. Rozmawiałyśmy o wszystkim. Nagle Ashley pobladła i upadła na podłogę. Wystraszyłam się. Te uczucie towarzyszące mi w zdarzeniu było straszne. Nie miałam pojęcia co zrobić. Otworzyłam okna i rozłożyłam dziewczynę na podłodze. Po chwili do pokoju wpadł Nelson. Na widok nieprzytomnej i bladej siostry zalał się płaczem. Chwyciłam telefon i zadzwoniłam na pogotowie. Chłopiec cały czas płakał, mimo, że próbowałam go uspokoić.
- Nelson, nie płacz nic jej nie będzie- mówiłam tuląc do siebie dziecko.
- Ale ty nic nie rozumiesz- wychlipał.- Ja mam tylko ją.- "Jak to?" pomyślałam, nie mają rodziców?
- Ale gdzie wasi rodzice?- spytałam nadal oszołomiona.
- Zostawili nas...- z trudem wydusił i znów zaczął płakać. Teraz to i ja miałam ochotę tak postąpić. Wiedziałam co odczuwają. Mój ojciec także mnie zostawił, a matka uciekała ode mnie i zatracała się w pracy. Wiem co to dorastać bez poczucia bezpieczeństwa i bez wiedzy, że jest ktoś na tym świecie, dla którego jestem najważniejsza. Postanowiłam. Choćbym miała wywrócić ziemię do góry nogami, postaram się, aby Nelson miał najlepsze dzieciństwo. Z poczuciem wartości i miłości. O którym ja mogłam tylko marzyć...
***
Hej, Hej, Hej! No i jest rozdział:) Chciałam was poinformować, że od 18 do 25 będę nad morzem:) , a od 27 do 7 sierpnia na Krecie:D A więc od 18 do tak mniej więcej 8-9 sierpnia, raczej nie będzie rozdziału:( Chyba, że napiszę go jak będę nad morzem, bo w-f w hotelu jest, a ja bez laptopa się nie wybieram. Trzymajcie kciuki. I jeszcze coś jak dobrze mnie zmotywujecie i jak humor mi dopisze to możliwe, że rozdział pojawi się jeszcze dziś. Ale to zależy w większości od was. I czy chcecie? Całuję:*
Weronika Love
Pocałunek nie trwał długo. Jak dla mnie mógł by trwać nieskończoność, zwłaszcza, że nie miałam pojęcia co powiedzieć. Bałam się wymówić słowo. Patrzyłam po prostu na chłopaka, który sama nie wiem, czy jest jeszcze moim przyjacielem.
- Laura...- przerwał. Starałam się patrzeć na niego chłodno i wyczekująco. Ale znając mnie przybrałam twarz skrzywdzonego pieska, który czeka na najgorsze.- Laura...- znowu zaczął i ponownie przerwał.- Ja przepraszam...- z trudem wykrztusił, wbijając wzrok w swoje granatowe trampki.
- Przepraszasz nie tę osobę co trzeba- odparłam oschle, a blondyn podniósł wzrok i spojrzał na mnie. Nie zrozumiał. Zapomniał, że ma dziewczynę.- Pamiętasz jeszcze Lucy?
- Ale...- i ponownie się zaciął. Wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał, jakby w swojej głowie, pokrytej blond czupryną, dobierał słowa składające się w zdanie.- Ale ja jej nie kocham...- wyszeptał a ja zbladłam. "Jak to jej nie kocha? To dlaczego z nią jest?"- pomyślałam. Mam tyle pytań, a ani jednej sensownej odpowiedzi.
- To czemu z nią jesteś?- wydukałam i przechyliłam głowę, aby móc spojrzeć na Rossa.
- To jest długa historia, opowiem ci ją kiedyś, ale nie teraz. Płętą moich przeżyć jest to, że jestem zmuszany aby z nią być- oznajmił już trochę śmielej. Ja usiadłam na ławce, która stała obok nas. Usta miałam lekko otwarte, a oczy wbite w jeden niewiadomy punkt.
- Zmuszanie do miłości jest największą zbrodnią świata. Czemu na to pozwalasz?- uniosłam oczy, a chłopak przyklękną przede mną.
- Życie nie jest kolorowe. Zdążyłem się o tym przekonać. Jednak trzeba je za akceptować. Ja tak zrobiłem, inaczej być nie może.- Zdziwiła mnie jego wypowiedź. Tyle mądrych słów wypowiedziane przez chłopaka, który na ogół wydaje się byś szczęśliwym, rozbrykanym malcem, bez świadomości o życiu. Z tą jego dziecięcą radością, nie ma oznak, że życie dało mu w kość. A jednak. Za tą osłoną kryje się pokrzywdzony i doświadczony człowiek, który po prosu dobrze się maskuje. Blondyn usiadł obok mnie. Przysunęłam się bliżej niego i delikatnie go objęłam.
- Wiesz co? Bez względu na to co się stało, wiedz, że zawsze możesz przyjść do mnie- odparłam.- Przyjacielu- dodałam. Siedzieliśmy na ławce przez jakiś czas. W ciszy zupełnej. Ale nie przeszkadzało to ani mi, ani chłopakowi.
***
Gdy tylko weszłam do domu, rzuciłam torbę na podłogę, a sama walnęłam się na łóżko. Zastanawiało mnie tyle rzeczy. Ale jedna najważniejsza nie dawała mi spokoju. Czy ten pocałunek coś znaczył? A może po prostu nie mieliśmy nic lepszego do roboty? Albo zadecydował impuls? I najbardziej męczące pytanie- Czy ja coś do niego czuje? Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Zdezoriętowana zbiegłam na dół, a w progu zobaczyłam uśmiechniętą twarz Ashley. Obok blondynki stał mały chłopczyk. Miał kręcone, brązowe włosy i niebieskie oczy. Na nosku trzymały się małe okularki. Wyglądał na siedem- osiem lat.
- Hej.- przywitała się blondynka.
- Cześć. Kto to?- pochyliłam się, aby móc spojrzeć w oczy chłopcu.
- To jest mój brat Nelson.
- Cześć, czy ja cię już gdzieś nie widziałam?- chłopiec przypominał mi kogoś.
- Tak, widziałem cię dzisiaj w parku, byłaś z jakimś chłopakiem- uśmiechną się, a mnie oświeciło. Przecież to ten chłopczyk, który malował coś na w zeszycie.
Zaprosiłam gości do środka. Dla malca dałam kredki i kartki, a my usiadłyśmy przy stole i zaczęłyśmy rozmowę. Tematy nam się nie kończyły. Rozmawiałyśmy o wszystkim. Nagle Ashley pobladła i upadła na podłogę. Wystraszyłam się. Te uczucie towarzyszące mi w zdarzeniu było straszne. Nie miałam pojęcia co zrobić. Otworzyłam okna i rozłożyłam dziewczynę na podłodze. Po chwili do pokoju wpadł Nelson. Na widok nieprzytomnej i bladej siostry zalał się płaczem. Chwyciłam telefon i zadzwoniłam na pogotowie. Chłopiec cały czas płakał, mimo, że próbowałam go uspokoić.
- Nelson, nie płacz nic jej nie będzie- mówiłam tuląc do siebie dziecko.
- Ale ty nic nie rozumiesz- wychlipał.- Ja mam tylko ją.- "Jak to?" pomyślałam, nie mają rodziców?
- Ale gdzie wasi rodzice?- spytałam nadal oszołomiona.
- Zostawili nas...- z trudem wydusił i znów zaczął płakać. Teraz to i ja miałam ochotę tak postąpić. Wiedziałam co odczuwają. Mój ojciec także mnie zostawił, a matka uciekała ode mnie i zatracała się w pracy. Wiem co to dorastać bez poczucia bezpieczeństwa i bez wiedzy, że jest ktoś na tym świecie, dla którego jestem najważniejsza. Postanowiłam. Choćbym miała wywrócić ziemię do góry nogami, postaram się, aby Nelson miał najlepsze dzieciństwo. Z poczuciem wartości i miłości. O którym ja mogłam tylko marzyć...
***
Hej, Hej, Hej! No i jest rozdział:) Chciałam was poinformować, że od 18 do 25 będę nad morzem:) , a od 27 do 7 sierpnia na Krecie:D A więc od 18 do tak mniej więcej 8-9 sierpnia, raczej nie będzie rozdziału:( Chyba, że napiszę go jak będę nad morzem, bo w-f w hotelu jest, a ja bez laptopa się nie wybieram. Trzymajcie kciuki. I jeszcze coś jak dobrze mnie zmotywujecie i jak humor mi dopisze to możliwe, że rozdział pojawi się jeszcze dziś. Ale to zależy w większości od was. I czy chcecie? Całuję:*
Weronika Love
wtorek, 2 lipca 2013
rozdział 12- Nie wracaj do przeszłości, liczy się tylko ta chwila.
Laura
Chłopak wpadł na mnie, przez co jęknęłam z bólu.
- Nic ci nie jest?- zapytał z troską i szybko zszedł ze mnie.
- Nie, raczej nie...- odparłam i starając się podnieść ponownie upadłam. Strasznie bolała mnie noga. Chłopak podał mi rękę i złapał pod ramię.
- A teraz przejdziemy się do pielęgniarki.
- Po co?
- Jeszcze się pytasz?- spojrzał na mnie tak groźnie, że poległam i bez słowa ruszyliśmy do "szkolnej uzdrowicielki". Idąc przez korytarz chłopak przez cały czas starał się odprowadzić moją uwagę od bólu i opowiadał o różnych niestworzonych rzeczach ( ma naprawdę bujną wyobraźnię.)
-Ross nie pomagasz!- burknęłam, bo miałam już dość opowieści o kosmitach i olbrzymach.
- No dobra, a może...- znowu zaczął swoje opowieści, na szczęście zza rogu ujrzałam gabinet pielęgniarki.
Ross delikatnie zapukał do drzwi, po chwili usłyszeliśmy ciche "proszę". Blondyn jedną ręką otworzył drzwi, a drugą nadal mnie podtrzymywał. Weszliśmy do gabinetu i ujrzeliśmy kobietę w białym fartuchu z uśmiechem na ustach.
- W czym mogę pomóc?- zapytała tak samo ciepło.
- Moją koleżankę boli noga.- Chłopak nie dał mi nic powiedzieć. Zanim zdążyłam się zorientować, opowiedział już całe zdarzenie i stan nogi.
- No dobrze, ale pozwól może powiedzieć coś przyjaciółce?- powiedziała, a widać było, że z trudem kryje śmiech.- A więc od dawna cię boli?- zwróciła się do mnie
- Nie od paru minut- odparłam i popatrzyłam się na Rossa, który najwidoczniej nie miał zamiaru opuszczać gabinetu. Pielęgniarka poszła za moim wzrokiem i także spojrzała na blondyna.
- Widzę, że twój chłopak nie ma zamiaru cię opuszczać- prychnęła, na co blondyn szeroko się uśmiechną.
- No pewnie, że nie opuszcze- odparł jeszcze bardziej się uśmiechając i puścił do mnie oczko, za nim zdążyłam zaprzeczyć.
***
Właśnie wraz z Rossem szłam po parkingu przed szkołą. Okazało się, że noga jest tylko poobijana. Na wszelki wypadek pielęgniarka zwolniła mnie z reszty zajęć, chłopak po wielu prośbach i obietnicach pomocy mi, także został zwolniony.
- Wiesz, jeśli noga cię tak boli, to nie pozostaje nam nic innego, jak jechanie samochodem- uśmiechną się szyderczo i wskazał na stojący obok pojazd.
- O nie! Nie mam zamiaru ponownie narażać swojego życia! Prowadzisz jak wariat!- zaprzeczyłam i pokiwałam głową.
- Ale ponoć boli cię noga- wymruczał pod nosem lekceważąco.
- No... ok, ale tylko jak obiecasz, że nie będzie za szybko.
- Tak...na pewno- uśmiechnął się i ponownie zaraził mnie swoim uśmiechem. Otworzył drzwi do auta i pomógł mi wejść.
***
Samochodem jechaliśmy już jakieś pięć minut. Chłopak nie jechał już tak szybko, ale nie powiedziałabym, że jedzie wolno. Nikt się nie odzywał. Nie przeszkadzało mi to, jednak blondyn był innego zdania. Co chwilę spoglądał to na mnie, to na drogę. Coś go trapiło i to było widać. Był niespokojny i czułam, że za chwilę to z siebie wyrzuci. Nie myliłam się.
- Laura? Powiedz mi tylko jedno.- zaczął niepewnie.
- Co mam ci powiedzie?
- Bo my jesteśmy przyjaciółmi, tak?
- A wątpisz w to?- zapytałam zdziwiona jego pytaniem.- Czy to nie oczywiste?
- Bo... ja ci już mówiłem, że o tobie nie zapomniałem, ale nie wiem co z tobą.
- Ross, musimy wracać do przeszłości? Dla mnie nie była ona kolorowa, kiedy się tu przeprowadziłam, nie miałam żadnych przyjaciół- westchnęłam na wspomnienie ubiegłych lat.
- Ale ja się nie pytam o to, tylko o to, czy o mnie nie zapomniałaś? Ale jak widać ty unikasz tematu, czyli, że o mnie nie pamiętałaś- odparł, a ja poczułam ukłucie na sercu. Jak on może tak myśleć?!
- Wiesz co prawdziwi przyjaciele nie pytają się o takie rzeczy. Dla nich jest to jasne!- wykrzyknęłam i odwróciłam głowę. - Wysadź mnie tu, dojdę- dodałam.
- Żartujesz?
- Wysadź mnie, albo otworzę drzwi i wyskoczę.- Na chłopaka te słowa podziałały i po chwili zatrzymał auto. Z trudem wyszłam z pojazdu i skierowałam się na przeciw. Nagle usłyszałam, że ktoś podąża za mną. Starałam się przyspieszyć, jednak z bolącą nogą nie jest to łatwe.
- Laura! Czekaj!- krzykną Ross i podbiegł. Odwróciłam się w jego stronę. Stał blisko, zdecydowanie za blisko...- Laura przepraszam, ja w to nigdy nie wątpiłem, ja po prostu chciałem wiedzieć, czy cierpiałaś tak jak ja, gdy nie mogłem zobaczyć twojego uśmiechu, twoich oczu i po prostu ciebie.- Nagle z nieba zaczęły kapać krople deszczu, by po chwili zamienić się w urwanie chmury. Moje oczy uniosłam w górę, tak samo jak chłopak, lecz po chwili znowu je spuściłam. W tej właśnie chwili napotkałam czekoladowe oczy blondyna.
- Tak cierpiałam i to bardzo- odparłam tak cicho, że chłopak ledwo co usłyszał. Niespodziewanie twarz blondyna zaczęła się przybliżać do mojej. Czułam dziwne uczucie w środku. Nie spodziewałam się tego, ale nie chciałam aby przestał. Czułam na twarzy ciepło pochodzące z jego ust. Moje serce biło tak szybko, że bałam się aby nie usłyszał kolejnych grzmotów. To było magiczne? Chłopak bez zastanowienia wbił mi się w usta. Nie słyszałam już nic, po za biciem naszych serc. Nie zauważyłam nawet, że obok na ławce siedzi mały chłopczyk i maluje coś w zeszycie.
***
Obiecałam i słowa dotrzymuję! W rozdziale pojawił się wątek z Raurą. Wiem, że długo nie było, ale cóż w wakacje myślałam, że będę miała mnóstwo czasu, a tu co? Dnie zajęte po brzegi. Chyba bym nie skończyła tego rozdziału do końca wakacji, ale przeczytałam komentarze i nie dość, że poprawiły mi humor to i zmotywowały do skończenia rozdziału, dlatego proszę o dalsze:) Całuję:*
Weronika Love
Chłopak wpadł na mnie, przez co jęknęłam z bólu.
- Nic ci nie jest?- zapytał z troską i szybko zszedł ze mnie.
- Nie, raczej nie...- odparłam i starając się podnieść ponownie upadłam. Strasznie bolała mnie noga. Chłopak podał mi rękę i złapał pod ramię.
- A teraz przejdziemy się do pielęgniarki.
- Po co?
- Jeszcze się pytasz?- spojrzał na mnie tak groźnie, że poległam i bez słowa ruszyliśmy do "szkolnej uzdrowicielki". Idąc przez korytarz chłopak przez cały czas starał się odprowadzić moją uwagę od bólu i opowiadał o różnych niestworzonych rzeczach ( ma naprawdę bujną wyobraźnię.)
-Ross nie pomagasz!- burknęłam, bo miałam już dość opowieści o kosmitach i olbrzymach.
- No dobra, a może...- znowu zaczął swoje opowieści, na szczęście zza rogu ujrzałam gabinet pielęgniarki.
Ross delikatnie zapukał do drzwi, po chwili usłyszeliśmy ciche "proszę". Blondyn jedną ręką otworzył drzwi, a drugą nadal mnie podtrzymywał. Weszliśmy do gabinetu i ujrzeliśmy kobietę w białym fartuchu z uśmiechem na ustach.
- W czym mogę pomóc?- zapytała tak samo ciepło.
- Moją koleżankę boli noga.- Chłopak nie dał mi nic powiedzieć. Zanim zdążyłam się zorientować, opowiedział już całe zdarzenie i stan nogi.
- No dobrze, ale pozwól może powiedzieć coś przyjaciółce?- powiedziała, a widać było, że z trudem kryje śmiech.- A więc od dawna cię boli?- zwróciła się do mnie
- Nie od paru minut- odparłam i popatrzyłam się na Rossa, który najwidoczniej nie miał zamiaru opuszczać gabinetu. Pielęgniarka poszła za moim wzrokiem i także spojrzała na blondyna.
- Widzę, że twój chłopak nie ma zamiaru cię opuszczać- prychnęła, na co blondyn szeroko się uśmiechną.
- No pewnie, że nie opuszcze- odparł jeszcze bardziej się uśmiechając i puścił do mnie oczko, za nim zdążyłam zaprzeczyć.
***
Właśnie wraz z Rossem szłam po parkingu przed szkołą. Okazało się, że noga jest tylko poobijana. Na wszelki wypadek pielęgniarka zwolniła mnie z reszty zajęć, chłopak po wielu prośbach i obietnicach pomocy mi, także został zwolniony.
- Wiesz, jeśli noga cię tak boli, to nie pozostaje nam nic innego, jak jechanie samochodem- uśmiechną się szyderczo i wskazał na stojący obok pojazd.
- O nie! Nie mam zamiaru ponownie narażać swojego życia! Prowadzisz jak wariat!- zaprzeczyłam i pokiwałam głową.
- Ale ponoć boli cię noga- wymruczał pod nosem lekceważąco.
- No... ok, ale tylko jak obiecasz, że nie będzie za szybko.
- Tak...na pewno- uśmiechnął się i ponownie zaraził mnie swoim uśmiechem. Otworzył drzwi do auta i pomógł mi wejść.
***
Samochodem jechaliśmy już jakieś pięć minut. Chłopak nie jechał już tak szybko, ale nie powiedziałabym, że jedzie wolno. Nikt się nie odzywał. Nie przeszkadzało mi to, jednak blondyn był innego zdania. Co chwilę spoglądał to na mnie, to na drogę. Coś go trapiło i to było widać. Był niespokojny i czułam, że za chwilę to z siebie wyrzuci. Nie myliłam się.
- Laura? Powiedz mi tylko jedno.- zaczął niepewnie.
- Co mam ci powiedzie?
- Bo my jesteśmy przyjaciółmi, tak?
- A wątpisz w to?- zapytałam zdziwiona jego pytaniem.- Czy to nie oczywiste?
- Bo... ja ci już mówiłem, że o tobie nie zapomniałem, ale nie wiem co z tobą.
- Ross, musimy wracać do przeszłości? Dla mnie nie była ona kolorowa, kiedy się tu przeprowadziłam, nie miałam żadnych przyjaciół- westchnęłam na wspomnienie ubiegłych lat.
- Ale ja się nie pytam o to, tylko o to, czy o mnie nie zapomniałaś? Ale jak widać ty unikasz tematu, czyli, że o mnie nie pamiętałaś- odparł, a ja poczułam ukłucie na sercu. Jak on może tak myśleć?!
- Wiesz co prawdziwi przyjaciele nie pytają się o takie rzeczy. Dla nich jest to jasne!- wykrzyknęłam i odwróciłam głowę. - Wysadź mnie tu, dojdę- dodałam.
- Żartujesz?
- Wysadź mnie, albo otworzę drzwi i wyskoczę.- Na chłopaka te słowa podziałały i po chwili zatrzymał auto. Z trudem wyszłam z pojazdu i skierowałam się na przeciw. Nagle usłyszałam, że ktoś podąża za mną. Starałam się przyspieszyć, jednak z bolącą nogą nie jest to łatwe.
- Laura! Czekaj!- krzykną Ross i podbiegł. Odwróciłam się w jego stronę. Stał blisko, zdecydowanie za blisko...- Laura przepraszam, ja w to nigdy nie wątpiłem, ja po prostu chciałem wiedzieć, czy cierpiałaś tak jak ja, gdy nie mogłem zobaczyć twojego uśmiechu, twoich oczu i po prostu ciebie.- Nagle z nieba zaczęły kapać krople deszczu, by po chwili zamienić się w urwanie chmury. Moje oczy uniosłam w górę, tak samo jak chłopak, lecz po chwili znowu je spuściłam. W tej właśnie chwili napotkałam czekoladowe oczy blondyna.
- Tak cierpiałam i to bardzo- odparłam tak cicho, że chłopak ledwo co usłyszał. Niespodziewanie twarz blondyna zaczęła się przybliżać do mojej. Czułam dziwne uczucie w środku. Nie spodziewałam się tego, ale nie chciałam aby przestał. Czułam na twarzy ciepło pochodzące z jego ust. Moje serce biło tak szybko, że bałam się aby nie usłyszał kolejnych grzmotów. To było magiczne? Chłopak bez zastanowienia wbił mi się w usta. Nie słyszałam już nic, po za biciem naszych serc. Nie zauważyłam nawet, że obok na ławce siedzi mały chłopczyk i maluje coś w zeszycie.
***
Obiecałam i słowa dotrzymuję! W rozdziale pojawił się wątek z Raurą. Wiem, że długo nie było, ale cóż w wakacje myślałam, że będę miała mnóstwo czasu, a tu co? Dnie zajęte po brzegi. Chyba bym nie skończyła tego rozdziału do końca wakacji, ale przeczytałam komentarze i nie dość, że poprawiły mi humor to i zmotywowały do skończenia rozdziału, dlatego proszę o dalsze:) Całuję:*
Weronika Love
sobota, 29 czerwca 2013
Liebster Blog:D
Hejka:) To nie jest rozdział (który jest już prawie skończony). To jest notka o Liebster Blog:) (cokolwiek to jest). Dostałam nominacje od Tyśka. XD i Natallie;3, za co serdecznie dziękuje. Co to Liedster Blog?
A to zasady. No to zaczynamy:)
Pytania od Tyśki. XD:
A to zasady. No to zaczynamy:)
Pytania od Tyśki. XD:
1. Jakie masz zainteresowania?
Przede wszystkim lubię pisać i piosenki i opowiadania. Ale od kąt pamiętam jeżdżę konno i to jest moją pasją:)
2. Czy jesteś szczęśliwa?
Ja wśród znajomych słynę z tego, że zarażam swoją radością życia i chęci wszystkiego co dobre. A więc tak:)
3. Jakie jest twoje największe marzenie?
Mam mnóstwo marzeń. Wśród nich spotkać R5:) Ale jest ich tyle, że nie zliczę. Chociaż zawsze marzyłam, alby przeżyć przygodę taką nie zapomnianą, jak w filmie.
4. Jakie są twoje plany na wakacje?
Pierwsze kilka dni w domu. Potem nad polskie morze (Władysławowo). Potem z rodziną lecę na Kretę:) Po powrocie, przyjeżdża do mnie kuzynka i mam urodziny:) (15 sierpnia).
5. Wygrywasz milion złotych. Co z nimi robisz?
Część idzie na zaoszczędzanie. A część na duże zakupy:) Takie bez ograniczeń:D
6. Najpiękniejsza chwila twojego życia to...
Trudno to określić, skoro dopiero zaczynam żyć. Ale do tej pory było sporo takich chwil. Mam dwie ulubione. Pierwsza była kiedy, ja i moje rodzeństwo (siostra-rodzona, brat i dwie siostry- cioteczne, mieszkają daleko) razem bawiliśmy się w króla, królową i księżniczki. Kradliśmy koszule i ręczniki babci, ta zabawa była tak skomplikowana, że tylko my ją rozumiemy:) A druga to po prostu chwile z moją klasą, która teraz się rozpada...tęsknie:(
7. Gdzie chciałabyś wybrać się w podróż?
Do Hollywood i Paryża, w Paryżu już byłam, ale chcę jeszcze raz:)
8. Czy masz jakieś swoje odwzorowanie w postaci literackiej?
Nie myślałam nad tym...
9. Twoja ulubiona książka to...
"Wybrani"- polecam:)
10. Jaki jest twój ulubiony kwiat?
Bez ;3
11. Co zmieniłabyś w swoim życiu?
Chciałabym jeszcze nie odchodzić z podstawówki:(
A teraz pytania od Natallie;3 :
1. Twoje ulubione miasto?
Olecko, Giżycko i Gdańsk:)
2. Jakie jest twoje największe hobby?
Jazda konna, taniec i śpiew:)
3. Masz jakieś dziwactwa?
Ojj...dużo! Na przykład, często zaczynam się śmiać z byle powodów:)
4. Jakie jest twoje ulubione jedzenie?
Pizza i bliny:) No i oczywiście słodycze:)
5. Masz jakieś największe marzenie?
Wiele... Ale tak jak pisałam wcześniej chciałabym przeżyć przygodę taką jak w filmach. No i chciałabym być aktorką...
6. Gdybyś miała jedno, dowolne życzenie, czego byś chciała?
Akurat w dzisiejszej sytuacji, chciałabym być pewna tego co czuje...
7. Wolisz kisiel czy budyń?
Lubię i to i to, ale chyba wole budyń:)
8. Jaką książkę obecnie czytasz?
"Wybrani"
9. Jaki jest twój ulubiony film?
"Zielona Mila", "Romeo i Julia" i "Tytanic"
10. Gdybyś miała możliwość spotkania kogoś sławnego, kogo byś wybrała?
Bez zastanowienia Rossa Lyncha i Laurę Marano:)
11. W jakim wydarzeniu historycznym najchętniej wzięłabyś udział?
Trudne pytanie... Może w powstaniu?
No to nie przedłużając, moje nominacje:)
1.http://r5-laura-story.blogspot.com/
2.http://my-diary-ally.blogspot.com/
3.http://story-about-auslly.blogspot.com/
4.http://rossilaura.blogspot.com/
5.http://austinially-wiemzemniekochasz.blogspot.com/2013/06/dla-kogos-waznego-w-moim-zyciu.html#comment-form
6.http://austin-and-ally-auslly-mystory.blogspot.com/
7.http://pamietnik-ally-dawson.blogspot.com/
8.http://ross-and-laura-lovestory.blogspot.com/
9.http://opowiadania-o-austinie-i-ally.blogspot.com/
10.http://austinandallyfanfiction.blogspot.com/
11.http://catch-up-the-dreams.blogspot.com/
A oto moje pytania:
1. Czy masz rodzeństwo?
2. Czy miałaś kiedyś tak, że chciałaś zatrzymać czas?
3. Czy tęsknisz za dzieciństwem?
4. Czy chciałabyś cofnąć czas i poprawić błędy?
5. Czy płakałaś po zakończeniu szkoły?
6. Czy łatwo się wzruszasz?
7. Płakałaś przy jakimś filmie?
8. Co wolisz pomarańcze, czy truskawki?
9. Czy wstawisz swoje zdjęcie na bloga?
10. Jak wyglądasz?
11. Czy pamiętasz ludzi, których poznałaś kilka lat temu np. na koloni i dalej utrzymujecie kontakt?
UFF...W końcu to napisałam. Rozdział powinien pojawić się już wkrótce. Jeszcze raz dziękuje za nominację i przyznam, że ja na końcu roku szkolnego płakałam...Ale to dlatego, że już więcej nie zobaczę tej szkoły, nie będę jej uczniem, a moja klasa się rozpadnie i już się w takim składzie nie zobaczymy...smutam;( Lecę powiadomić nominowanych.
Weronika Love
2.http://my-diary-ally.blogspot.com/
3.http://story-about-auslly.blogspot.com/
4.http://rossilaura.blogspot.com/
5.http://austinially-wiemzemniekochasz.blogspot.com/2013/06/dla-kogos-waznego-w-moim-zyciu.html#comment-form
6.http://austin-and-ally-auslly-mystory.blogspot.com/
7.http://pamietnik-ally-dawson.blogspot.com/
8.http://ross-and-laura-lovestory.blogspot.com/
9.http://opowiadania-o-austinie-i-ally.blogspot.com/
10.http://austinandallyfanfiction.blogspot.com/
11.http://catch-up-the-dreams.blogspot.com/
A oto moje pytania:
1. Czy masz rodzeństwo?
2. Czy miałaś kiedyś tak, że chciałaś zatrzymać czas?
3. Czy tęsknisz za dzieciństwem?
4. Czy chciałabyś cofnąć czas i poprawić błędy?
5. Czy płakałaś po zakończeniu szkoły?
6. Czy łatwo się wzruszasz?
7. Płakałaś przy jakimś filmie?
8. Co wolisz pomarańcze, czy truskawki?
9. Czy wstawisz swoje zdjęcie na bloga?
10. Jak wyglądasz?
11. Czy pamiętasz ludzi, których poznałaś kilka lat temu np. na koloni i dalej utrzymujecie kontakt?
UFF...W końcu to napisałam. Rozdział powinien pojawić się już wkrótce. Jeszcze raz dziękuje za nominację i przyznam, że ja na końcu roku szkolnego płakałam...Ale to dlatego, że już więcej nie zobaczę tej szkoły, nie będę jej uczniem, a moja klasa się rozpadnie i już się w takim składzie nie zobaczymy...smutam;( Lecę powiadomić nominowanych.
Weronika Love
wtorek, 25 czerwca 2013
rozdział 11- Do szczęścia niewiele potrzeba. Wkrótce się przekonasz.
Laura
Ze snu wyrwał mnie hałaśliwy i denerwujący dźwięk, a dokładniej- budzik. No tak dzisiaj zaczyna się szkoła. Trzeba znowu przyzwyczaić się do tak wczesnego wstawania. Leniwie zwlokłam się z łóżka i podeszłam do szafy, mieszczącej się na środku pokoju. Bezczynnie wpatrywałam się w mebel, zdaje się, że na chwilę przysnęłam. Nagle po domu rozległ się głośny dźwięk. Natychmiast otworzyłam szeroko oczy i skierowałam wzrok w podłogę. Na ziemi leżały odłamki szkła. Dopiero teraz zorientowałam się, że przez przypadek, strąciłam wazon z szafki. Zabrałam się do sprzątania. Większe kawałki zebrałam rękoma, a mniejsze pozamiatałam zmiotką. Wstając mój wzrok napotkał zegarek. Jak zobaczyłam która jest godzina aż podskoczyłam. Była 7:30! Jak najprędzej podbiegłam do szafy i wyjęłam pierwsze ubrania z brzegu (KLIK). Popędziłam do łazienki i już po 10 minutach byłam gotowa. Zbiegłam na dół, gdzie już czekała na mnie babcia.
- Hej- powiedziałam pospiesznie, jednocześnie wyjmując jogurt z lodówki.
- Cześć skarbie. Zaspałaś?- odezwała się jak zwykle swoim melodyjnym i ciepłym głosem.
- Można tak powiedzieć, ale teraz już lecę, bo autobus mi ucieknie- odparłam i wyrzuciłam pusty kubeczek po jogurcie do kosza. Wzięłam torbę i biegiem ruszyłam na przystanek. Akurat kiedy dotarłam, autobus już odjechał. "No cudownie! Pierwszy dzień szkoły i spóźnienie!" przemknęło mi przez myśl. Pogoda także była przeciwko mnie i nieustannie padał deszcz. Nagle poczułam ostry ból w stopie. Zdjęłam buta i dostrzegłam, że szkło z pobitego wazonu wbiło mi się w nogę. Dopiero teraz to zobaczyłam, ale ból był coraz silniejszy. Bezradnie usiadłam na ławce, a z torby wyjęłam plan lekcji, aby sprawdzić co mam pierwsze. "No ładnie! Pierwsza lekcja to matma..." Pomyślałam przewracając oczami. Matematyki uczy pani Swag. Jest ona strasznie surowa, a czasami zdaje mi się, jakby nienawidziła całego świata. Szkolne plotki głoszą, że kiedyś, dzień przed ślubem, zostawił ją narzeczony. W pewnym sensie jest mi jej żal, ale to nie oznacza, że może się wyżywać na nas.
***
Minęło już 10 minut od kąt spoczywam na ławce, czekając na kolejny autobus, który miał przyjechać dopiero o 8:00. Nagle przed przystankiem zatrzymał się samochód. Było to sportowe auto, całe czerwone i na pewno nie kosztowało mało. Popatrzyłam w stronę pojazdu, którego drzwi się otworzyły. Z wnętrza wyszedł Ross? To on ma prawo jazdy?
- Czemu tutaj siedzisz? Autobus przed chwilą odjechał- powiedział i popatrzył na mnie pytającym wzrokiem.
- Tak... Odjechał, właśnie- odparłam z rezygnacją.
- Podwieźć cię?- zapytał z nutką nadziei. Wychyliłam głowę spoglądając na samochód. Bałam się wielu rzeczy, a szybkość była jedną z nich. - To co?- ponownie zapytał siadając na miejsce kierowcy.
- Nooo....- przeciągnęłam, kiedy zniecierpliwiony chłopak zatrąbił w klakson.- No już idę, idę!- krzyknęłam zirytowana.
***
Chłopak jechał tak szybko, że do szkoły dotarliśmy trzy minuty przed lekcją. Gdy w końcu przyjechaliśmy na szkolny parking, z ulgą opuściłam pojazd.
- Podobała się podróż?- zapytał uśmiechając się przy tym. Miał zaraźliwy uśmiech, odsłaniający równe białe zęby i dołeczki w policzkach. Uśmiechnęłam się do niego, zanim zdążyłam pomyśleć, że chcę to zrobić.
- Powiedzmy, że cieszę się, że już jestem i mogę wyjść z tej maszyny śmierci- spojrzałam na pojazd i zmrużyłam oczy, jakby chciałam przekazać samochodowi, że już się więcej nie zobaczymy.
- Chodźmy już, zostały dwie minuty- powiedział blondyn i złapał mnie za rękę, ciągnąc w stronę wielkiego budynku.
Pod klasę dotarliśmy równo z dzwonkiem. Na miejscu spotkaliśmy już Raini i Caluma. Szczęśliwa, że zdążyliśmy stanęłam obok przyjaciół i czekałam na nauczycielkę. Nie minęło 5 minut, kiedy przed drzwiami klasy stanęła nauczycielka. Ubrana była w granatową spódnicę, białą koszulę i marynarkę tego samego koloru co spódnica. Włosy miała związane w kok, a usta pomalowane na krwisto czerwono. Jej postawę podkreślały średniej wielkości obcasy. Już na jej sam widok wszyscy przestali rozmawiać i stanęli jak na baczność. Otworzyła drzwi i wpuściła nas do klasy. Zajęłam miejsce w pierwszym rzędzie i w czwartej ławce. Raini usiadła obok Caluma, a Ross dosiadł się do mnie. Nauczycielka nie traciła czasu na przedstawianie nowego ucznia, czy rozmowy o sposobie oceniania i od razu rozpoczęła lekcje.
***
Następna lekcja to muzyka. Kochałam tą lekcje. Nauczycielką byłą pani Nicole. Kochała to co robi, a uczniowie z chęcią jej słuchali. Właśnie ruszyliśmy w stronę klasy do muzyki. Właśnie szłam korytarzem, kiedy usłyszałam głos Rossa.
- Laura, czekaj!- krzykną i zaczął podbiegać, a ja odwróciłam się w jego stronę. Nagle potkną się o coś i wylądował prosto na mnie, przez co ja jęknęłam z bólu.
***
Wiem długo nie było, ale do wakacji w ogóle nie mam czasu! Zdaje mi się, że straciłam tą iskrę pisania i już mi to nie wychodzi... Martwi mnie to, jak i to, że prawie w ogóle nie komentujecie i jeszcze bardziej mnie o tym przekonujecie... Smutam:( Lubię pisać, ale zastanawiam się nad rzucenie tego. A i jeszcze takie pytanie, czy chcielibyście, żeby w następnym rozdziale coś się działo między Rossem a Laurą? I jeszcze jedno, jak się wam podoba nowy wygląd bloga?
Weronika Love
Ze snu wyrwał mnie hałaśliwy i denerwujący dźwięk, a dokładniej- budzik. No tak dzisiaj zaczyna się szkoła. Trzeba znowu przyzwyczaić się do tak wczesnego wstawania. Leniwie zwlokłam się z łóżka i podeszłam do szafy, mieszczącej się na środku pokoju. Bezczynnie wpatrywałam się w mebel, zdaje się, że na chwilę przysnęłam. Nagle po domu rozległ się głośny dźwięk. Natychmiast otworzyłam szeroko oczy i skierowałam wzrok w podłogę. Na ziemi leżały odłamki szkła. Dopiero teraz zorientowałam się, że przez przypadek, strąciłam wazon z szafki. Zabrałam się do sprzątania. Większe kawałki zebrałam rękoma, a mniejsze pozamiatałam zmiotką. Wstając mój wzrok napotkał zegarek. Jak zobaczyłam która jest godzina aż podskoczyłam. Była 7:30! Jak najprędzej podbiegłam do szafy i wyjęłam pierwsze ubrania z brzegu (KLIK). Popędziłam do łazienki i już po 10 minutach byłam gotowa. Zbiegłam na dół, gdzie już czekała na mnie babcia.
- Hej- powiedziałam pospiesznie, jednocześnie wyjmując jogurt z lodówki.
- Cześć skarbie. Zaspałaś?- odezwała się jak zwykle swoim melodyjnym i ciepłym głosem.
- Można tak powiedzieć, ale teraz już lecę, bo autobus mi ucieknie- odparłam i wyrzuciłam pusty kubeczek po jogurcie do kosza. Wzięłam torbę i biegiem ruszyłam na przystanek. Akurat kiedy dotarłam, autobus już odjechał. "No cudownie! Pierwszy dzień szkoły i spóźnienie!" przemknęło mi przez myśl. Pogoda także była przeciwko mnie i nieustannie padał deszcz. Nagle poczułam ostry ból w stopie. Zdjęłam buta i dostrzegłam, że szkło z pobitego wazonu wbiło mi się w nogę. Dopiero teraz to zobaczyłam, ale ból był coraz silniejszy. Bezradnie usiadłam na ławce, a z torby wyjęłam plan lekcji, aby sprawdzić co mam pierwsze. "No ładnie! Pierwsza lekcja to matma..." Pomyślałam przewracając oczami. Matematyki uczy pani Swag. Jest ona strasznie surowa, a czasami zdaje mi się, jakby nienawidziła całego świata. Szkolne plotki głoszą, że kiedyś, dzień przed ślubem, zostawił ją narzeczony. W pewnym sensie jest mi jej żal, ale to nie oznacza, że może się wyżywać na nas.
***
Minęło już 10 minut od kąt spoczywam na ławce, czekając na kolejny autobus, który miał przyjechać dopiero o 8:00. Nagle przed przystankiem zatrzymał się samochód. Było to sportowe auto, całe czerwone i na pewno nie kosztowało mało. Popatrzyłam w stronę pojazdu, którego drzwi się otworzyły. Z wnętrza wyszedł Ross? To on ma prawo jazdy?
- Czemu tutaj siedzisz? Autobus przed chwilą odjechał- powiedział i popatrzył na mnie pytającym wzrokiem.
- Tak... Odjechał, właśnie- odparłam z rezygnacją.
- Podwieźć cię?- zapytał z nutką nadziei. Wychyliłam głowę spoglądając na samochód. Bałam się wielu rzeczy, a szybkość była jedną z nich. - To co?- ponownie zapytał siadając na miejsce kierowcy.
- Nooo....- przeciągnęłam, kiedy zniecierpliwiony chłopak zatrąbił w klakson.- No już idę, idę!- krzyknęłam zirytowana.
***
Chłopak jechał tak szybko, że do szkoły dotarliśmy trzy minuty przed lekcją. Gdy w końcu przyjechaliśmy na szkolny parking, z ulgą opuściłam pojazd.
- Podobała się podróż?- zapytał uśmiechając się przy tym. Miał zaraźliwy uśmiech, odsłaniający równe białe zęby i dołeczki w policzkach. Uśmiechnęłam się do niego, zanim zdążyłam pomyśleć, że chcę to zrobić.
- Powiedzmy, że cieszę się, że już jestem i mogę wyjść z tej maszyny śmierci- spojrzałam na pojazd i zmrużyłam oczy, jakby chciałam przekazać samochodowi, że już się więcej nie zobaczymy.
- Chodźmy już, zostały dwie minuty- powiedział blondyn i złapał mnie za rękę, ciągnąc w stronę wielkiego budynku.
Pod klasę dotarliśmy równo z dzwonkiem. Na miejscu spotkaliśmy już Raini i Caluma. Szczęśliwa, że zdążyliśmy stanęłam obok przyjaciół i czekałam na nauczycielkę. Nie minęło 5 minut, kiedy przed drzwiami klasy stanęła nauczycielka. Ubrana była w granatową spódnicę, białą koszulę i marynarkę tego samego koloru co spódnica. Włosy miała związane w kok, a usta pomalowane na krwisto czerwono. Jej postawę podkreślały średniej wielkości obcasy. Już na jej sam widok wszyscy przestali rozmawiać i stanęli jak na baczność. Otworzyła drzwi i wpuściła nas do klasy. Zajęłam miejsce w pierwszym rzędzie i w czwartej ławce. Raini usiadła obok Caluma, a Ross dosiadł się do mnie. Nauczycielka nie traciła czasu na przedstawianie nowego ucznia, czy rozmowy o sposobie oceniania i od razu rozpoczęła lekcje.
***
Następna lekcja to muzyka. Kochałam tą lekcje. Nauczycielką byłą pani Nicole. Kochała to co robi, a uczniowie z chęcią jej słuchali. Właśnie ruszyliśmy w stronę klasy do muzyki. Właśnie szłam korytarzem, kiedy usłyszałam głos Rossa.
- Laura, czekaj!- krzykną i zaczął podbiegać, a ja odwróciłam się w jego stronę. Nagle potkną się o coś i wylądował prosto na mnie, przez co ja jęknęłam z bólu.
***
Wiem długo nie było, ale do wakacji w ogóle nie mam czasu! Zdaje mi się, że straciłam tą iskrę pisania i już mi to nie wychodzi... Martwi mnie to, jak i to, że prawie w ogóle nie komentujecie i jeszcze bardziej mnie o tym przekonujecie... Smutam:( Lubię pisać, ale zastanawiam się nad rzucenie tego. A i jeszcze takie pytanie, czy chcielibyście, żeby w następnym rozdziale coś się działo między Rossem a Laurą? I jeszcze jedno, jak się wam podoba nowy wygląd bloga?
Weronika Love
niedziela, 16 czerwca 2013
rozdział 10- Rzecz magiczna to jest coś, co nie ma opisu. Ci którzy jej doświadczyli żyją tym zdarzeniem i zapominają o całym świecie.
Laura
Dni mijały coraz szybciej. Nim się obejrzałam był już 1 września. Niestety ale trzeba było wracać do szkoły. Jeśli chodzi o mnie i Rossa z dnia na dzień nasze kontakty, coraz to bardziej, stawały się bliższe. Oboje staraliśmy się odbudować to co było kiedyś. W każdym bądź razie umówiliśmy się, że dzisiaj o 8:30 Ross przyjdzie po mnie, aby razem pójść na apel rozpoczęcia roku szkolnego. Spojrzałam na zegarek. Była godzina 7:45. Szybko wyskoczyłam z łóżka i pognałam do szafy. Uroczystość rozpoczynała się o 9:00. Po namyśle z garderoby wyjęłam to. Podreptałam do łazienki. Po dwudziestu minutach byłam gotowa. Wychodząc z toalety poczułam znajomy zapach rozchodzący się po całym domu. Szybko zbiegłam na dół i zobaczyłam babcię krzątającą się w kuchni. Usiadłam przy stole na którym były już tosty i herbata. W szybkim tempie zjadłam posiłek i wbiegłam do mojego pokoju. Zegar wskazywał godzinę 8:20. Z szafy wyciągnęłam torebkę i spakowałam do niej najpotrzebniejsze rzeczy takie jak: zeszyt na plan lekcji, telefon i długopis . Przeglądnęłam się jeszcze w lustrze, kiedy usłyszałam dzwonek. Zbiegłam na dół i otworzyłam drzwi, w których stał Ross.
- Cześć- przywitał się i uśmiechnął.
- Hej- powiedziałam i odwzajemniłam gest.- Babciu wychodzę!- krzyknęłam i wyszliśmy z domu.
Ruszyliśmy w drogę do szkoły. Na początku nikt się nie odzywał, lecz po chwili usłyszałam ciche nucenie. Obróciłam głowę i zobaczyłam, że melodie tworzy Ross. Znałam tą piosenkę, nazywała się Just Give Me A Reason. Ja wręcz uwielbiałam tą piosenkę. Znałam na pamięć słowa, jak i muzykę. Niepewnie zaczęłam nucić razem z chłopakiem. Po woli nucenie zaczęło stawać się głośniejsze, aż doszły do tego słowa. Szliśmy dalej śpiewając, a koło nas zaczęli zbierać się ludzie. Przystanęliśmy nie przerywając piosenki. Chłopak popatrzył na mnie uśmiechając się i nadal śpiewając. Było to nie codzienne zdarzenie, aby dwóch nastolatków zaczęło śpiewać na środku ulicy. Z trudem wydusiłam ostatnią nutę, bo zorientowałam się, że jestem obiektem zainteresowań wszystkich przechodniów. Ale dotrwałam, nie uciekłam, nie załamał mi się głos, dotrwałam. Nagle rozległy się gromkie brawa. Zawstydziłam się trochę, ale dla Rossa było to chyba najlepszym przeżyciem. Przyznam, że to było magiczne? Nagle blondyn spojrzał na zegarek.
- Laura jest 8:55! Spóźnimy się!- krzyknął i złapał mnie za rękę, po czym pociągnął w stronę szkoły.
***
Ledwo nadążałam za chłopakiem, który nadal mnie ciągnął. Pewnie wywróciłabym się gdyby nie to, że Ross mnie przytrzymywał. Jednak z tym tempem do szkoły dotarliśmy równo z rozpoczęciem apelu. W tym roku idę do drugiej klasy licealnej. Dowiedziałam się także, że Ross będzie się ze mną uczyć. Jego dziewczyna Lucy nie uczy się z nami, ponieważ chodzi do innego liceum, może i to lepiej? Nie wiem czemu, ale mam do niej uprzedzenia. Czemu, przecież nic mi nie zrobiła. Chociaż nie znałam jej za dobrze i nie wiem jaka jest.
Apel był jak co roku: nudny i bez sensu. Na początku dyrektor zaczął swój długi i nudny monolog. Nie wiem ile on trwał, ale czas mi się strasznie dłużył do puki nie przypomniałam sobie o dzisiejszym zdarzeniu. Nie wiem dla czego, ale kiedy śpiewałam wtedy z Rossem nie bałam się, nie zemdlałam, ale dotrwałam do końca i mimo tylu ludzi dałam radę. Kocham muzykę, jest ona częścią mnie i swoją przyszłość planuję z połączeniem muzyki. Od zawsze na moich planach stała jedna przeszkoda- strach przed sceną. Ale dzisiaj było inaczej...
***
Apel dobiegł końca. Szczęśliwi uczniowie, tak jak i ja, ruszyli do domów. Gdy wychodziliśmy z sali, jak zwykle każdy próbował przecisnąć się pierwszy, przez co zrobił się tłum. Zgubiłam się w gromadzie ludzi. Starałam się wydostać, lecz to nie przyniosło rezultatów i jeszcze bardziej się pogrążyłam. Nagle ktoś mnie popchną i wylądowałam na człowieku który stał prze de mną. Jak się okazało był to Ross. Teraz leżeliśmy na podłodze w sali gimnastycznej, a chłopak zaczął się śmiać.
- Hej. Wiesz, znam delikatniejsze powitania- powiedział śmiejąc się, przez co także się uśmiechnęłam.
- Przepraszam, ktoś mnie popchną- powiedziałam wstając z blondyna.
- Spoko- odparł i razem ruszyliśmy w stronę wyjścia.
Wyszliśmy na dwór. Kątem oka spostrzegłam, że Ross patrzy się na mnie dziwnie.
- Czemu się tak na mnie patrzysz?- zapytałam, już trochę zaniepokojona jego spojrzeniem.
- Bo nie mogę pojąć jak w takiej osobie może zmieścić się taki cudny głos- zamurowało, zawsze myślałam, że mój głos jest cichy i mizerny. Pierwszy raz usłyszałam komplement dotyczący mojego "talentu", może to też wiązać się z tym, że nigdy przed nikim nie śpiewałam.
- Dzięki. Ty też śpiewasz niczego sobie- odparłam i uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Śpiewałem trochę, było o mnie głośno w internecie, przez jakiś czas- powiedział i posmutniał.
- Już nie śpiewasz? Straciłeś zapał?
- Nie, chciałbym znowu śpiewać, ale nie umiem pisać piosenek.
- Wiesz co, trochę piszę.
***
Tada! Przedstawiam rozdział dziesiąty. Kolejny powinien pojawić się w środę lub czwartek. Niestety:( Ale mam usprawiedliwienie, bo jadę na wycieczkę i wracam o północy we wtorek. Wiem długo nie było, ale mam teraz poprawki i ostatnie sprawdziany. To ostatni tydzień popraw, więc już niedługo więcej czasu! Rozdział nie taki krótki, ale jak dla mnie nudny...Czekam na wasze opinię.Całuję:*
Weronika Love
PS Pisałam ten rozdział przy tych piosenkach polecam : http://www.youtube.com/watch?v=KRaWnd3LJfs
http://www.youtube.com/watch?v=BnpA9kjyJJo
http://www.youtube.com/watch?v=OpQFFLBMEPI
http://www.youtube.com/watch?v=7se7WbWdRxg
Dni mijały coraz szybciej. Nim się obejrzałam był już 1 września. Niestety ale trzeba było wracać do szkoły. Jeśli chodzi o mnie i Rossa z dnia na dzień nasze kontakty, coraz to bardziej, stawały się bliższe. Oboje staraliśmy się odbudować to co było kiedyś. W każdym bądź razie umówiliśmy się, że dzisiaj o 8:30 Ross przyjdzie po mnie, aby razem pójść na apel rozpoczęcia roku szkolnego. Spojrzałam na zegarek. Była godzina 7:45. Szybko wyskoczyłam z łóżka i pognałam do szafy. Uroczystość rozpoczynała się o 9:00. Po namyśle z garderoby wyjęłam to. Podreptałam do łazienki. Po dwudziestu minutach byłam gotowa. Wychodząc z toalety poczułam znajomy zapach rozchodzący się po całym domu. Szybko zbiegłam na dół i zobaczyłam babcię krzątającą się w kuchni. Usiadłam przy stole na którym były już tosty i herbata. W szybkim tempie zjadłam posiłek i wbiegłam do mojego pokoju. Zegar wskazywał godzinę 8:20. Z szafy wyciągnęłam torebkę i spakowałam do niej najpotrzebniejsze rzeczy takie jak: zeszyt na plan lekcji, telefon i długopis . Przeglądnęłam się jeszcze w lustrze, kiedy usłyszałam dzwonek. Zbiegłam na dół i otworzyłam drzwi, w których stał Ross.
- Cześć- przywitał się i uśmiechnął.
- Hej- powiedziałam i odwzajemniłam gest.- Babciu wychodzę!- krzyknęłam i wyszliśmy z domu.
Ruszyliśmy w drogę do szkoły. Na początku nikt się nie odzywał, lecz po chwili usłyszałam ciche nucenie. Obróciłam głowę i zobaczyłam, że melodie tworzy Ross. Znałam tą piosenkę, nazywała się Just Give Me A Reason. Ja wręcz uwielbiałam tą piosenkę. Znałam na pamięć słowa, jak i muzykę. Niepewnie zaczęłam nucić razem z chłopakiem. Po woli nucenie zaczęło stawać się głośniejsze, aż doszły do tego słowa. Szliśmy dalej śpiewając, a koło nas zaczęli zbierać się ludzie. Przystanęliśmy nie przerywając piosenki. Chłopak popatrzył na mnie uśmiechając się i nadal śpiewając. Było to nie codzienne zdarzenie, aby dwóch nastolatków zaczęło śpiewać na środku ulicy. Z trudem wydusiłam ostatnią nutę, bo zorientowałam się, że jestem obiektem zainteresowań wszystkich przechodniów. Ale dotrwałam, nie uciekłam, nie załamał mi się głos, dotrwałam. Nagle rozległy się gromkie brawa. Zawstydziłam się trochę, ale dla Rossa było to chyba najlepszym przeżyciem. Przyznam, że to było magiczne? Nagle blondyn spojrzał na zegarek.
- Laura jest 8:55! Spóźnimy się!- krzyknął i złapał mnie za rękę, po czym pociągnął w stronę szkoły.
***
Ledwo nadążałam za chłopakiem, który nadal mnie ciągnął. Pewnie wywróciłabym się gdyby nie to, że Ross mnie przytrzymywał. Jednak z tym tempem do szkoły dotarliśmy równo z rozpoczęciem apelu. W tym roku idę do drugiej klasy licealnej. Dowiedziałam się także, że Ross będzie się ze mną uczyć. Jego dziewczyna Lucy nie uczy się z nami, ponieważ chodzi do innego liceum, może i to lepiej? Nie wiem czemu, ale mam do niej uprzedzenia. Czemu, przecież nic mi nie zrobiła. Chociaż nie znałam jej za dobrze i nie wiem jaka jest.
Apel był jak co roku: nudny i bez sensu. Na początku dyrektor zaczął swój długi i nudny monolog. Nie wiem ile on trwał, ale czas mi się strasznie dłużył do puki nie przypomniałam sobie o dzisiejszym zdarzeniu. Nie wiem dla czego, ale kiedy śpiewałam wtedy z Rossem nie bałam się, nie zemdlałam, ale dotrwałam do końca i mimo tylu ludzi dałam radę. Kocham muzykę, jest ona częścią mnie i swoją przyszłość planuję z połączeniem muzyki. Od zawsze na moich planach stała jedna przeszkoda- strach przed sceną. Ale dzisiaj było inaczej...
***
Apel dobiegł końca. Szczęśliwi uczniowie, tak jak i ja, ruszyli do domów. Gdy wychodziliśmy z sali, jak zwykle każdy próbował przecisnąć się pierwszy, przez co zrobił się tłum. Zgubiłam się w gromadzie ludzi. Starałam się wydostać, lecz to nie przyniosło rezultatów i jeszcze bardziej się pogrążyłam. Nagle ktoś mnie popchną i wylądowałam na człowieku który stał prze de mną. Jak się okazało był to Ross. Teraz leżeliśmy na podłodze w sali gimnastycznej, a chłopak zaczął się śmiać.
- Hej. Wiesz, znam delikatniejsze powitania- powiedział śmiejąc się, przez co także się uśmiechnęłam.
- Przepraszam, ktoś mnie popchną- powiedziałam wstając z blondyna.
- Spoko- odparł i razem ruszyliśmy w stronę wyjścia.
Wyszliśmy na dwór. Kątem oka spostrzegłam, że Ross patrzy się na mnie dziwnie.
- Czemu się tak na mnie patrzysz?- zapytałam, już trochę zaniepokojona jego spojrzeniem.
- Bo nie mogę pojąć jak w takiej osobie może zmieścić się taki cudny głos- zamurowało, zawsze myślałam, że mój głos jest cichy i mizerny. Pierwszy raz usłyszałam komplement dotyczący mojego "talentu", może to też wiązać się z tym, że nigdy przed nikim nie śpiewałam.
- Dzięki. Ty też śpiewasz niczego sobie- odparłam i uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Śpiewałem trochę, było o mnie głośno w internecie, przez jakiś czas- powiedział i posmutniał.
- Już nie śpiewasz? Straciłeś zapał?
- Nie, chciałbym znowu śpiewać, ale nie umiem pisać piosenek.
- Wiesz co, trochę piszę.
***
Tada! Przedstawiam rozdział dziesiąty. Kolejny powinien pojawić się w środę lub czwartek. Niestety:( Ale mam usprawiedliwienie, bo jadę na wycieczkę i wracam o północy we wtorek. Wiem długo nie było, ale mam teraz poprawki i ostatnie sprawdziany. To ostatni tydzień popraw, więc już niedługo więcej czasu! Rozdział nie taki krótki, ale jak dla mnie nudny...Czekam na wasze opinię.Całuję:*
Weronika Love
PS Pisałam ten rozdział przy tych piosenkach polecam : http://www.youtube.com/watch?v=KRaWnd3LJfs
http://www.youtube.com/watch?v=BnpA9kjyJJo
http://www.youtube.com/watch?v=OpQFFLBMEPI
http://www.youtube.com/watch?v=7se7WbWdRxg
Subskrybuj:
Posty (Atom)